Podobno potwierdzają to jakieś badania. O dziwo, przeczytałam przed chwilą na fejsie komentarze pod tym artykułem i co? większość kobiet wypowiadających się przyznało, że faktycznie tak jest. Czują, że żyją, są spokojne, spełniają się, wracają do domu spokojne, bo nie ma tam człowieka, który był przyczyną ich nieszczęść, tylko nieliczne wspomniały, że są same, ale czekają na wielką miłość, za to mężczyźni oburzeni pisali, że takie kobiety to egoistki i same siebie oszukują, że są szczęśliwe. No to panie na to, że chłop im do szczęscia nie jest potrzebny Jak to jest? Jaki jest Wasz punkt widzenia i co wynika z Waszych obserwacji?
Patrz odpowiedz na pytanie o panow.
Co do tych co pisza o babach egoistkach? Z takim chyba tylko masochistce bedzie dobrze?
Że egoistki? Bo żadnemu nie gotują, nie piorą i nie sprzątają po nikim tylko po sobie?. Bo nie chcą wysłuchiwać jakie to są beznadziejne i jak to bez nich lepiej na tym świecie? Bo nie ma kto o niuniusiów zadbać? Że swój czas mogą poświęcić sobie a nie im?
Feministyczny bełkot
Juz nie marudz, to nie chodzi o to kto obiad ugotuje.
Podzial prac niekoniecznie musi byc tradycyjny.
edit
Choc ja na Twoich zdolnosciach kulinarnych bym starala sie nie polegac ale jako zaopatrzeniowiec
Tu nie ma żadnych regułek, ani gotowych definicji na życie. W ogóle na życie nie ma żadnej recepty.
Zawieranie związków, to była, jest i będzie loteria. Mamy swoje charaktery, których i tak co końca nie znamy i dokładnie jest z osobami z którymi jesteśmy razem. A upływający czas weryfikuje wszystko. Bardzo rzadko zdarza się, że wina za rozsypkę związku jest ewidentnie po jednej stronie. W takich przypadkach należy również i spojrzeć na siebie, bo nikt nie jest do końca dobry, ani zły. I każdy popełnia błędy. Często jest tak, że to co my oceniamy w swym zachowaniu pozytywnie, niekoniecznie po czasie jest dobre dla drugiej strony.
Ze singielki wypowiedzieć się nie umiem, bo nigdy nie byłem singielką i nie będę, ale od strony męskiej, to mam dużo do powiedzenia. I nie są to tylko pozytywne spostrzeżenia.
Jedni w stanie wolnym - singielnym są szczęśliwsi, inni nie. To kwestie indywidualne. Do statystyk w tej kwestii wielkiej wagi bym nie przywiązywał, bo należałoby wziąć pod uwagę jeszcze wiele innych czynników - badanie przeprowadzić na w miarę dużej, reprezentatywnej grupie, wziąć pod uwagę przyczynę życia w pojedynkę, porównać z poziomem zadowolenia z życia ludzi żyjących w związkach, dopiero miałoby się jakiś mglisty pogląd na szczęście/nieszczęście singli.
Badań na które się powołujesz nie znam, ale odnośnie fejsowych komentarzy nie sposób nie zauważyć, że wypowiadają się tam ludzie (a nawet kobiety ) po nieudanych związkach i silą rzeczy są one teraz szczęśliwsze, niż żyjąc przedtem w tymże feralnym związku.
Mi osobiście w małżeństwie wiedzie się dobrze i mając taki punkt odniesienia, wiem że samotnie byłbym znacznie mniej szczęśliwy. Jednakowoż gdyby moje życie potoczyło się kiedyś tam inaczej, mógłbym twierdzić teraz z goła co innego.
Coś w tym jest, znam kilka nawet szczęśliwych singielek, wszystko zależy od akceptacji samego siebie i swojej sytuacji. Nie można być desperatem szukającym na siłę związku. Poza tym jest wiele osób, których charakter wyklucza stworzenie dobrego związku, takie osoby z definicji nie powinny wchodzić w związki bo unieszczęśliwią i siebie i jeszcze kilka innych osób.
Nie wiem dlaczego, ale naszło mnie coś, żeby porównać bycie w związku do posiadania psa Z psem jest fajnie, wesoło, kochamy się jak wariaty, ale kiedy choruje, umiera, ginie, strasznie przeżywamy rozstanie. Kiedy jest, czasem ciąży, bo chce jeść, pić, siku, kupkę, chce iść tam, a my w inną stronę, nie można go wszędzie zabrać, żal nam zostawić go samego na kilka godzin, a kiedy go nie ma, to jest smutno, nudno, czegoś brak. Kto nie ma, czasem nie odczuwa potrzeby posiadania psa i nie myśli o tym, jak z psem byłoby fajnie, a kto ma, cieszy się, że jest, ale zdaje sobie sprawę, że strata psiego przyjaciela kiedyś mocno zaboli.
To nie musi byc pies.
Ale zwierzak raczej nie doluje twierdzac, ze jesteś do niczego.
W pełni się z Tobą zgadzam. Z jego strony to zawsze jest wierność, bardziej miałam na myśli fakt, że czasem ten ktoś podobnie jak pies może być wyzwaniem, obowiązkiem, gdzie trzeba wziąć odpowiedzialność za to oswajanie
Pytasz, czy życie w pojedynkę jest lepsze od bycia w związku?
Nie wiem. Ktoś kilkadziesiąt lat temu “położył na mnie łapę” i trzyma do tej pory
Moi przedmowcy trafnie zauważyli, że to kwestia zapatrywań, osobowości. Możliwości brania i dawania. Cierpliwości.
Nie chcę nikogo zranić tym co teraz napiszę. Sądzę jednak, że ktoś, kto życie singla uznaje za lepsze od tego w związku, chyba ma za sobą kilka nieudanych?
Albo czuje, że nie nadaje się na coś trwalszego. Potrzebuje ciągłych zmian?
Gdybym z jakiegoś powodu (na tym etapie życia w którym jestem) została sama, pewno bym chciała “odpocząć” rok czasu
A potem rozglądała za nowym rozdziałem w życiu
czasem kandydaci nieodpowiedni.
wszystko ma swoj czas i miejsce.
Zgadzam się. Chciałam tylko powiedzieć, że warto próbować “szukać” dalej.
Jako ze nie jestem singielką,nigdy nie bylem i nie będę,wypowiedzialem sie w pytaniu blizniaczym.
Bycie szczesliwym lub nieszczesliwym to dość wielkie słowa.Jak jest w środku,wie tylko osoba ktorej to dotyczy.Ale akurat w tym temacie ilość zgrywy,dorabiania filozofii i robienia miny do złej gry,jest wręcz powszechna.
Sprawa jest prosta.Rozpad zwiazku to swego rodzaju,bankructwo.Upadek pewnej ideii na którą kiedys postawiliśmy,w którą sie zaangazowaliśmy.I tu nie chodzi o wine bo ta najczesciej rozklada sie mniej wiecej rowno po obu stronach…
Chodzi o to ze droga która poszlismy,byla zlym wyborem…Nie rozumiem jak mozna tego nie czuć…
I dalej…Nie wiem czy to wstyd,czy nieumiejetność pogodzenia sie z tym co sie stalo,powoduje czasem reakcje wrecz z pogranicza"nerwówki",okraszonej niby wystrzalową radością ze nareszcie sie skonczylo…
Czy faktycznie?Czy naprawde czlowiek az tak bardzo sklonny jest do popadania w same skrajnosci?Czy bedzie wypieral z siebie ze to co kiedys bylo szczesciem,dzisiaj stanowi ruine a nie powód do zabawy?
Nie szukam jednej odpowiedzi bo jej po prostu nie ma.
Ale najczesciej,zwyczajnie nie wierze tym"szczesliwszym".
Uważam, że kobiety które mają za sobą trudny związek rzeczywiście czują ogromną ulgę wracając do stanu wolnego: bo mają porównanie. Także te panie które lubią siebie i swoje życie, mają wiele interesujących spraw na głowie, mają przyjaciół i znajomych z którymi dobrze się czują mogą być szczęśliwe w pojedynkę. Zależy to wszystko od charakteru, od sytuacji, od stylu życia. Ludzie jednak są istotami społecznymi i lubią towarzystwo innych osób.
Mężczyzn też to tyczy.
Aktualne jestem na etapie, że małżeństwo mi służy. Mam nadzieję, że mi się znowu nie odmieni
Rozstanie to porażka niezależnie od powodów rozstania. Ulga to chwilowe uczucie, a częściej wyrzuty sumienia, analizowanie, szukanie winy, skupianie na słabych i mocnych punktach związku i pytanie DLACZEGO? CZY MOGŁO BYĆ INACZEJ?
@Ajko Tak rozstanie to porażka. Ale często jest to mniejsze zło zwłaszcza kiedy zaistniała relacja okazała się toksyczna. Mam wrażenie, że to rozpamiętywanie to niestety domena kobiet…