Wczoraj sprzątałam na cmentarzu i z pobliskiego osiedla dochodziła muzyka. Tzw. weselne marsze na przyjazd gości weselnych. Taki zwyczaj, że muzycy stoją ze swoimi instrumentami przed domem młodej i witają nadjeżdżających gości, przed wyjazdem albo wyjściem do kościoła. W progu stoją młodzi, witają, czasem już przyjmują prezenty. I w tej instrumentalnej oprawie słychać takie drażniące rzępolenie, jest taka linia melodyczna, że brrrrrrrrrrr
Na parkiecie już jest lepiej, bo już już jest większa różnorodność.
To coś takie typowo weselne. Kojarzycie?
Chyba to te akordeony
Nie, to trąbki dają te dźwięki
jakos na szczescie nie kojarze, ale dawno na polskim weselu nie bylam.
ogolnie takiego rzepolenia nie lubie, ale “kociej muzyki” przy tutejszych fiestach to chyba nic nie przebije.
tu trąbki, ale chyba nie zawsze, bo czasem na samych klawiszach coś ustawią takie rzępolące
tu nie jest to takie nachalne
Piękna muzyka. Aż chciałbym się kiedyś tak ożenić…
Chyba bym sobie od razu szubieniczke skrecil jakby mnie tacy powitali…
Koszmar. Uczestniczyłem kilka razy w tym cyrku. Z porządnych na co dzień ludzi wychodzą wtedy dzieci. Zrzuca się maski, poluźnia krawaty, zdejmuje buty i… wraca instynkt. Pomaga w tym alkohol dodatkowo. To niesamowite bo ludzie którzy na co dzień narzekają na różne bóle i ograniczenia na takim weselu zamieniają się w bogów młodości i zwinności. Seniorzy śmigają jak kozice górskie.
Wesela są po to by się uwolnić na jedną noc z więzów codzienności i sztuczności.
dlaczego od razu sobie? te szubienice?
co prawda w starych kowbojskichfilmach mozna zauwazyc napis w saloonie - nie strzelac do pianisty, ale chyba weselnych grajkow to nie dotyczy?
Rzepolenia nie znosze. Grac jednak kazdy moze… Ale wiem, ze taki jest zwyczaj (chyba tylko na wsiach). Mozna nie lubic.
Nie przepadam za tego typu jarmarcznymi przyśpiewkami. Są dla mnie w złym guście, często okraszone rubasznym humorem i mało wyszukanym słownictwem.
Ostatnie wesele na jakim byłem w sierpniu (mojego kuzyna) miało bardzo fajną oprawę muzyczną. Przy kościele grał oldskulowy band w stylu dixieland – fajne, ponadczasowe standardy jazzowe. Zespół grał cały czas podczas składania życzeń państwu młodym a następnie prowadził cały orszak weselny do pobliskiej restauracji. W czasie wesela grał też na zmianę z DJ-em. Muzyka był świetna, żadnego disco-polo, Kaczuszek, czy innych tego typu przyśpiewek, wyłącznie klasyka muzyki rozrywkowej, polskiej i zagranicznej, czyli to co wszyscy znają i lubią. Wybawiłem się za wszystkie czasy.
To musialo byc znakomite!
Bylem prawie 2 lata temu w Krakowie na weselu obslugiwanym przez miejscowych jazzmenow.
Bawilem sie po raz pierwszy w zyciu bo wczesniej na ogol byly to meczarnie.Tym razem jednak jazz i muzyka filmowa,w stylistyce z lat 50-60,powalila mnie i…wiem ze to sie juz nigdy nie powtorzy…