Co mówi egzaminator w takim momencie?
Mówi “możemy się dogadać…”
…jak dzwoni do nas przemiły pan policjant i zaprasza na rozmowę to już możemy mieć pewność, że zdaliśmy za pierwszym razem @devil od razu widać, że do Ciebie nie zadzwonił przemiły pan
Kwiatków czy czekoladek raczej bym się od egzaminatora nie spodziewał. Potwierdzi zdanie egzaminu, pogratuluje i poinformuje kiedy i gdzie można odebrać prawko.
Elektronika lubi się psuć na krótko
O tym, gdzie skończy się jazda egzaminacyjna, decyduje egzaminator. Zazwyczaj jest to teren WORD, skąd zabrany będzie następny delikwent. Jeśli jest to jego ostatni egzamin w tym dniu, to może się zdarzyć, że kierowca sam odwiezie się pod dom i tam skończy egzamin. Egzaminator nie zaryzykuje i nie wypowie przedwcześnie krzepiących słów gratulacji. Padną one w miejscu zakończenia egzaminu, po prawidłowym zaparkowaniu, wyłączeniu silnika i zabezpieczeniu samochodu (hamulec ręczny, włączony bieg). Zaparkowanie i zabezpieczenie samochodu przed stoczeniem, jest ostatnią szansą dla egzaminatora, by oblać delikwenta.
Ale bez świadków :)
@ZiraaeL Bardziej mnie to ciekawi czy egzaminator kończy egzamin czy gdzieś na trasie rzuca: Ok zaliczone.
Taka sytuacja. Egzaminator rzuca gdzieś na trasie jazdy egzaminacyjnej OK, zaliczone. Jazda trwa i w tym czasie kursant popełnia błąd/błędy. Egzaminator ma odwołać swoje słowa, czy przymknąć oko?
Egzaminator nie zaryzykuje takiej sytuacji, zwłaszcza że podczas egzaminu wszystko jest nagrywane.
Nie pamiętam jak odbyło się oznajmienie, że zdałam ale pamiętam, że o tym, że nie zdałam egzaminator powiedział mi bez żadnych ceregieli. Odbyło się to tak: “Nie zdała pani egzaminu. Proszę wysiąść z samochodu.”
To bylo tak dawno, że juz nie pamietam.
Teoria to byl wynik tego samego dnia, a jazda dwustopniowa - ulica i plac, praktycznie po wyjsciu z auta jak dobrze pamietam
Sam dokument po tygodniu.
Za moich czasów wywieszali listy w gablotach na korytarzu biura PZMoTu lub LOKu, bo tylko w tych instytucjach uczono jazdy. Oraz w wojsku, ale tylko żołnierzy. O sposobie nauki innym razem mogę napisać, ale to był inny świat, podejrzewam, niezrozumiały dla dzisiejszych pokoleń. Te wykazy pojawiały się na drugi dzień po egzaminach i trzeba było przyjść i się tam odnaleźć. A jak się zobaczyło na tej liście swoją godność, szło się do biura i tam najpierw uprzejma pani pytała; - czego…?. No to się wyjaśniało i wtedy ta pani dawała kwitek z którem udawało się do miejskiego wydziału komunikacji, oni tam mówili; - proszę przyjść jutro, dowiedzieć termin odbioru. Termin ten, to od dwóch tygodni do miesiąca. I w wyznaczony dzień odbierało się kartonik. Prawo jazdy robiłem w komunie, cztery kategorie, każda wyższa po obowiązkowej praktyce na niższej. Więc przeszedłem tą procedurę czterokrotnie. A to, że zdałem od razu, dowidziałem się od instruktora tylko raz, że mi zaliczył, był to drugi raz, gdy robiłem trójkę zawodową, która uprawniała już do zarobkowania na Żukach i Nysach, czyli pojazdach do 3,5 tony.
Dla wesołości mógłbym tu wspomnieniowo opisać swój ostatni kurs i egzamin na autobusy, czyli na jedynkę, ale to już zmiana tematu jest i bez bez pozwoleństwa koleżanki @waranzkomodo jakoś nie wypada.
Fakt, ze te szkolenia - ja co prawda tylko na auta do 3,5 tony, (za pierwszym podejsciem),ale jakos to bylo dokladne i mniej stresujace. Poza tym jednak najpierw czesto robilo się karte rowerowa i przepisy drogowe to nie byla czarna magia.
Ale te pojazdy? Maluszki, dacia, jak ktos mial szczescie to jakis duży fiat sie trafil? A w mniejszych osrodkach to i warszawa czy nawet syrenka?
I w zasadzie o tym, ze sie zdało to szybko to szło sie dowiedziec.
Opornieszym na nauke proponowano tez dodatkowe jazdy.
A część, gdzie auto juz w rodzinie bylo doksztalcala sie gdzies na polnch drogach.
@birbant Ja mam czasem ciągoty do bycia kierowcą autobusu, zwłaszcza na rondach Chętnie posłucham o Twoich przygodach.
@ZiraaeL Wolałabym usłyszeć w pewnym momencie że zaliczone - i wrócić, na miejsce pasażera, żeby egzaminator odwiózł mnie do Wordu.
To po południu sobie powspominam dla śmieszności ogólnej, bo teraz muszę dość daleko jechać na zabieg.
Zrozumiałam wreszcie czemu po zdaniu prawka za drugim razem dzwonił uprzejmy pan policjant (i przemkły) i chciał ze mną rozmawiać. Może ja nie wyglądam na taką głupią…
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177344,29182356,ona-jezdzi-bez-leku-to-inni-sie-boja-czy-kazdy-nadaje-sie.html