Tiepold też był mocny, ale z panem Jurkiem przegrał ewidentnie. To była taka tyka z długimi rękami i początkowo Kulejowi trudno było wejść w półdystans. Ale przełamał go. Na plus dla Niemca było to, że wytrzymał trzy rundy i mocno się odgryzał. To był taki typ boksera, który świetnie umiał rywalowi przeszkadzać w walce.
Irena Szewińska…
Jej bieg na 400 m. w Montrealu,w 1976,z dławiącym sie od wzruszenia komentarzem…Tego wejscia na ostatnią prostą nigdy nie zapomnę!!!
I wtedy oczywiscie Jacek Wszoła!
2x byłem w życiu znokautowany, raz z utratą przytomności, nie wiedząc, czy przeżyję, więc wiem, jak się czuje ktoś po nokaucie nazajutrz. Boli każdy mięsień, całe ciało.
To w ogóle [to moja opinia z tego co pamietam…] byla cecha niemieckich bokserów.To nie byli Rumuni czy Bułgarzy,walący na calego do przodu…
Nie dam się sprowokować do dyskusji o dawnym boksie, bo bym do rana musiał klepać w te klawisze.
Spytaj mnie kiedys o King Crimson…To co sie bedzie dzialo potem,to bedzie Twoja wina
Uwielbiam tę grupę.
Był rok nie pamiętam dokładnie który. Koledzy ze studiów zwerbowali mnie do szemranej drużyny piłki halowej na jakieś miejskie rozgrywki. Jako że drybling nigdy nie był moją mocną stroną, całkiem przyzwoicie spełniałem się jako bramkarz i na taką rolę wówczas pełniłem. W tym turnieju, a zwłaszcza w dniu o którym piszę, byłem chyba w swojej szczytowej formie. Broniłem jak lew … może nie jak Lew Jaszyn, ale szło mi naprawdę niezgorsza, tak że kilka moich parad wywołało głośny jęk zawodu zawodników drużyn przeciwnych. W trakcie tego turnieju trafiła mi się piłka energicznie zmierzająca w okolice mej bramki. Wyprzedzając zawodników drużyny przeciwnej sprzedałem tej piłce solidnego kopa. Piłka pięknym lobem przeleciała całą halę i po prześlizgując się po rękach wrażego bramkarza zatrzepotała w siatce.
Satysfakcja płynąca z tamtej chwili do dziś jest większa, niż jakiekolwiek sukcesy sportowców oglądane w telewizorni.
PS. Odpadliśmy w fazie grupowej.
Taaak!
Nie ma jak z doskoku,posmakować tej chwili chwały…
Bo moze powinienem zacząć od innej historii…
Przeciez gralem w piłkę przez cale dziecinstwo i mlodość…
Bylo to w okolicach 1973-74.
Nie pamietam jak to sie zawiązało ale…Jechalismy na mecz do podpoznańskiego Lubonia.“Judo jak sie udo” czyli kazdy,jesli rodzice puscili,po swojemu.A jak rodzice mieli obiekcje to ojciec mojego do dzisiaj przyjaciela,dowoził Trabantem
Gralismy chyba na boisku a-klasowej Stelli Luboń.Nie wiem kto stal za tym ze nas wpuszczono…
Mielismy na bramce Adama…Sam sie zglosil choc nigdy z nami nie grał…To co ten pener [po poznańsku,lump…niemal margines] wyprawiał,wydawalo sie niewiarygodne…
Do przerwy 0:0
A potem bylo juz tylko gorzej.Nie mieliśmy siły na pelnym boisku.Ale wynik trwał…
I potem,jakies 3-4 minuty do konca…Dostalem pilke na “16”.Dwa obroty i strzal w dlugi róg!!!
Az mi sie słodko zrobiło gdy teraz to wspominam.Bo wygraliśmy!
Bylismy dziećmi wiec jakichś obchodów nie było.Tylko radocha i…do domu bo robiło sie pózno…
Tak,masz racje.To co samemu sie doswiadczy,jest większe niz to co w tv…
I ja się kiedyś, jako bramkarz, spełniłem w moim pierwszym, LO na mistrzostwach Polski szkół średnich. Wygraliśmy lokalną grupę i jakimś cudem wygraliśmy grupę w Gdańsku, i dostaliśmy się do makroregionu, gdzie dostaliśmy łupnia. Remis i dwie porażki po 0:1. Zanim tam doszliśmy w sześciu meczach nie puściłem bramki. Siódmym był przegrany remis 0:0.
A te dwie bramki, które nas wysadziły z rozgrywek, to jedna z ewidentnie mojej winy, a druga, karny. A w tych wszystkich spotkaniach obroniłem wcześniej, 3 karne. Tzn 2 razy obroniłem, a raz nie trafił egzekutor. Ponoć miałem talenta na bramkarza i nawet proponowano mi bym poszedł w tym kierunku. Nie poszedłem, bo co innego trenowałem. Ale miałem niesamowite wybicie nóg i refleks.
Ja w tym czasie również na refleks nie narzekałem, gibkość miałem powyżej normy i nie bałem się w razie potrzeby rzucić za piłką w tłum kopaczy. Często kończyło się to niczym strike w kręglach, ale nie powiem, czasami się po mnie przebiegli.
Dziękuję.
Właśnie te cechy potrzebne są na bramce.
Przeczytałam"na refluks"
Ha,ha…Co Ty mi w mej pamieci jeszcze dzisiaj odslonisz,hę?
To ja,maly Jurek,bylem znany w podstawówce ze sie koksu nie balem!
Po prostu,nie zawsze mielismy piłkę…Ale zawsze mielismy to szkolne boisko do"ręki".I tam ganialiśmy do godz.14
I czesto role piłki spelniał koks z kotłowni…Moja babcia była zalamana gdy wracałem do domu.Dokonywała cudów abym przed powrotem rodziców,przypominal człowieka
Sukcesy Małysza i mundial w 1998.
Wtedy zacząłem kibicować i przeżywać.
Przepraszam czy tu biją?
Ale…O co chodzi bo sam udzial Szczepanskiego i Kuleja nie uczynil tego filmu sportowym…
Jak szukałam pracy krążąc między jeszcze wykonywaną a kolejnymi rozmowami Zawsze jest to niezapomniane mimo wieloletniej wprawy, jaką posiadam w tej dziedzinie. A teraz, jak autobusy prowadzą kierowcy nie znający trasy to wrażenia by były jeszcze lepsze, ale znalazłam póki co pracę.