Tłum gromadził sie juz koło pobliskiej kawiarni.Poczułem przynajmniej kilka znanych mi kiedyś,zapachów papierosów…Na ulicy,w centrum miasta,lepsze to niż spaliny…
Jesienna pogoda czasem odbiera ochotę do życia ale równie często dodaje animuszu…Mam jeszcze prawie godzine a juz sie nie mogę doczekać…
Anette i tak sie spózni…Kiedy świeci takie słońce jak dzisiaj,nawet to wydaje mi sie śmieszne.Zresztą…Czy ja kiedykolwiek mialem jej coś za złe?
Obmyśliłem sobie spacer w stronę mostu.Dwie przecznice i jedno rondo…I potem taka alejka jakby na świecie nie było nic oprócz drzew.Liście się sypią i widać juz niebo spod tego klosza ale za to pod nogami jest złocistobrązowo…Mam jeszcze czas!
A propos liści…Pewnie znowu koło północy zagrają Autumn Leaves.Kiedy słyszę ten utwór,mam ochotę kupić sobie szary trencz.Może nawet biały.Alain Delon czy Humphrey Bogart?Oto jest pytanie! Anette miałaby używanie…
-Poprosze małą kawę.Z mlekiem.
Wskoczyłem na wolne krzesełko przy stoliku.Dziewczyna wyrosła jak z pod ziemi.Jej rude włosy fajnie współgrały z fruwającymi wokoło jesiennymi listkami…Ja chyba bardziej lubię te słoneczną jesień niz myślałem.
Moja nieco sfatygowana gazeta nadawała sie jeszcze do czytania.Tego co połykały oczy,nie przyjmował jednak umysł.Świat był bardzo daleko…
Czy jest w tym coś dziwnego?Chyba każdy normalny wolałby Anette niz ministra,mistrza świata czy nie daj Boże,palanta z telewizji
A jednak…Ona przychodzi znacznie wcześniej w myślach niż spózniona kładzie rękę na ramieniu.Drapieżny zapach Poison musiałem polubić i…polubiłem.Najpierw działał tak jakby mnie ktoś za klapy chwycił.Potem,jak przytulenie…
Jakże i ja chcialbym sie uśmiechać tak często jak ona! A tak…Mam wrazenie że wciąż jestem jej coś winien…Jakbym nie do końca zaslugiwał…
Zresztą,być może tak właśnie jest.Jak w piosence,“ona zmieniła cały mój wszechświat a ja,zostałem w tyle”
Juz z daleka ujrzałem jej rozwiane włosy.Znak firmowy?No tak,czasem tak…
Anette i jej tysiąc pomysłów na minutę,Anette i jej humor tak daleki od rubaszności,Anette i jej zapach,Anette i jej ledwie skrywana ciekawość kolejnych chwil…
-Mam dzisiaj ochotę na wino!
-Jakaś okazja?
-A musi być?
-Ale gdzie tam! Tylko mówisz tak jakbyś chciała coś uczcić…
Zatrzymała sie i spojrzała mi prosto w oczy
-Przyzwyczaj sie wreszcie że zawsze tak jest.Zawsze gdy jesteśmy sami,gdy jesteśmy bezpieczni,nawet wtedy gdy nie wiemy dokąd iść…
[…]
Przepiękne kawałki, niezwykle nastrojowe. W jazzie jest coś takiego, niekończącego się, muzyka może trwać i trwać.
No i do tego musi być duże miasto…, jakaś kobieta i zamiast spaceru, gdzieś w miłym miejscu jakiejś jazz cafe.
Przede wszystkim gratuluje trafnego określenia…“W jazzie jest coś takiego,niekonczacego się”.Tak,nic dodać,nic ująć…Płyta Juliana Cannonballa Adderleya z 1958 roku, z udziałem min. Milesa Davisa.Dla mnie lata 1957-1960 to najwspanialszy okres w historii jazzu ale nie to akurat tutaj decydowało…
Wzorem współbrzmienia muzyki i tekstu,pozostanie dla mnie już chyba na zawsze"W drodze",J.Kerouaca.Wzorem intymności,lakonicznych opisów,wczesne opowiadania Trumana Capote…Zaś relacje damsko męskie,w trochę nierealnym świecie…Chyba wciąż duch E.M.Remarque’a w jakimś stopniu mi patronuje I być może dlatego tak to wyszło…
A być może prościej…Taki"literacki videoclip",taka namiastka opowiadania, po prostu przeleciała mi przez myśl…Tak się bardzo często dzieje.
W przyszłym tygodniu być może coś jeszcze…Czekam na płytę Donalda Byrda…
Zgadzam sie z motywem knajpy która nawet nie musi być elegancka.Spacer jednak tutaj to oczekiwanie które sprzyja refleksjom…
Edit…Plyta przyszła 4 godziny temu
Balsam na duszę mą.
Troche w tym mojej winy ze ten album"przysypany" był innymi, przy przemeblowaniu, pare tygodni temu…A chciałem już kiedyś użyć go do pewnej ilustracji…
No i do tego trzeba nastroju.A ten przychodzi i…odchodzi często nim człowiek słowo napisze.
Właśnie odnawiam sobie Ukrainę i te rzeczy, i słucham tego, co tu zaserwowałeś. Dla mnie, super muzyka.
Prywatnie,jeden z ok. 12-15 moich ulubionych z tamtej dekady
Ale co to znaczy ze “odnawiasz Ukrainę”?
Mam zamiara skrobnąć coś tu o Ukrainie, jej splątaniu z Polską i nie tylko. Mam tu lekki mateirał, a w Polsce czeka ten cięższy. Plus, to co mam w głowie, to już widzę, że to temat na 3 osobne pytania w odcinkach. Nie wiem, jak sobie z tym poradzę, by tu to ścieśnić i nie było nudne?
A jednocześnie wyjaśnić to wszystko.
Rob jak dotad a będzie czytelnie.
Chętnie poczytam bo poza paroma"nieuczesanymi" faktami akurat ta ścieżka naszej historii,srednio się mnie trzyma…
Ja natomiast od kilku dni, zastanawiam się nad jakaś myślą przewodnia dla tekstów takich jak powyżej.Marzy mi się coś takiego jak “Noc na Ziemi”,Jima Jarmuscha…Chyba mój ulubiony jego film…Zbiór krótkich nowelek-portretów nie stanowiących żadnej całości
Ukraina i Litwa, to zasadnicza ścieżka naszej historii, z tym, że ta pierwsza zaczyna się wcześniej Chyba, kurna, na filmy się przerzucę…
Oj,zeby Cię tylko nie zwiodło ze to"łatwiejsze".To wymaga zupełnie innego myślenia,innego podejścia do czasu a przede wszystkim,zaakceptowania faktu ze obraz rządzi.
Oraz także i to ze tutaj fakty historyczne nie są najważniejsze.Podobnie jak w malarstwie.Czy właściwie w każdej ze sztuk…
Chyba ze mówimy o dokumentach…Choć przyznam szczerze ze po przeczytaniu przynajmniej kilku"szaleństw" Kapuscinskiego,nawet i to przestaje być oczywiste
Zażartowałem sobie…
A tu na naszym forum w tym temacie już ty jesteś, a ja nie mam w planach kopać się z koniem…
A historia jest wredna… Kiedyś Tobie rozwinę tę myśl.
Nie wiem co akurat w TEJ chwili, masz na myśli ale podstawowa rzeczą która bardzo ogranicza moje historyczne zapędy,jest niezrozumiale i nieludzkie okrucieństwo.
Nie potrafie na zimno podchodzić do faktu ze morduje się jeńców,niszczy dorobek cywilizacyjny,zneca się nad bezbronnymi.A tak było właściwie zawsze i wszędzie.I jak widać,jest i dzisiaj.Tyle ze wobec współczesności nie wolno milczeć.
Historia zawiera w sobie tyle przekłamań, na zmianę fałszu lub idealizowania, tyle niesie w sobie rozczarowań także innej natury, tyle obleśnej wręcz obłudy i zakłamania [burda francuska bije tu światowe rekordy,podobnie jak w okrucieństwie]
Dlatego moje zainteresowania są wybiórcze i na ogół bardzo ściśle związane z chęcią przeciwstawiania się obiegowym niescislosciom lub wręcz kłamstwom.Oraz ewidentnej głupocie,najczesciej wynikającej albo z braku podstawowej wiedzy albo z propagandy.
Nie ukrywam tez swoich sympatii związanych z pojedynczymi postaciami lub problemami rozciągniętymi nawet na przestrzeni stuleci.Typowy przykład to historia Dzikiego Zachodu,przez lata ubierana w bajki jakbyśmy mieli nigdy nie wyrosnąć z Karola Maya…Z postaci wymieniłbym Williama Wilberforce’a,Williama Pitta czy Edmunda Burke ale oczywiście to 1/100 tych co na to zasługują…
Całkowicie osobny temat ale jako ze jestem w pracy, nie rozwinę…
Miałem na myśli to, co napisałeś. I tzw wspaniałość historii danego kraju. Niestety, minione dzieje nie są chlubą dla ludzkości. Nasza nie jest wyjątkiem Czasem w tym szambie trafiają się prawdziwe perły wspaniałości. Chętnie przy piwie z Toba rozwinąłbym tę myśl.
A tak, w ogóle, to 14 kwietnia czyli za 3 dni, będę już w Polsce.
Ja dopiero 28.04…Ale w tym roku, nie marudzę bo wszystko powoli wraca do normalności.Mam tu na myśli covidowa dewastacje życia która mi wszystko paraliżowała…Jakby było-minelo…
I niech tak zostanie.
Bardzo się cieszę,tak przy okazji, ze mamy tu Bo Jo za premiera!
Muszę przerwać, bo zaraz będę miał telefon z Ukrainy.
Celem “uzupełnienia"opowieści…
Stanley Turrentine i kapitalna organistka,Shirley Scott w temacie Gershwina"You Can’t Take That Away From Me”,z 1963 roku.
Tak mniej wiecej mieli grać w lokalu wymienionym na wstępie opowiadania
Jazz jest taki “carpe diem”
Zangazowanie, malarze impresjonisci, ale jednoczesnie daj z siebie co najlepsze.
I co traktujesz smiertelnie powaznie.
Na przyklad grasz. Na perkusji, saksofonie lub w brydza pod melodie tych pierwszych
Jan Skaradzinski na łamach Non Stopu,po podobnej wypowiedzi,napisal kiedyś:Czytelnik który zrozumiał o co mi chodzi, jest bardzo inteligentnym czytelnikiem
Jazz nie musi być arcypoważny.Taki uogólniając nieco, jest zazwyczaj w Europie jak np. wytwórnia ECM i muzyka Jana Garbarka czy Pata Metheny’ego.
Dla mniej wymagających mamy przecież tzw. smooth jazz, moim zdaniem mający mało wspólnego z jazzem w ogóle.I to jest w większości amerykańskie podejście.
Zreszta tak było zawsze.Od Kinga Olivera,Jelly Roll Mortona czy L.Armstronga.Caly ten nowoorleański"zgiełk"to jedna wielka impreza.Nawet na pogrzebach…
Przy takiem nieco powierzchownym podejściu,wsrod klasyków,powazni do bólu byli ci najwięksi.Coltrane,Ornette Coleman czy Miles…I tu taka ciekawa sprawa bo wśród pianistów,poza może Artem Tatumem,chyba nikt nigdy nie był zbyt poważny.Podobnie jak wśród liderów big bandów.
Muzyka jest językiem pierwotnym i bardzo zmiennym
Co i w co grają sfery niebieskie?
Ja się cieszę, ze w ogóle grają.