Jak zaczynałem swe życie w Holandii, jeden znajomy z knajpy Holender zadał takie pytanie; - Jarek, vertel me wat het betekend, dżen dobry, ty stary chiuju? Wiem tylko, co jest, dżen dobry…
A ja się go też spytałem, gdzie to słyszał?
A on mi na to, że jest brygadzistą Polaków w fabryce i co dzień rano mu to mówią…
A ja mu na to wtedy, że to taki polski sympatyczny dodatek co tego dzień dobry. Oznacza, że cię lubią…
@birbant Łooooooo boooooszeeee!!!
Ja w sklepie spożywczym w USA chlałem raz kupić żółty ser i prosiłem o “yellow cheese”. Ekspedientka dziwnie się na mnie patrzyła i nie mogła zrozumieć o co chodzi.
Innym razem ciotka, która tam mieszkała i u której byłem w gościnie poprosiła (po polsku) bym podał jej okruchy chleba. J zdębiałem i pytam sie, gdzie są, ona że w szafce, otwieram a tam nie ma żadnych okruchów, tylko równiutko ustawione torebki. Okazało sie, że nasza “bułka tarta” to u nich “bread crumbs” a ciotka używała dosłownych tłumaczeń.
Kumpel, w czasach, gdy w PL dostępne było mleko w woreczkach, chciał takie zakupić w Germanii. Zapytał się grzecznie ekspedientki
-Haben Sie Milch in die Titten? Czy ma Pani mleko w cyckach?
Nie wiedział, że cycki (Titten) od woreczków (Tüten) dzieli delikatna różnica.
To taka jak pollo (kurczak) i poya(genitalia) - w okolicach Madrytu wymawia sie gwarowo prawie identycznie, roznica jest o czy a. Naszyn rodakom zdarzalo się zamawiac pieczyste, ale nie z tego ptaka.
O tym serze pisałeś, pamiętam @Bingola.