BOŻE! (inie chce mi przyjąć, komputer)
Nie tracę, mąż i już podlewa - dopóki wody w studni nie zabraknie
A piwko???
To Bóg bogów. Jego imienia nie jestem godzien wymieniać na daremno
U mnie była w ostatni czwartek, grad wielkości śliwek węgierek, grzmiało i błyskało niesamowicie ponad pół godziny, a potem przez 20 minut ściana wody.
Takie burze nie są w moich okolicach rzadkością. Jesteśmy wciśnięci pomiędzy góry Eifel a Ardeny i i jest tu taki kociołek gdzie odbijające się od gór masy powietrza akurat kotłują się na naszymi głowami. Mocne wyładowania zdarzają się nawet w listopadzie i grudniu, a nawet w porze zimowej.
Latem zaś co kilka ciepłych dni mamy tu burzę, po której znów jest kilka upalnych dni. Zdążyłem się do tego dawno przyzwyczaić.
Dostać taką śliwką w łeb to dopiero!
Oglądalismy to na moim tarasie z sąsiadką, ona filmowała. Ten taras to taka balkonowa wnęka dość głęboka. Siedzieliśmy przy samej ścianie, wiatr, był z boku, ale i tak kilka śliwek spadło na stolik i jeszcze kilka wpadło do mego pokoju, bo drzwi były otwarte. Zarobiłem dwa strzały , sąsiadkę trafiło ze cztery razy.
A fotki nie zapodał
Nie filmował, to nie zapodał. A co? Burzy nie widziała…, aa?
Takiej jak potrafi urzadzic przyroda?
Przy tych zmianach klimatycznych jeszcze ma szansę
Szamani są bardziej skuteczni, bo oni odprawiają swoje rytuały aż do skutku.
A wczoraj wieczorem jak zaczęło lać w Warszawie, to padało non-stop przez 6 godzin. Ba, padało, lało jak z cebra! W ciągu jednego dnia spadło w stolicy 120 mm deszczu, czyli tyle ile wynosi dwumiesięczna norma latem. Łatwo wyobrazić sobie co dzieje się teraz w zabetonowanym mieście. Horror!
Tak w TV widzę, ze niezły Armageddon tam macie?
120 mm to ile jest litrow na m² na godzinę?
Obok ,mie zrobiło się jezioro!
A juz podali w ludzkim systemie miar. Od 90 do120 l/m².
No to nic dziwnego, że należałoby się przesiąść z autobusów na kajaki.
Ale z tego co mówią to i część deweloperów i projektantow należałoby do odpowiedzialności karnej pociągnąć.
Za tunele zamiast estakad i budowanie na terenach zalewowych.
Niestety deszcz ma to do siebie, ze czasem zamienia sie w ścianę wody.
I to wcale nie tak rzadko.
I znowu płacz, bo brak ubezpieczeń.
Nie zapominaj o urzędnikach zamawiających/odbierających dane obiekty, o urzędnikach dających pozwolenia na budowę na terenach zalewowych, o odpowidzialnych za zabetonowywanie miast (a myślałam, że to dotyczy głównie Poznania).
Nie tylko Poznania.
I nie tylko Polski. Madryt po takiej ulewie tez by był w wielu miejscach nieprzejezdny, a przy zapowiedzi ulew co bardziej myślący auta z garazy podziemnych wyprowadzaja.
Co ciekawe, w Środziemiomorzu gdzie taki problem istnieje od stuleci jak nie dluzej, ludzie z uporem maniaka buduja domy bez podpiwniczen i po kazdym kataklizmie sprzątają błoto, narzekają, biorą odszkodowania z ubezpieczenia i mieszkają dalej.
Chyba, ze woda oprocz aut porwie w koncu domy.
Ale tam troche inna orografia - leje najczesciej w pobliskich gorach i kanionami wyzlobionymi przez tysiaclecia woda z błotem spływa jak lawina do morza. Normalnie jest tam sucho, albo sączy się jakiś strumyczek.
To samo bywa w sąsiedztwie wulkanów - ludzie sa ogólnie niepoprawni.
Betonoza to też choroba ogolnoswiatowa.
I tu kłania się Holandia. Tutejsi umiejętność odprowadzania wody wyssali pokoleniami mlekiem swych przodków odbierających ziemię morzu. Do perfekcji. Też betonu jest tu niemało, ale po urwaniach chmury często tu występujących woda szybko gdzieś znika. Nie znam się na tym, mimo to podziwiam. Pamiętam jak w zeszłym roku zrobił się rwący “strumyczek” po intensywnym opadzie w poprzek drogi gdzie ona ta droga miała ostry spad i zaraz stromy podjazd. Przejechałem przez to ostrożnie, a kiedy wróciłem po pół godzinie to w tym miejscu już był sucho. Do dziś z kolegą nie rozwikłaliśmy gdzie ten strumyk tak szybko wsiąkł. To co działo się w Wwie, tu lokalnie występuje od czasu do czasu, grunta na wodzie stoją, a powodzi nie ma. Są takie powodzie w Belgii i Niemczech, we Francji, a na Nederlandach nie.