W latach 70 byłem w Kijowie. I tam na dworcu kolejowym, toalety, to były takie kucaki za drzwiami bonanzówkami, przez które każdy przechodzący swobodnie i bez trudu mógł zaglądnąć. Charakterystycznego brudu też tam nie brakowało, ale, co zrobić, jak kogoś naprze? I dopiero wtedy następował clou programu, a właściwie gwóźdź. Zanim człek tam wlazł, to natykał się na napis, żeby nie wyrzucać papieru do dziury po zużyciu, tylko nadziać ten papier na gwóźdź wystający ze ściany. Oczywiście, ten papier toaletowy, to różne gazety, bo o oryginalnym mowy nie było. Tak sobie pomyślałem wtedy, że to w ramach walki ze zachodnim imperializmem.
I teraz najważniejsze, bo jak człowiek sobie kucnął, to ten zużyty papier na gwoździu, oddalony był od nosa jakieś 15 - 20 centymetrów.
Miłego śniadanka…
2 polubienia
Twoja subtelna i delikatna opowieść pomogła mi nabrać przekonania o tym, że śniadania wcale nie są koniecznością i że jak będę zaczynała dzień od drugiego śniadania to nic się takiego nie stanie
Przyznaję, że jesteś świetnym narratorem i z pewnością chętnie by Cię zatrudniono na wszelkiego rodzaju wczasach lub turnusach odchudzających. Masz talent!
4 polubienia
To może koleżance jeszcze kethup obrzydzić?
1 polubienie
Za późno, bo drugie śniadanie już zjadłam. Masz szansę obrzydzić obiad, bo kurczak jeszcze się piecze.