Co wybierasz, gdy dopadnie Cię silny stres, emocje, problemy -musisz się czymś zająć, wygadać, zabić trujące myśli, czy ryczysz w poduchy i nikogo nie chcesz widzieć?
Od dawna juz nie popadam w takie skrajne stany.
Ale przeciez bywalo…
Nie zabijam mysli bo nie traktuje ich jak trucizny.Raczej staram sie kontrolowac.Stres w sporcie,dodaje mi odwagi,pobudza wrecz do szalenstwa czy ryzyka…Ale tak bylo kiedys gdy sport byl czyms uprawianym niemal codziennie…
Chyba preferuje samotnosc ale nie po to by sie zajac poduszkami ale po to by zrobic cos pozytecznego albo takiego co na koncu sprawi mi satysfakcje.
Oczywiscie to w sytuacji gdy nic nie mozna zaradzic a czlowieka dobija to wyczekiwanie…
Spacer, biblioteka od lat internetowa,
Na stres dla mnie dobrze robi przestrzen, ale wiem, ze sa agorafobicy
Masz aż tyle dystansu do silnych emocji?
Powoli,powoli…Chyba wszystko przychodzi z wiekiem.Poza tym,dzisiaj emocje dotycza zupelnie innych spraw niz kiedys.To tez wiele zmienia.
Natomiast w dalszym ciagu nie mam dystansu do sportowych emocji.Tyle ze dotyczacych juz nie mnie a innych
Strzelcu, cierpliwosc jest cnotą
Mnie sport tak bardzo nie kręci i emocje sportowe dotycza zwykle efektownych zwycięstw, trwa to chwilę i nie jest w stanie mnie rozwalić od środka.
Ano jest…Ale wyczekiwanie na cos co ode mnie nie zalezy,po prostu mnie wkurza bo jest to cos czego nie cierpie nade wszystko.A mianowicie,marnowanie czasu.
A mnie to buduje,poprawia humor na wiele dni,intryguje i ciekawi.Lubie tez analizowac,patrzec na to co warunkuje,co ma wplyw…
Porazki irytuja,owszem.Ale wtedy,gdybym byl sportowcem lub trenerem CZYNNYM,od razu chcialbym rewanzu albo zaczal bym sie do tego przygotowywac.Chocby mialo trwac rok…
Czyli działanie…
No w sporcie,zawsze na 100%.
Ucieczki nie polecam. To jak samobójstwo.
Szukam ludzi, zdecydowanie. Byłam tym raczej zaskoczona, kiedy to odkryłam, bo jestem raczej introwertyczką (tzn. raczej ambiwertyczką/bardzo słabą intro).
Ale jak było mi źle, to wręcz kompulsywnie się spotykałam z ludźmi, ciągnęłam na siłę na kawy, obiady, piwo, do parku, na spacer, wszędzie, gdzie się dało (przy czym nie lubię imprez, to musiała być pojedyncza osoba lub niewielkie grono osób, z którymi mam dobry kontakt).
Uświadomiłam sobie to w pełni, kiedy miałam jednego dużego doła w trakcie pandemii. Próbowałam sobie jakoś nadrobić kontakty międzyludzkie pisaniem z innymi, telefonami itp., ale to nie było to samo, czułam się okropnie i zupełnie nie wiedziałam, jak sobie poradzić bez spotykania się z ludźmi.
Wcześniej nawet nie byłam do końca świadoma, że miałam taki mechanizm obronny, chociaż wiedziałam, że czasem, jak mam gorszy czas, bardzo unikam samotności.
Najbezpieczniej pogadać z zaufaną osobą, lub zająć się dodatkową pracą by nie myśleć o problemie. Ja nie czekam aż problem narośnie, na bierząco się go pozbywam. Odsówanie go w czasie niczego nie rozwiąże / problem pozostanie - niekiedy będzie bardziej trudny do usunięcia, przepadną terminy, możliwości itd
W pandemii to nie tylko Ty masz problemy z samotnoscia. Ludzi tu tyle co kot napłakał, a do tego dochodzi ostroznosc przed zaraza. A wyjazd do miasta to wyprawa do jaskini lwa.
Ryczę i nie chcę nikogo widzieć ani rozmawiać.
Muszę sama sobie w głowie to wszystko poukładać, uspokoic się.
Metoda nienajlepsza, ale pozwala mi uniknąc
gadania pod wpływem emocji i potem żałowania że powiedziało się za dużo.
Jakoś umiem sie odciąc od złych emocji, nie to że duszę je w sobie, po prostu daję rade sam. Dużo myślę, analizuję, roztrząsam. Nie panikuję, nie płaczę, nie rzucam się z okna. Jestem spokojny.
To tak jak ja teraz. Po prostu nosi mnie i godzinami gadam z przyjaciółkami, żeby poczuć się lepiej. Gdyby nie one, to chyba bym ześwirowała. Kiedy nastąpiło wielkie bum od razu zadzwoniłam do przyjaciółki, wiedziałam, że mnie zna, rozumie i potrafi rozkminić takie problemy razem ze mną. Potem była rozmowa z koleżanką na służbowe temat, a potem znów ponad 2 godziny z koleżanką, która jest mi bardzo bliska osobowościowo i potrafi pogadać, wysłuchać i mądrze wnioskować. A że nie widziałyśmy się ponad rok i nie gadałyśmy pewnie też tyle samo, to dzioby się nam nie zamykały. Teraz też mogłabym gadać znacznie dłużej, gdyby nie rozsądek zasugerował, że jednak trzeba pozwolić ludziom się wyspać na jutro do pracy.
Tak, praca też jest ucieczką, najlepiej z ludźmi, taka angażująca zupełnie inne aktywności.
No niestety ja czułam telepanie, byłam roztrzęsiona i tak emocjonalnie dotknięta, że musiałam to z siebie wyrzucić. Nie chciałam płakać, ale wiedziałam, że tego nie uniknę, to nie będę wstydziła się przy tej osobie wypłakać. Komuś kto mnie rozumie, nie analizuje moich ewentualnych błędów, ale wie, z czym sobie nie radzę i skupia się na tym, co czuję, co przeżywam.