Obojetność lub niechęć wobec sportu zawsze mnie zastanawiała…
Ale ja też mam swoją"obojętność".Motoryzacja! Mało co mam tak głęboko w doopie jak ten temat
Przez dwa lata, na studiach trenowałam karate. To było super!!!
Nigdy nie dalem sie trenerom…I pewnie dlatego do niczego nie doszedlem…
Ale w kolarstwie to wykluczone.Moja filozofia jest diametralnie inna niz olimpijczyków czy,tym bardziej,zawodowców…
Do dzisiaj sie"ścigam"na drogach rowerowych…Jak tylko widze jakiegoś walczaka,zaraz “równamy koła” Tylko oni sa o wiele młodsi…
Teraz mi przypomniałaś taki numer z zeszłego roku…
Jakis szczeniak,na oko 12-13 lat,caly czas mnie wzrokiem zachęcał bym za nim ruszył…No i ruszyłem…
Jakie bylo moje zdziwienie gdy ten pętak okazal sie wlasnie WIELKIM WALCZAKIEM!!!
Wspinalismy sie razem jakies pół mili,on mial gorszy rower…Nie zamieniliśmy słowa…Ale na końcu po prostu podalem mu rękę.Uśmiechnął sie,bestia
Moje największe sportowe przeżycie?
Było ich sporo.
Dwa z brzegu:
Wsiadłem kiedyś na rower i przyjechałem z Lubonia k/Poznania do Paryża.
Niedawno, a mam już nieco latek wsiadłem bez żadnego przygotowania na bicykla i machnąłem ponad 200 km. Byłoby mniej, ale okrążałem Berlin wzdłuż dawnego Muru Berlińskiego i pomyliłem szlaki … qu…wiłem, po drodze strasznie. No bo jak można się było tak pomylić?! Dlatego kupiłem sobie w końcu porządną książkę - plan.
Wróciłem skonany …
No ale to nie trasa sie liczy a wyczyn!
Moje uznanie!!!
Ja bym bez ścigania,nie dał rady…
Co znowu mi cos przypomina…
Mieliśmy po 14 lat.Jedno z ostatnich wtedy,“skrzyknięć” 8 klasy.Trasa:Rataje w Poznaniu-Zaniemyśl…To chyba 29 km,jesli pamietam…
Bylo nas 8 i podzieliliśmy sie na 2-osobowe drużyny…Niestety trafil mi sie w udziale"Skowron"…Mieczak i wiecznie będacy na"nie"…
Ale do Gądek bylo jako tako…
Potem koledzy uciekli a za nimi ja.Jako jedyny mialem rower bez przerzutek…
Koniec końców,zameldowalem sie trzeci przy tablicy “Zaniemyśl”.Strata nieco poniżej 40 sek.
Reszta…20 minut za nami
W tamtych czasach piwa nie pilem wiec przyszło ten wysiłek odchorować.Ale juz wkrótce robiłem WYNIKI dookoła Rusałki
Aaa…Edit szybko.Czas tej zabawy to ok. 55 minut co uwazam dzisiaj za niezły wynik.
ale kolego przekonal mnie do faktu, ze nie taki diabel straszny.
@birbant mi nie wybaczy, ze boks jest jak dla mnie sportem walki zbyt bezpośrednim
ale to bede sie tlumaczyc radosna rodzina tesciowej
film obejrzalam - byl wtedy dosc typowy - szukano gwiazd sportu w rolach aktorskich . ideologii nie ujmujac bylo to dzialanie, ze mozemy.
niesmialo? te kilka licealnych lat odbieralam inaczej dla mnie ten film byl przykladem, ze może? czlowiek jak traci nadzieje to zostaje zombie
Piłka ręczna, nożna, wodna, hokej, są sportami bardziej bezpośrednimi od boksu i bardziej kontuzjogennymi.
Film “Przepraszam” czy tu biją" bardzo mi się podobał. Świetnie zrobiony i oddający ducha swych czasów. Polityki tam nie było. Rzeczywistość, tak.
Sport kształtuje charakter i niestety masy są pozbawione tej możliwości. A szkoda, bo usportawiać można się od małego.No i pokonywać własne słabości.
Szkoda, że teraz właśnie to dość dużo kosztuje. Wystarczy popatrzeć po cenach lekcji. Lecz na tle kosztów życia to i tak niedrogo.
Bo teraz bez drogich gadżetów różnorakich, jaskrawych ciuchów, uprawianie sportu się nie liczy.
Przypomniał mi się bieg Bronisława Malinowskiego w Moskwie 80. I udana pogoń za złotym medalem.
Oj zależy gdzie.
Debsta narodowa u mnie bylo,ze podstawego prawa do spaceru lockdown pozbawił.
Przez Twe wspomnienia przypomniała mi się wycieczka rowerowa. Nasza wychowawczyni w LO zarządziła pewnego majowego dnia, że jedziemy rowerami na cały dzień do niedalekiej miejscowości, jakieś 20 km w jedną stronę. Do tej miejscowości położonej w dolinie rzeki jest ładny, ponad półkilometrowy zjazd. Początkowe 200 m dość spory spadek, pozostała część to już dość łagodnie opadała w kierunku zakrętu, za którym była owa miejscowość. Jednak w drodze powrotnej okazało się, że za tym zakrętem jest naprawdę solidny podjazd. Ktoś z klasy rzucił w eter, że pod tą górę nikt z miejscowych rowerem jeszcze nie podjechał. Czego było trzeba więcej? Kilku chłopaków w mig rzuciło rękawicę górze, w tym rzecz jasna i ja, na pożyczonym jubilacie bez przerzutek. Pierwszą część podjazdu nasz minipeleton śmignął bez problemu, zdaje się nawet zbyt dziarskim tempem tracąc zbyt wiele energii, zwarzywszy że prawdziwy podjazd zaczyna się na ostatnich 200 m. Jakieś 100 m przed szczytem zostałem już sam, więc kto jak nie ja? Zacisnąłem zęby i kręciłem resztkami sił. Ostatnie 20 m, to był cholernie palący ból mięśni nóg, które nie wiem jakim cudem jeszcze się poruszały. Na szczycie nawet nie miałem sił by zejść z roweru, tylko bezwładnie walnąłem się jak kłoda na pobocze, wypluwając płuca. Nigdy wcześniej, ani później nie doświadczyłem takiego zmęczenia. Niemniej, nim cała klasa podeszła pod wzniesienie, minęło całkiem sporo czasu i byłem już całkiem wypoczęty, że mogłem dziarsko i dumnie kontynuować jazdę ze wszystkimi. Tylko chłopaki w markotnych nastrojach coś bąkali pod nosami, że temu przerzutki źle działały, a inny koła miał niedopompowane …
To właśnie ta “mordercza” końcówka podjazdu.
Wow!
Nie wiem czy dobrze ze zdjęcia,odczytuję nachylenie ale wygląda na fajne wyzwanie! No i…“Jubilat”
Musiałes to robić po przerwie lub bez wiekszego przygotowania.Opis bólu i zmęczenia jest jednak zawsze dość podobny.Mialem coś takiego nieco ponad 8 lat temu gdy zaczynalem prace w Elstree a mieszkalem w South Oxhey.Niby blisko ale dojazdu prostego nie bylo.Rower byl jedynym wyjsciem,co bardzo mnie ucieszylo.Inwestycja niewielka ale radość!!!Jak pod koniec podstawówki!
Byl tam taki podjazd,koło miejscowości o nazwie Bushey…Pocę sie na samo wspomnienie…
Przez blisko 4 lata,podjechalem tych kilkaset metrów zaledwie 8 razy.A ten pierwszy kosztowal mnie prawie 30 min. odpoczynku w popoludniowym słońcu.Trzęsło mi sie wszystko i tylko żałowałem ze nie mam przeciwników…
To sie troche zmieniło w niedalekiej przyszłości gdy zdarzali sie przypadkowi konkurenci.Najczesciej kończyło sie śmiechem i…podejsciem pod ostatnich 30 m.
Ale raz,miala miejsce fajna scena która bawi mnie i tutejszych,bez wiekszej róznicy
Jest tam bowiem taki pub na zboczu i ludziska w sloncu wysypują sie na zewnątrz w godzinach wieczornych.Bylo ok. godz. 17 i tych piwoszy bylo tamtego dnia wyjatkowo duzo.A ja w tym transie ze kurna,dzisiaj podjadę,żeby nie wiem co!!!
I nagle jeden z Angoli wrzasnął:C’mon,Bradley Wiggins!!!C’mon!!!
A za nim ze 20 innych Nigdy nie mialem takiej publiki!!! Tamtego dnia nie zsiadlbym z roweru nawet gdyby mi zaplacono
Patrze na to zdjecie i przypomina mi sie"trójkąt",Miedzychód-Sieraków-Mierzyn…Tam chyba po raz ostatni,korzystalem z takich pustych dróg.I jeszcze nieco wcześniej,w okolicach Sępólna Krajeńskiego…Dzisiaj to chyba wykluczone…
Tanzańczyk Filbert Bay sie przeliczył…
Ale Malinowski pobiegł przepięknie!!! Spokój mistrza i mistrzowska pewność siebie.To takie rzadkie dzisiaj…Mimo iz nasza "lekka"radzi sobie sto razy lepiej…
Kiciu, bomba z podlozonym lontem
Jak to opisujesz?
Zakwasy byly?
Ja tak mialam na pieszym rajdzie po Jurze, tez nas wzieli na ambit z tym, ze mielismy doping w postaci żubrówki. No o pani od biologii nie bylo. Marsz byl na wlasne zyczenie. Z PTTK
Uprawiać sport można bez tego wszystkiego bo tak jak kiedys i w ogóle zawsze,wystarczy chcieć i na dobrą sprawę,sport jest za darmo.
Problem zaczyna sie przy wyczynie.Ale kto osiąga ten pułap?
Poza tym,wyczyn to juz etap pracy w klubach a do tego dorastają nieliczni.Tzn.moze i zaczynają ale nie kontynuują.
Przyklad?
Polska,kraj z 38 milionami ludzi i z naturalnymi pasmami górskimi,ma ledwie 2 ligi hokejowe,prawie nikt nie uprawia biegów narciarskich,nie mówiac juz o dwuboju czy sankach.A kiedys Niemcy sie od nas tego uczyli…Niemal calkowity brak narciarstwa alpejskiego…
Norwegia to kraj liczący ok 5,5 miliona ludzi…Mam jechać dalej?
Jak sie promuje sztafeta 4x100? Prymityw i leki bo nie boli
Jesli nie przelamiesz bariery, ze zwykły spacer w twoim wykonaniu jest checia na życia
To był sarkazm z mojej strony. Pamiętam, jak ja uprawiałem wyczyn. Dziś to byłby obciaach, że nie posiadam krokomierza, puslomierza i czegoś tam jeszcze… Że o stroju nie wspomnę…
Specom od"obciachu"zawsze mozna zaproponować pomiary.A potem wysłać ich na drzewo,banany prostować!
Coś jednak jest w tym cyrku bo bez nas,w kategorii"sport"byłaby chyba jedynie siłownia
Sprawdziłem na internetowych mapach geodezyjnych. Liczby mówią, że na całym 500m wzniesieniu jest ponad 41m przewyższenia, w tym owe ostatnie 200m to coś około 20m różnicy poziomów. Nie wiem czy te liczy oddają faktycznie to, co jest tam w rzeczywistości i czy na zaparowanych cyklistach zrobi to wrażenie, niemniej w tamtym momencie będąc w nienajgorszej kondycji, musiałem dać z siebie wszystko, by podołać wyzwaniu.