Odnośnie powstania świata, to jest pewna różnica między religią, a nauką, ponieważ religia wie , jak on powstał. a nauka tylko przypuszcza. A przypuszczeń, póki co jest sporo, więc i sprzeczki muszą być.
Faktycznie, fakt autentyczny mi przytoczyłeś.
Nauka jednak ma o tyle przechlapane, że przy obecnym poziomie jej rozwoju nie jest w stanie udowodnić żadnej z teorii powstania wszechświata i nie zapowiada się, żeby kiedykolwiek to nastąpiło. Więc koniec końców uznanie za jedynie słuszną tylko jednej z nich jest w pewnym sensie aktem wiary. Co prawda owy akt wiary jest czasami poparty posiadanym poziomem wiedzy, lub przeważnie jej brakiem, jednak finalnie sprowadza się to do przekonania nie mającego 100% racjonalnych podstaw.
I dlatego protestanci zgadzaja sie z papiezem, jak rowniez pomiedzy soba…
Pojęcie wiary w życiu ludzkim jest bardzo szerokie. I nie chodzi mi tylko wiarę w Boga, czy bogów.
Religie powstały z niewiedzy ludzkiej i tłumaczyły, a właściwie ustalały, to co było niezrozumiałe, czego nie potrafiono wyjaśnić. I na tym koniec. I tak jest z religiami do tej pory.
Nauka zaś próbowała i próbuje wyjaśnić niewyjaśnione, zrozumieć niezrozumiałe i jak napisałeś, z różnym skutkiem. Nauka nie zawsze ma słuszność, ale się do tego przyznaje. A religia uważa, że ma słuszność, na zasadzie “a bo tak i już” i nie ma od tego odstępstwa. I dlatego religia została daleko w tyle za nauką, więc o doganianiu jej przez naukę mowy nie ma, jak to w tytule pytania zapodał autor.
Nauka, to tezy i ich udowodnianie, to mnóstwo ślepych uliczek i zaułków. Czasem znajduje się z nich wyjście, czasem nie. Nauka, to wątpliwości, religii istotą jest ich brak.
I tu powinienem się rozpisać o religii i nauce na przestrzeni istnienia ludzkości, ale musiałbym się skracać, co trwało by do południa.
Mądro prawicie Gazdo.
Gaz do…dechy…
Do de… chy.
Dech stracić można…
Co do wszechświata, to moim zdaniem on cały czas się rozszerza, a potem znów kurczy zapadając w sobie i tak cyklicznie co kilkanaście miliardów lat. Jak fale obiegające kula ziemska w całości pokrytą oceanem, tylko że w trzech wymiarach.
Jesteś w błędzie. Jak wszystkim wiadomo, we czwartek późnym popołudniem jakiś czas temu nic solidnie wybuchło i wszystko zrobiło.
Ale to nic jest, naprawdę zastanawiające. Bo, w ogóle nie powinno go być.
W polskiem języku, to nawet się zgadza; - nie ma nic. No to jak nie ma tego nic, to dosłownie wszędzie musi być coś. Zamiast nic, którego nie ma. A jak nie ma, to nie istnieje.
Nic a nic nie zrozumiałem …
Ja, prawdę mówiąc, też tego pojąć nie umiem.
Czyli ty wolisz doganiać hinduizm…
Goń się!
A po co. Wystarczy poczekać kalpę…
Nad tym musiałem się zastanowić dłużej. Bo to bardzo ciekawa kwestia. Nauka, w założeniu, zmierza do dokładnego opisania świata. Jeśli ten opis zbliża się do tego co mówi religia, to czemu miałoby to być problemem?
Z tym, że ten naukowy opis nie bardzo się zbliża, do opisu religijnego. Wręcz przeciwnie, oddala się, choć nadal pewne styczne występują.
Bardzo dziwne stwierdzenie. Możesz je jakoś uzasadnić?
Może w ten sposób. Gdyby nie było nauki, albo nauka opierała się na religii, to nie mógłbyś w żaden sposób przekazywać tu swych przemyśleń. Biegał byś sobie z maczugą w skórę odzian i prosił jakieś bóstwo, żeby coś do jedzenia udało ci się upolować. A jakby była burza, to modliłbyś się do swojego bóstwa, aby nie gniewał się na ciebie.
I to jest ta subtelna różnica.