Robiłem zdjęcia nad jez. Lubniewickim w Lubuskiem przed 3-ma laty. Nagle zacząłem się zapadać jak w błoto, w bagnisko bez dna. W ostatniej chwili złapałem gałązkę krzaczka, która nie złamała się, gdy próbowałem się z jej pomocą wydostać się z opresji. Po wydostaniu się z bagiennej pułapki, musiałem jeszcze wrócić tą samą drogą przez otchłań bagienną.
Zastanawiałem się, czy mam dzwonić komórką po pomoc, czy zaryzykować szybkie przebycie bagna. W końcu postanowiłem zaryzykować to drugie wyjście. Przerzuciłem plecak przez bagno i sam rzuciłem się w bagno głową do przodu. Po mojej obecności tu widać, że znów mi się upiekło. Może wrzucę jakieś fotki stamtąd.
W 1971 wyciągałem kolegę z bagna w Słowińskim Parku. Nie wyglądało groźnie, bo wessało go trochę powyżej kolan, gdy go zobaczyłem. Ale zanim go zacząłem wyciągać, już był po pas. a sam na brzuchu leżałem. W życiu się tak nie spociłem. Trzęsawiska są zdradliwe i bardzo niebezpieczne.
Jedna z najgorszych śmierci. Nic nie możesz zrobić, od niczego się odepchnąć. Zapadasz się, wciąga cię i wiesz, że za minuty już będzie po tobie. Okropnie.
I jak z tego wyszedłeś? Bo jak się tonie, to na ogół do końca, chyba że Cię inni wyratują. Mnie uratowała mała gałązka, która nie złamała się, choć na rozum mogłaby. Innym razem, gdy tonąłem z córką na moich plecach w Pilicy, uratowali nas plażowicze, którzy rzucili się do wody i zdjęli mi ją z pleców, Wtedy już sam wypłynąłem. Uratowali nam życie, a ja nawet nie pamiętam, kim byli. Powiedzieli mi z nieukrywanym wyrzutem, że jestem nieodpowiedzialny.
Fakt, że zaryzykowałem. Gdy płynęliśmy z nurtem, było atrakcyjnie, ale gdy próbowałem dopłynąć do brzegu, brakło mi pary w rękach i szliśmy na dno.Wtedy był upał, a ja od tygodnia nic nie jadłem i nie piłem. Nie pływałem najgorzej, ale wtedy jakby mój organizm chciał się napić wody. I napił się. Gdyby nie było tych letników, albo gdyby się nie patrzyli na nas, albo gdyby nie mogli znaleźć córki pod wodą, byśmy się utopili, choć to raczej nie byłoby fizycznie bolesną śmiercią.