Jak nasi rodzice podchodzili do tego, czego dowiadywali się podczas wywiadówek? Jak reagowali na uwagi i oceny? A jak my to robimy/robiliśmy /byśmy robili w stosunku do naszych dzieci i tego, co dzieje się w szkole? Moja koleżanka boi się zaglądać do dziennika elektronicznego, gdy dostaje powiadomienie o nowym wpisie i już nie wie, czy ma zabić córkę, czy nie… Z jednej strony narzeka na córkę, a z drugiej słuchając tłumaczeń córki uważa, że nauczyciel potraktował ją zbyt surowo lub niesłusznie dał uwagę lub wpisał spóźnienie.
Moi rodzice ciagneli losy, ktore pojdzie na wywiadówkę.
Bylo to bodaj dwa razy do roku.?
Wzywaniem rodzicow do szkoly nauczyciele raczej sobie glowy nie zawracali, a komputerów nie bylo.
Ba… Dzienniczek? To materiał wrazliwy, mogl sie zgubic, miec bliskie spotkanie z kanapka na drugie sniadanie…
Tematy są takie same tylko środki przekazu inne. Teraz są e-dzienniki. Rodzic może dzięki nim być na bieżąco z sytuacją dziecka. Nie da się już bez znajomości hackowania czegoś tam dopisać
Problemy są podobne. Z jednej strony durny system który zaśmieca głowy zamiast uczyć życia. Z drugiej zapracowani i nieobecni rodzice co skutkuje tym że dzieci nie ma kto ogarnąć. “Uczą” się z tiktoka. Wzorca brak.
Dawniej mamy nie pracowały. Dzieci nie były świętymi krowami. Nie było smartfonów. Chodziło się na podwórko, do bibliotek, szanowało się nauczyciela.
Mamy czesto pracowaly, rodzice byli zagonieni, szkola uczyla bzdur
A my poruszalismy się stadnie, z kluczmi na szyi. I czesto z numerkiem na obiad do stołówki. Nauczyciele reagowali w przypadkach skrajnych, wychodząc z założenia, ze i tak z nas nic dobrego nie wyrosnie
Teraz dzieciakom zabrania się wracać samemu do domu. Bo świat jest zły. Auto może potrącić, pedofil z krzaków wyskoczyć itp.
U mnie to różnie bywało. Miałem czasem “pecha” i narozrabiało mi się. Z nauką spoko, tylko ten “pech”…
Dzieci są zawsze niewinne i wszystko to wina nauczyciela.
Moi traktowali wszystko ze śmiertelna powaga.Kazda uwaga czy ocena,podlegala …kolejnej ocenie
Rodzice przy tym, interesowali się wszystkim nieustannie, bez jakichkolwiek przerw.
I my staramy sie postępować podobnie.
Niestety,obecne wywiadówki to jakieś parodie tego czym być powinny.Jakies bełkotliwe wykłady na temat jakichś rocznic, dekoracji,obchodow…Dziesiątki spraw które nikogo nie interesują a które nie maja nic wspólnego z nauka.Ale…Póki dziecko daje radę,poki nie ma problemów,trudno się tym przejmować
Wywiadówka to pole minowe, bo część rodziców chce rządzić a poza wywiadówkami rządzą dzieci. Znam przypadek, gdy dzieci zażyczyły sobie poparte przez rodziców by Mikołajki odbyły się w sobotę przed świętami rano (rodzice byli zadowoleni, bo święta przygotowywali). Wychowawczyni zaproponowała 2 inne terminy z zastrzeżeniem, że jeśli dzieci nie wyrażą zainteresowania którymś to Mikołajki mogą zrobić sami. Dzieci lat 15. Dzieci się nie zdecydowały, prezenty rozdały sobie zbierając się bez wychowawczyni.
Proponuję w ogóle ubezłwasnowolnić nauczycieli, bo część społeczeństwa lepiej wszystko wie i zachowują się niektórzy jak w żlobku dla takich dużych dzidziusiów. Mnie np.wiele rzeczy w nauce nie interesowało tylko potem się okazało, że to, co dla mnie w szkole było najgorsze było mi niestety przydatne potem.
Roszczeniowość rodziców jest faktycznie, jednym z najgorszych problemów.Idzie to w parze ze społeczna nienawiścią wobec nauczycielstwa co jest chyba przykładem najbardziej skrajnej głupoty jaka w życiu widziałem.
Czasem,podobnie jak tym wszystkim co plują na policję,życzę by posmakowali krzywdy,zycze niektórym aby z pociechy wyrósł idiota. Można bowiem stracić cierpliwość a przecież ja nie jestem nauczycielem!
Co więc ma powiedzieć nauczyciel?Cóż,obserwuje to z bliska przez większość życia i powiem tylko ze nawet gdybym miał za te prace odbierać 10000 miesięcznie,przynajmniej pare razy bym się zastanowił.
Mam również okazje widywać różne sytuacje w Anglii i widzę bez żadnego “pochylania się” nad problemem, ze tutaj także nauczyciel nie ma słodko ale przynajmniej nie jest traktowany jak śmieć.
Wywiadówki nie były tragedią, narzekaniem itd, no może poza np kółkami zainteresowań, które każdy nauczyciel wmuszał na siłe z swojego przedmiotu - sport / dziedzina do wyboru /, śpiew, malarstwo, plastyka itd. Działało to jak programowanie dorosłego życia, większość miała zainteresowania przeciwne. Żaden nie został malarzem / co najwyżej pokojowym, śpiewakiem / jedynie po procentach Góralu czy ci nie żal, hm muzykiem / to gra na grzebieniu podczas , do instrumentów nikt nie miał natchnienia, wycieczek / itd, choć leczniczo i zapobiegawczo dało w skórę by pamiętać
Kiedy"dawniej"mamy nie pracowały???
Moi rodzice pracowali cale życie.W mojej klasie z podstawówki,pracowaly wszystkie matki [brak danych ledwie w 2-3 przypadkach].
Kolega ze Slaska o ile dobrze kojarzę.
Tam niepracujace matki zdarzały sie częściej
Moja nie musiała. Tata dobrze zarabiał. Dziadkowie pomagali.
Nie było parcia na bycie niezależną królową życia.
Teraz roczne dzieci już wysyła się do żłobków. Wszystko ma plusy i minusy
W mojej szkole podstawowej to zdarzali się tez niepracujacy tatusiowie.
Zwani wtedy niepracujacym, pasozytniczym elementem spolecznym.
Ponoć za komuny nie można było nie pracować
Teoretycznie tak, element aspoleczny byl tępiony.
W praktyce niektorzy zanim podjeli prace ladowali juz na recydywie
U mnie podobnie, losy kto komu zrobi prezent, z kasą na prezenty nie było problemów / zbierało się makulaturę, butelki, słoiki i do skupu. Lub prace w ogrodzie, pilnowanie dzieci, zrobienie zakupów, odśnieżanie itd, w starszych klasach chodziło się na PSK do wyładunku wagonów - deski, węgiel / podgarnąć do łyżki koparki /.Możliwości było sporo. Kasy starczało na zabawy klasowe, dyskoteki, przybory do szkoły, ubiór / koszule, spodnie / a resztę dawało się rodzicom. W dzień urodzin wystarczała torebka cukierków / około 1 kg - różne w smaku / rozdana w przerwie.
Potem przyszedł kapitalizm i bezrobocie.