Kolejna rocznica…Ile jeszcze tego w nas tkwi?
Dzisiaj już śpimy spokojnie.W porównaniu z innymi,z resztą świata,u nas jest spokojnie a pod wieloma względami,dostatnio.
Cenimy to?
Bo o uśmiechu,co go dalej nie ma,już było…
Nasz dorobek…
Czasem wszystko denerwuje,z także wspominanym już, straszakiem tzw.sluzby zdrowia na czele (o czym też już było)
Czy słusznie?
Mi jakoś najbliżej,po tych wszystkich latach,do mało odkrywczej myśli.Gdyby tylko ludzie byli inni,Polska byłaby do życia
Mimo iż państwo łupi,mimo iż polityka na ogół,odbiera rozum… Można jednak cieszyć się wolnością i np. nie brać w tym udziału.Jak kto chce lub potrafi…
Takich kilka refleksji bo jutro,w piątek 13, będę w podróży
Prawdę mówiąc, gdy w tv zamiast niedzielnego Teleranka ogłaszano stan wojenny, ja to przespałem. Wróciłem z trasy w środku nocy. Gdy wstałem, żona poinformowała mnie to tym smutnym fakcie. We mnie się zagotowało, ale cóż moglem uczynić? Na drugi dzień spadło mnóstwo śniegu, był mróz, zasypało ulice i drogi poza miastem. O wyjeździe z bazy mowy nie było. Za to w zakładzie pojawił się jakiś sekretarz, zgoniono załogę do hali zebrań i ten kutafon wygłosił przemówienie uzasadniające stan wojenny. Wśród nas panowała grobowa cisza. PKS został zmilitaryzowany i dano nam przepustki nocne. Od tego momentu nie było poleceń służbowych tylko rozkazy od przełożonych, których nie wykonywanie groziło nawet więzieniem. Co do przepustek, dostaliśmy je w ciągu tygodnia i ja swoją wykorzystywałem “niegodnie”, bo w moich czynnościach antybolszewickich.
Zaraz po tym zebraniu padła komenda do odśnieżania bazy i dworca autobusowego. Zakręciłem się i dyskretnie zniknąłem. Poszedłem sobie do domu i na drugi dzień o 7 rano zameldowałem się w pracy. Wojsko na ulicach, pełno glin, patrole patoli z zomo, koksowniki. Przyznać trzeba, że wojsko zachowywało się nad wyraz przyzwoicie, nikogo nie gnębili wręcz przeciwnie, chłopaki po cichu solidaryzowały się z ludźmi. A ludzie przynosili im ciepłe napoje, kanapki, a w miarę upływu czasu alkohol. Wiele wojskowych patroli spędzało czas w mieszkaniach obcych ludzi. Generalnie wojsko było ok, oficerowie nie widzieli wielu rzeczy.
Gorzej z milicją i ormo, ci urośli, byli chamsko złośliwi i pokazywali kto tu rządzi. Najgorszymi sqrvysynami były tępe matoły z zomo, często pijani. Wtedy zobaczyłem jak w praktyce może stoczyć się człowiek.
Stan wojenny pokazal kto jest czlowiekiem, a kto nie?
Na ile to utkwilo w czlowieku?
Jak ogłosili sran wyjatkowy w zwiazku z covidem to w pierwszej chwili zdrętwiałam.
Ale później? Jaki stan wyjatkowy? Owszem ograniczenia, ale ja tym co narzekali (w końcu covid szalał i mialo to swoje uzasadnienie) dalabym takiego w 13 grudnia i to co później?
Praktycznie ponad 8 lat wyciętych z zyciorysu. Wielu ten zyciorys złamało. A na pewno wiele planów wzięło w łeb.
Bo tyle jeszcze kacapy się trzymali. Jak te scierwa krwiopnie pluskwopodobne. A ta wiosna ze wschodu okazala sie jak widac po Ukrainie tylko powiewem.
@collins02 to, że nam bomby jeszcze nie leca na głowy to sukces pozniejszej polityki.
Podobnie mogą powiedziec inne kraje dawnego bloku, ktore z mniejszymi lub wiekszymi poslizgami, ale jednak do NATO i UE przystapily. (Temat Wielkiej Brytanii w kontekscie UE to odrebna sprawa i nie tutaj).
Podobnie Litwa, Łotwa, Estonia - im udało się usamodzielnić. Ale troche krócej dusili się pod ruskim butem.
Pomimo to? Homo sovieticus ma sie dobrze…
@birbant kazdy walczyl jak mógł.
Ale czy o taką Polskę chodziło?
Ideały siegnely bruku i zaminily sie w brukowce, piszące co slina na jezyk przyniesie. Ale ważne, że jakas nadzieja na poprawe i rozliczenie zlodziejstwa jest? Czy do ludzi to dotrze? Wojna w Ukrainie pokazala, ze jeszcze jakis potencjał w narodzie istnieje, choc znow jest on na wyczerpaniu. A i jad sączony przez wielu “polityków” w mysleniu nie pomaga.
To ponad 40 lat. Niemowleta wtedy sa dzis doroslymi ludzmi, czesto juz dziadkami. Dorastali w czasach bez pewexu, z paszportem w szufladzie i systemie wielopartyjnym. Trochę pewnie w tym nadmiarze zagubieni? Stad ciagoty do autorytarnosci?
Też bym przespał gdyby nie głupia sąsiadka,wrzeszczaca “że wojna”.Wcoorviłem się nie na żarty gdy okazało się że telefony nie działają…
Co bylo robić…Musiałem pieszo drałować za Warte,na Osiedle Piastowskie,do mojej Ani…
Niepokój…
Dobrze ze człowiek był wtedy uczniem bo takiego uaktywnienia wszelkich mend, nigdy w życiu nie widziałem…A szkoły nikt nie traktował nadto poważnie…
Ale to prawda.Byla spora różnica miedzy glinami,zomo a wojskiem…
Moj kolega, adept sztuki kelnerskiej,podawal gdzieś w Poznaniu.Gdzies gdzie zomo się stołowało…słyszał teksty w stylu:
-No coorva,w Poznaniu jeszcze nie biliśmy!
Szkoda ze nie mialem wtedy odruchu by wszędzie chodzić z moim aparatem…Zdjęcia zamkniętego przez transportery, mostu nad Warta,bylyby dzisiaj jak skarb czy dokument.
Kiedy wróciłem tej pamiętnej niedzieli, do domu, pod drzwiami już czekali"koledzy kolegów"aby przenocować…
Jeden z nich, dzisiaj prof.dr. habilitowany, kier.Zakladu Literatury Romantyzmu w Instytucie Filologii Polskiej,UAM,wtedy jak zmokła kura w swetrze a’la “Pałubicki…
Spotkaliśmy się w styczniu na pogrzebie wspólnego przyjaciela…Właściwie aż tak bardzo to się nie zmienił…
Jakiś tydzień potem,pojawil się inny"spadochroniarz” i ten został na ponad pół roku…Po przerwie wrócił jak członek rodziny.Chyba koło 1984 roku.W każdym razie wtedy w tv leciał Szogun i ulice były puste, jak,po godzinach, w stanie wojennym
Tamte więzi były jednak wówczas inne i sto razy mocniejsze niż dzisiaj.
Pewex przy Bukowskiej w Poznaniu,byl zawsze.To teraz go nie ma…Jeszcze w szkole,kupowalem tam austriackie papierosy, po 20 pensów,piwo w puszkach[!!!] i przede wszystkim, jeansy.
No chyba ze paczka od ciotki z Kanady przyszła i było święto rodzinne.A tak to od jednego cinkciarza z ulicy Skrytej,zawsze mialem jakieś zmiętolone bony PKO i lubiłem sobie zaszaleć.
Miewalismy także tzw. gości targowych i to także pozwalało przeżyć bezbolesnie, kilka kolejnych miesięcy…Ale to było raz do roku…Inna opowieść
Studenci mieli gorzej…
Z zalozenia bylismy podejrzanym elementem wywrotowym. Choc jak niektorzy pare pał zaliczyli liczac na zrozumienie? O sprawie mało się mowilo, ale wiele uczelnianych “podstawowych organizacji partyjnych” w tym czasie chciało podlizać się systemowi i zebrania zwoływało.
Kilka skończyło się interwencja ZOMO, a pare siniakow i “zdeptana godność” zaowocowała zasilenieniem szeregów "opozycji’.
Takiej w wersji soft, bo czerwone zamienili na czarne.
Chyba nie zdajac sobie sprawy, ze infiltracja w parafiach tez istniala. Ilu i kto z sutanny zrobił szmate? Nie mnie wnikać. Bo o pomowienie do dziś łatwo.
Godzina milicyjna i przepustki?
W Łodzi je wymieniali kilkakrotnie, w końcu patrole same nie wiedzialy, która ważna? A miasto jako takie mialo tę specyfikę, ze fabryki pracowaly na trzy zmiany, więc wiecej ludzi takowe mialo niz nie miało.
Dzieciaki i młodzież szkolna tylko nie za bardzo mogła to . wykorzystać.
Ale juz matka z dzieckiem? Nie wiem ile bylo falszywek?
Nie było mnie na świecie więc nie pamiętam.
Jeśli o to chodzi,w Poznaniu była jedna “mekka”.Klasztor i dziedziniec u Dominikanów.Tam zawsze było schronienie, ojciec Góra zomo się nie bał a poza tym, dziedziniec był,jakby to powiedzieć…ufortyfikowany.Nikt tam się nigdy nie wdarł.Zreszta,jesli były nawet próby to rzadko.Pomnik Poznańskiego Czerwca 1956 był/jest o 100 m. obok i widać,tym bandom wystarczało że tam dopadali swe ofiary…
Dolarowy Pewex to chyba zlikwidowali po reformie Balcerowicza, ale jako firma to działał dłużej. Mnie juz wtedy w PL nie było. Zgłębiałam tajniki dzwięcznego jezyka Cervantesa .
Nie pamietam az tak dokładnie ale pamietam historyczny dla mnie moment,z końca 1990 roku gdy w Pewexie na Paderewskiego przy Rynku w Poznaniu,kupowalem moje pierwsze płyty cd. Led Zeppelin.Akurat to mieli i akurat tam było stosunkowo tanio…
Każde miasto miało swoją specyfikę. W Łodzi to tereny obecnej Manufaktury, wowczas olbrzymi zaklad wlokienniczy, sluzyl za poligon od 1956.
Po 1990 postawili tam pamiatkowy głaz z tablicą, chyba jest do dziś, ale w trakcie “rewitalizacji” w zasadzie nowsze elementy fabryki rozebrano zostawiajac tylko starsze budynki,0 a ten “poligon” czesciowo zajelo dobudowane mutikino, a resztę park i parking.
Czas zatarł ślady…
Właśnie…
-kto tam?
- “harcerze”
-frajerze, ja ci nie wierzę
-chamie, ZOMO nie kłamie
U mnie sąsiada internowali w nocy. Bez hałasu.
Materiały, a byl adwokarem częściową zdeponował u nas. Wtedy jeszcze mieszkałam z rodzicami. Leżały dla niepoznaki wymieszane z moimi studenckimi notatkami i podrecznikami. Jak znam tych pałkarzy w razie czego tam by nie szukali.
I tak się zaczęło na poważniej.
Aż zimno mi sie robi czasem jak sobie pomyślę…
A to już 43 lata. Pokolenia temu. Dawniej niz ja sluchalam opowiesci rodzinnych o wojnie, Powstaniu i ubecji z lat 45/56.
Co nas nie zabilo to musi wzmocnilo.
Zwlasza rabatka wozona syrenka od wiejskiej rodzinki.
A dranie milicja na rogatkach bezczelni byli, dawali kartkę z zamówieniem. Tata się śmiał, ze w czasie okupacji grozila kulka w łeb, a teraz pętem kiełbasy mozna bylo się wykupić.
Póki byli żołnierze na ulicach, wyglądało to groźnie, ale MO nie szalało za bardzo, bo właśnie wojsko ich powściągało. Cała ta banda zomowsko- ubecka bała się wojska. Wojsko nie dopuszczało do ekscesów. Na wiosnę wojsko wróciło do koszar i dopiero wtedy zaczęły się rządy milicyjne. Łącznie z wrzucaniem petard przez okna do mieszkań. Ot tak, dla kawału i śmiechu. Ale i do wiosny ludzie też się pozbierali i niejeden zomowiec czy gliniarz lądował w szpitalu z połamanymi kościami.
Rok temu w Polsce będąc, spotkałem gościa, który był wtedy w szkole milicyjnej w Słupsku. Dostał wtedy taki wpierdol, że traumę ma to teraz i nienawidzi Słupska. A ma prawie 70 lat. Jak go słuchałem, to aż serce mi rosło, ale nie zapytałem, za co go tak urządzono. Ponoć był na przepustce i do jakiejś knajpy zaszedł, coś tam wypił i jak wracał, to zamiast na szkółce wylądował na chirurgii urazowej.
Mam pytanie: 1. do @birbant bo historyk: piszecie,że ludzie przynosili ciepłą herbatę żołnierzom. No tak, a gdyby to byli żołnierze radzieccy to też by przynosili? 2. do @okonek Rybciu, chyba ktoś ma dziś urodziny, ale zapomnialam kto… możesz sprawdzić?
Jak to KTO?
jesli dobrze pamietam to ojciec założyciel czyli @Szczery_do_BULU uzywajacy czasem ksywki admin.
Na szczęście to było ludowe wojsko polskie, które ogólnie się cieszyło sympatią społeczeństwa. Żołnierze to byli swojskie chłopaki z rodzin, ze znajomych, którzy zostali powołani do wojska. Mój dobry kolega służył wtedy w Gdyni i co miał zrobić. W dodatku dwa miesiące musiał służyć dłużej. Gdyby na miejscu polskich żołnierzy byli krasnoarmiejcy doszło by do krwawych rozruchów. Jaruzelski zdawał sobie z tego sprawę, tak jak i partia oraz Moskwa. Przez pierwsze 3 miesiące, całą armię sowiecką, która stacjonowała wzdłuż granicy z NRD Kreml skoszarował i w ogóle nie pokazywali się w miejscowościach. W Moskwie też zdawano sobie sprawę z tego jakie niebezpieczeństwo groziło by, gdyby sołdactwo pojawiło się na polskich ulicach. Istotą stanu wojennego było to, żeby Polacy sami między sobą to załatwili bez zewnętrznej ingerencji. Czesi i Niemcy z NRD aż się palili do tego by nieść “bratnią pomoc”. Honecker nie krył rozczarowania, że go do PRL nie wpuściła bratnia Rosja radziecka. A Czechosłowacy stracili okazję do “podziękowania” za sierpień 68.
Ja też w pewnym sensie zaspałem. Włączyłem około 10 rano radio, bo chciałem posłuchać 60 minut na godzinę. A tu radio nie działa, niczego nie odbiera. Telefonu w domu nie było, TV nie było sensu włączać, bo byliśmy juz w wieku kiedy się nie ogląda Teleranka. Więc śniadanie i, jak to kiedyś bywało przy niedzieli - do kościółka. Tam msza jakaś dziwna, śpiewają suplikacje, ksiądz coś mówi o “dniu wielkiej próby” - ki czort? Ale napięcie w kraju już było, więc pewnie myślałem że o to chodzi.
Wracamy szybko do domu, mróz jak cholera, niczego podejrzanego w okolicy nie widać, bo to spokojna dzielnica. Po przyjściu ojciec włącza telewizor i pierwsze słowa jakie padają z ekranu: “wprowadzenie stanu wojennego na terenie całego kraju”. No i wszystko juz było jasne. A była to godzina 12, czyli byłem niewiele gorszy od Jarusia Kaczyńskiego
U mnie kosciola nie bylo. Ake tata wziął die za walke z telewizorem i anteną bonsniezyl. Dopiero pozniej “zaskoczyl” na Jaruzelskiego. No i podeslali firmowy pojazd ( Urzadn Dozoru Technicznego) po tatę, bo zdaje sie zmilityrazowali oddzial i jakas odprawę mieli.
I gluche telefony…
OOOOOOOOO! No cóż skleroza…