Szkolna miłość?

Twoja wypowiedz dobitnie wyjasnia, dlaczego nie kazda przedszkolna milosci przetrwa probe czasu…

2 polubienia

W przedszkolu miałam adoratora..pierścionek zaręczynowy kazał matce dla mnie kupować :face_with_hand_over_mouth::sweat_smile:..chyba dostałam go..ale nie pamietam
On po paru pobytach w przedszkolu zniknął..chyba się przeprowadzili.. ale ja nie pamietam go prawie..to było uczucie jednostronne jego :sweat_smile:

Piereszy ulubiony w szkole był kumpel Wojtuś z ławki w 1 albo 2kl podstawowej, świetnie się dogadywaliśmy :face_with_hand_over_mouth: ..ale dzieciaki wszystko zepsuły dokuczając nam gadając “zakochana para,Jacek i Barbara”…Mimo, że siedzieliśmy razem, już się raczej nie odzywał :pensive_face: a potem przeprowadziłyśmy się z mamą.
W 6 klasie chodziłam na spacery z kolegą i jego psem.. po roku byliśmy razem może z 5 dni :zany_face: Chwilę wcześniej był z taką niefajną dziewczyną, co mi chłopaka odbiła..więc był wcześniej zawód już i wystraszyłam się, bo mi za poważnie się zrobiło przez obiadki z rodzicami itp. :face_with_peeking_eye::zany_face:

5 polubień

Odwrotnie.Przytrafilo mi się to może 3-4 razy.Min. ostatnio, na koncercie jubileuszowym Krzesimira Dębskiego..I był to jedyny przypadek gdy wydawało mi się ze rozumiem dawne zauroczenie.W pozostałych sytuacjach jakie jestem w stanie sobie przypomnieć,raczej zastanawiałem się,co za licho mną wtedy targało… :smirking_face:

1 polubienie

No no…W przedszkolu?Bomba!
Ja zacząłem w pierwszej klasie.Nosiłem tornister ślicznej Iwonce.Niestety,podobnie jak u Ciebie,wyprowadzila się bodaj do Gdańska.
I podobnie z tymi rymowankami na cala ulice…Tylko ze mnie się to przytrafiło w Chorzowie,gdzieś w połowie podstawówki.Zawsze gdy odprowadzałem na tramwaj Basię,doskakiwala do nas grupka na rowerach i jechali po nas :laughing: Zakochani to jedyne co pamietam…
Sugerowałbym kolorek dla Ciebie!

3 polubienia

dzieci sa okrutne :frowning:

1 polubienie

Chcesz kolorek jest kolorek…

2 polubienia

Zazdrosne, tez by tak chcialy :rofl:

2 polubienia

Kiedyś przyszłam z średniej wielkości torbą na zajęcia. Po wykładach wracam sobie z tą torbą. Kolega z roku zaproponował odprowadzanie i przy okazji poniesienie torby. Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że torba jest bardzo lekka i że poradzę sobie. On jednak myślał, że ja tak kurtuazyjnie i wziął ode mnie torbę. Niósł ją jak gdyby nigdy nic z kamienną twarzą. W środku była zwinięta ultralekka karimata, której używałam wcześniej na zajęciach sportowych… Do dzisiaj na wspomnienie tej sytuacji chce mi się śmiać.

3 polubienia

No ale sama przyznaj, że noszenie torby przez kolegów było bardzo miłe i przeważnie wcale nie o ciężar tu chodziło. :grin:

4 polubienia

@joko Jeśli ktokolwiek pomaga w niesieniu torby, zwłaszcza ciężkiej, to jest to bardzo miłe.

1 polubienie

Byle to nie byla osobista torebka, bedaca zresztą czescia garderoby.
Zetknelam sie z dziwnym dla mnie wiejskim bardziej obyczajem, ze zona/ dziewczyna szla przodem, a za nia radosny partner niosl odswietna torebkę. Elegancja, Francja w drodze na niedzielna mszę.

@Radomiła Noszę biżuterię niezmiernie rzadko… Mam takie poręczne pudełko z szufladkami, wyłożone aksamitem, taka praktyczna podziałka na pierścionki też tam jest, pudełko jest więc pełne, a ja zaglądam tam niezmiernie rzadko z okazji wielkich imprez, albo nagłego natchnienia na świecidełka… I pewnego dnia dostaję wiadomość na whast upp z pytaniem czy jakaś biżuteria mi nie zaginęła… Jestem zdziwiona. Mama dziewczynki z klasy młodszego syna. Ona? Czemu? Okazuje się, że mój młodszak oświadczył się koleżance z klasy, przy pomocy mojego złotego pierścionka, który dostałam jeszcze w czasach szkolnych, od jakiejś znajomej mojej Mamy. Dziewczynka pochwaliła się pierścionkiem zaręczynowym swojej babci, ta jednak zauważyła, że to jakiś drogi podarek, zgłębiła temat i na szczęcie zabrała artefakt zanim zaginął…

3 polubienia