Wczoraj w Biedrze ochroniarz zaprosił mnie do ich pomieszczenia na zapleczu, podejrzewając mnie o kradzież serka kanapkowego kupionego w innym sklepie za 3 zł, co prawie było dla mnie obciachem. A do tej Biedry przychodziłem od lat kilka razy w tygodniu, zostawiając w niej przez ten czas dobrą pensję.
Dlaczego mnie podejrzewał o kradzież? Dlatego, że miałem w kieszeni kurtki ten serek, który tę kieszeń odchylał, a miałem jeszcze plecak i reklamówkę. Więc on sobie pomyślał, że musiałem ten serek ukraść, bo inaczej włożyłbym go albo do reklamówki, albo do plecaka. Dodatkowo na ogół nie biorę paragonów, więc sobie pomyślałem, że gorzej. jeśli tego paragonu nie będę miał, a oni będą mieli taki serek w ofercie. Wezwał kierowniczkę zmiany, która potwierdziła, że to nie jest serek od nich.
Przeprosili mnie za incydent. Powiedziałem im, że najprawdopodobniej zmienię miejsce zakupów, bo nie powinni mnie tak potraktować, gdy zostawiłem już u nich tyle kasy. Dlaczego miałem ten serek w kieszeni? Bo miałem zamiar przełożyć go po zakończeniu zakupów.
Niby mogłem być zdegustowany tym posądzeniem o kradzież. Ale po czasie zreflektowałem się, że gdy jeszcze mieszkałem w internacie, to dla sportu zdarzało mi się zwędzić jakiś wiktuał, np. konserwę z zamordowanych ryb, a teraz miałem małą pokutę za tamte kradzieże.