Zdecydowanie na wyrost. Jeśli masz dom, to problem wody pitnej możesz rozwiązać zupełnie sama kosztem kilkuset złotych. Za następne kilkaset złotych możesz, też zupełnie sama, rozwiązać problem filtrowania jej. Wystarczy wziąć kilka dni urlopu.
Woda do innych zastosowań to już większy problem, ale też można się bez niej obejść. Zakładam że jeśli będziesz miała wybór: napić się albo umyć - to się napijesz…
Woda zużywana przez gospodarstwa domowe, to jeszcze problem nie jest, chodzi o zużycie globalne przez państwo i sposób gospodarowania wodami. To nie tylko polski problem.
Nie tylko polski problem, tyle że w Polsce nic się nie robi z tym.
W tym drugim artykule jest informacja o załamaniu energetycznym już 3 lata temu i ciemnościach w Szczecinie. Nawet o tym nie wiedziałam.
To wisi nad krajem. Takie rzeczy zdarzały się też już w latach 90. Nie drastycznie, bo lokalnie, ale zawsze zaczyna się od czegoś. Na starym forum pisałem o tym.
A to już zależy od tego jak zdefiniujesz problem, nie sądzisz? Jak chcesz mieć co pić - to żaden problem. No, ale jak chcesz mieć te statystyczne 150 litrów dziennie na łebka plus jeszcze ile tam przemysł i rolnictwo wymaga - to już jest inna sprawa…
Dokładnie. Wystarczy tylko mieć życie, w którym zużywanie znacznie mniej niż 150 litrów na łebka (plus co tam sobie przemysł weźmie, oczywiście) jest normalne - i problem z głowy…
W skrócie, melioracja to uregulowanie poziomu wód gruntowych. W 90% polega na obniżeniu tego poziomu (tak by uprawiać na tych terenach ziemię). Kiedyś Polska to w sporej części składała się z podmokłych lasów.
Niedawno byłem świadkiem kopania na prawie dziewiczym (co za piękne słowo ) terenie. Górka i 2 metry pod poziomem gruntu woda… Na szczycie stromej górki!)
(a sama okolica przepiękna, bociany prawie z reki jedzą, bażanty podchodzą do ludzi…żurawie w sporej ilości!!! takiej że ich hałas przeszkadza - dziewicza )
Na świecie poważnym problemem jest zuzycie wody przez rolnictwo. To ogromne ilości wody.
U nas nawadnianie jest marginalne więc tego problemu nie widzimy. Ale dynamicznie się rozwija…
To że żyjemy patologicznie to fakt ale jego pierdzielenie o tym jak wspaniale matka zrobiła ze zagłodziła na śmierć własne dzieci czy zwierzenia jak nie chciał wezwać pogotowia do własnego dziecka i setki innych przykładów widocznych tu na forum (jak widać nie dla wszystkich) i takich, o których mówiła Mailta, czyli jego propozycjach fiutowych, to inna strona medalu. I naprawdę ten człowiek mnie nie bawi. Ale jeśli masz ochotę to idź i dalej z nim żartuj. Wy na pytamy lubiliście i nadal lubicie poklepywać patologię i udawać, że jej nie widzicie.
Lepiej na zimne dmuchać. Jordania jest jedynym krajem w regionie uznającym istnienie Izraela. Powodem tego jest… brak pitnej wody w Jordanii. Jordania importuje wodę pitną właśnie z Izraela.
Dochodzi jeszcze jeden czynnik pominięty w tej dyskusji. Mianowicie przyroda czyli, dokładniej, klimat. Otóż w wiekach średnich, kiedy nie znana była elektryczność, a przemysł to ułamek procenta dzisiejszego, dochodziło cyklicznie na niektórych obszarach Europy w różnym czasie do susz straszliwych. Powodowały klęski głodu, Ludzie umierali nawet w tysiące licząc. Wody gruntowe zanikały rzeki i studnie wysychały, Wybuchały zarazy od rozkładających się zwłok wszelakich istot zmarłych, bo nie trudzono się nawet chowaniem. Oczywiście traktowano, to jako boży dopust za grzechy. Dzisiejsi uczeni na temat przyczyn tych dawnych wydarzeń pogodowych są tylko w sferze domniemań. Dlaczego piszę tu o tym? Dlatego, że nie można wykluczyć, że coś takiego i dziś zdarzyć się może a w połączeniu z aktualną sytuacją wodną i jej zużyciem, to niech każdy sobie sam dopowie… Wyobraźmy sobie, że w razie zaistniałej sytuacji, wody zabraknie do chłodzenia elektrowni węglowych, które najwięcej zużywają tej wody i zabraknie jej do napędzania elektrowni wodnych. Brr…, myśleć o tym jest straszno…
W zeszłym roku na jesieni na Szczycie Klimatycznym ONZ poruszono wszystkie kwestie i zagrożenia, i co Polska zrobiłam związku wytycznymi? Nic.
Kopie mierzeję, wycina drzewa i oblizuje się na widok bobra.
A czas leci.
Bo to nie tylko o suszę chodzi.
Dodam że to nie będzie Armagedon, tylko warunki dla ludzi będą coraz trudniejsze. Bogaci dadzą radę, przecietnym i biednym poziom życia spadnie drastycznie, choćby z uwagi na ceny, konieczność migracji, stratę dochodów, zdrowie.
Problem jest duzo powazniejszy niz nam sie wydaje
Rzecz w tym ze ogarnieci Syndromem “Tanca na Wulkanie” nie chcemy tego dostrzec bo wymagaloby to wysilku z naszej strony. A przeciez ma byc, latwo, przyjemnie, wesolo w zyciu…