Nawet mi nie mów! Miałam tutaj też poruszyć ten problem,bo moja córka w roku szkolnym(poprzednim) przychodziła do domu na okrągło z tym paskudztwem. Booooże ile ja czasu poświęciłam by się tego pozbyć,ona ma włosy kręcone,długie i gęste.
Największy problem tkwił w dyrektorce,której raz po raz zgłaszałam sytuację,na początku uprzejmie a później to już z buzią,żeby w końcu przestała wpuszczać do szkoły dzieci zawszone. Mówiłam jej wprost,że skoro rodzice nie dbają o dzieci to niech ona kategorycznie się z tym rozprawi. Dla mnie to szok,że rodzice w ogóle nie widzieli w tym problemu a dodam,że niektóre zawszawione dzieci to z tzw. porządnych domów,gdzie bogactwo pełną parą a rodzice to ‘ą’ , ‘ę’.
Teraz córka chodzi do collegu i wiem,że tam jak raz się zdarzy,że dziecko przyjdzie do szkoły z brudną głową to ma zakaz wstępu dopóki głowa nie będzie czysta.
Nigdy moi chłopcy do domu tego robactwa nie przynieśli,tylko córka.
Aha,zapomniałabym,mam kupiony spray,który się psika na głowę i okolice oraz szalik i takie tam rzeczy-jest on ochronny,trzyma do bodajże 10 godzin i jest dobry w swoim działaniu.
To ja napiszę, jak to wyglądało za komuny. Warunki higieniczne były o wiele gorsze, niż dziś… W szkołach wyż demograficzny, po ponad 40 dzieci w klasie, Klas po 5 albo i 6 młodego rocznika. Po każdych wakacjach, szkolna pielęgniarka wzmocniona personalnie przez dwie albo trzy higienistki, do końca września miała sprawdzoną każdą głowę. Takie kontrole były powtarzane. Cała szkoła, łeb w łeb. A na końcu i nauczyciele, i w ogóle cały personel. Wstydu nie było. Kto miał wszy, to zaraz do domu, więc nam, dzieciakom było przykro, że ich nie mieliśmy i zazdrościliśmy tym, co mają. I rodzice zawszonych dzieci chodzili do specjalnie wyznaczonych miejsc w ośrodkach zdrowia, gdzie rozprawiano się z insektami.
Kiedy moje córki chodziły do szkoły, z wszawicą problemów też nie było. Na sporadyczne wypadki szybko reagowano.
Dziwię się, że dziś w dobie tylu środków higienicznych, takiego uświadomienia, zbilansowanegp żywienia i innych ochów i achów, wszy dobrze się mają.
Wierzcie mi, tamte czasy i dzisiejsze czasy, to dwa różne światy. Wtedy, wszy miały o wiele lepsze warunki do swego istnienia.
Wystarczy kontrolować i po wszach. A nie, jak już tego jest pełno, to łapać się za głowy. i jojczyć.
Rodzice w domu też mogą czasem zobaczyć, co dziecko ma we włosach.
Gdy przyjeżdżałem do mych cioć na wakacje, to po przywitaniu, zaraz sprawdzały mi głowę. Nie, że z domu, ale pociągiem jechałem całą noc. Moja mama też często nam sprawdzała.
Jakis kwartal temu,stalem w kolejce w Biedronce.Przede mna dziewcze lat na oko nascie,włosy tluste kurtka raczej brudna…Odruchowo zrobilem krok w tyl i…Zaczelo sie.Wszy skakaly po jej glowie w takiej ilosci ze chcalem za wszelka cene od razu udac sie do apteki…
pamiętam takie kontrole higienistek,takie były w mojej podstawówce
O tym właśnie @mężatka piszę, że są to dzieci z tak zwanych dobrych domów, mamuśki pachnące, pomalowane a tu sruuuuu , wszy u dziecka.
I tak powinno być, to rodzice powinni kontrolować i dmuchać na zimne, szkoły już tego nie robią, to podobno narusza godność ucznia.
Przypomniało mi się, że i panie nauczycielki też nam sporadycznie zagłądały do włosów.
U nas tylko tym, którzy często na lekcji drapali się po głowie.
Przy tablicy też?
@Mamita, ja już i jeszcze nie chadzam do przedszkola
@birbant, gdzie kogo dorwały, tam sprawdzały, ale tylko takich, higienistka robiła taki przegląd tylko kilka razy w roku szkolnym.
Tylko teraz w ramach dbalosci o psychike dziecka i poprawnosci politycznej nie mozna powiedziec, ze male ma wszy a rodzice brudasy. Jeszcze biedny belfer nagana dostanie.
A gdzies czytalam ze sprawdzanie fauny i flory, ktora dziecko nosi na glowie nie jest zgodne z prawami czlowieka a w szczegolnosci z prawami ucznia.
A z tym przegladem z uwzgeldnieniem zyjatek rozmaitych to dlugo tak bylo, poki gabinety - pokoiki dla higienistki istnialy (a czesto pelnily one tez role gabinetu lekarskiego bo pediatra raz w tygodniu zagladal i badania profilaktyczne robil) plus czesto szkolny dentysta tez pogonil, ze dziecko zaniedbane - a o to biorac pod uwage owczesne Bałuty trudno nie bylo, jednak dzieciaki miały znzcznie lepsza opieke podstawowa niz dzis. Pisze na przykladzie jaki znam z miasta, jak to wygladalo na wsi? To juz ktos bardziej kompetentny musi sie wypowiedziec🧐
A w ogole to gdyby nie azotoks i pozniej inne srodki owadobojcze to robactwo by nas zjadalo jak robily to setki tysiecy lat, a naszym glownym zajeciem w czasie wolnym od zdobywania jedzenia byloby wzajemne iskanie sie. Niczym harmonijne malpy.
Dokładnie.
Małżonka dość często sprawdzała naszym córkom włosy, bo miały je niepomiernie gęste. A gdy jej zabraklo, robiły to obie babcie i sąsiadka. Bardzo tego pilnowałem.
Niestety walka z takimi plagami owadzimi czy to beda zerujace na ludziaxh czy w domach wymaga wysilku i systematycznosci ze wszystkich stron.
A jeszcze w mojej okolicy jesli chodzi o wszystkich to byly owsiki i inne takie.
Biorac pod uwage, ze wiekszosc domow na Balutach, zwanych czasem kamienicami byla pozbawiona kanalizacji i biezacej wody a rynsztoki pelne?
To nie trzeba sobie wyobrazac jak sie zylo w sredniowiecznym miescie. No moze roznica, ze zawartosci nocnikow na glowy przechodniow nie wylewali i slawojki byly.
Dopiero poczatek lat 70 i budownictwo wielkoplytowe krajobraz przeorało. Tez nie do konca, bo te rudery okazaly sie byc solidne i czego nie wyburzono stoi do dzis, czesc to juz kompletne meliny.
Miałam wszy, bo przyniosłam je ze szkoły, to wtedy mama kupiła ocet sabadylowy (jeszcze pamiętam tę nazwę) i nie chodziłam do szkoły, bo mi z ojcem gnidy ściągali.
Miałam wtedy długie i gęste włosy, to był koszmar z tymi gnidami.
Tydzień i byłam czysta, a potem mi zabroniła dotykać głową inne dzieci.
Walka z wszawicą nie jest wcale taka trudna, ale musi być konsekwentna.
Owsiki… tutaj to brak higieny, szczególnie nie mycie rąk przed posiłkami.
Z tego co wiem od znajomych, bo na oczy tego nie widziałem i nie wiem jak wygląda, najgorzej mieszkać w bloku z pluskwami.
To jedno.
A na wszy dzis sa doskonałe środki. Zatykające im otworki do oddychania a dla nas niegroźne (jakis tam rodzaj oleju). Bo na DDT podobno się dawno uodpornily.
Najgorsi są ludzie którzy wszawicę, owsiki itp kojarza z biedą i wstydem. Spotkałem takich i bardzo byłem tym zdziwiony. Zachowaniem, mówiemiem. Wszy! Owsiki! Niemożliwe!. No cóż u mnie w domu to nie był powód do wstydu. Przynieść wszy. Kilka razy od kolegów złapałem za dzieciaka…
Wiem, że teraz są inne środki na wszy opisałam jak było kiedyś.
Wszy były przypisane biedocie z czworaków, bezdomnym i takie paniusie jak usłyszały, że ich dziecko je przyniosło ze szkoły, to potrafiły zrobić niezłą awanturę, że do tej szkoły chodzą sami biedacy. Byłam świadkiem.
Skoro nie ma teraz higienistek w szkołach, które odwalały brudną robotę za takie paniusie między innymi, to wystarczy co jakiś czas przyjrzeć się główce dziecka i pomyśleć, dlaczego się ciągle drapie.
O pluskwach słyszałam, że to paskudny do wytępienia robal, ale nigdy nie miałam z nim styczności.
Też się nad tym zastanawiałam.
Moja miała trzy razy aż wszy.
W podstawówce dwa razy, wychowawczyni mówiła, że dzieci nie mają pranych ubrań typu kurtki, czapki, szaliki. Było sprawdzanie odzieży w szatniach i dzieci (niektóre) miały śmierdzące wręcz kurtki.
Raz z kolei wesz przywieziona była z kolonii. Zrobiłam małe śledztwo, okazało się, że materace i leżanki na których dzieci spały w namiotach z dziesięć lat nie były czyszczone. Po zakończeniu kolonii wszystko szło do magazynów i tak do następnego roku. Sanepid tego nie sprawdzał, bo wszy się nie boją, a tylko zatrucia pokarmowego i tego pilnują.
Ja juź jestem tak przewrażliwiona,że co rusz sprawdzam.
W moim rodzinnym domu też mama tego pilnowała @birbant.