“Kiedy byłem dzieckiem, wiedziałem, że składam się ze szczątków i ułamków innych. Że ciałem nie należę do żadnego ludu. Co to znaczyło? Może tyle, że w nikim nie mogłem się rozpoznać. Że nigdy nie będzie mi dane z przekonaniem powiedzieć ‘my’?”
~Bronisław Świderski
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam pytanie ale jeśli tak, to utożsamiam się z różnymi grupami osób.
1.osoby pracujące w moim zawodzie
2. ludzie w porównywalnym wieku i o podobnych doświadczeniach
3. wszystkie kobiety i dziewczyny
W zależności od sytuacji jestem kimś “z grupy” i ta przynależność i utożsamianie się ze wszystkimi z tej grupy zależy od sytuacji w jakiej aktualnie jestem.
Ja mam podobnie jak @joko, dodam jeszcze osoby o podobnych poglądach, ci którzy smieja sie z tych samych dowcipów, lubia podobna muzyke, mają podobne zainteresowania (np. żeglarstwo, lotnictwo, rozrywki umysłowe)
Jestem życiowym indywidualistą, zdecydowanie. Ale, o dziwo, z łatwością potrafię znaleźć w zespole, jeżeli ma on sensowny dla mnie cel.I wtedy utożsamiam się z ludźmi tego zespołu, tak długo, jak on trwa. Przystosowuję się i umiem stanowić jego część. Gdy to się kończy wracam do swego indywidualizmu i nie utożsamiam się z nikim.
No właśnie ja sobie uświadomiłam już kiedyś tam, że też z Nikim. Ale może dość mam tego Nikiego i nawet chciałabym z Kimś. Tylko nie ma Kimsia, a Ktokolwiek nie wchodzi w grę.
Nie utożsamiam się z nikim. W wielu grupach czuję się dobrze, ale nie utożsamiam się z całą grupą.
Z racji zawodu należę do pewnej grupy, ale z jednymi jest mi po drodze, z innymi zupełnie nie. Są tacy którym do pięt nie dorastam i tacy którzy psują renomę tej grupy.
Z a kim mi nie do drodze? Z arogantem, snobem, chamem.
Czasem lubię pobawić się, nawet gdy nie jest to poprawne.
Często wyjeżdżam w Tatery, na przykład. Kumaci rozumieją, niekumaci mówią mi: “mówi się w Tatry”
Tzn aż tak często nie wyjeżdżam w Tatery, ale gdy opowiadam coś o nich, czy rzeczywiście wyjeżdżam, to czesto używam takiej żartobliwej formy. Nie każdy to wyczuwa.
Odpowiednikiem Twoich Taterów jest moja kordła. Jeśli ktoś mnie poprawia zamiast uśmiechnąć się pod nosem to od razu wiem, że z poczuciem humoru to u niego tak nie do końca fajnie.
Chyba każdy z nas jest w jakimś tam stopniu indywidualistą.
Ja najlepiej się czuję wśród osób, jak to się zwało mawiać “nadających na podobnych falach”. No i właśnie, tak jak @Bingola wspomniał - podobne poczucie humoru podobna wrażliwość, zainteresowania (a jeśli nie, to chociażby małe zainteresowanie moimi), morale i wiele innych.
A nie po drodze mi z ludźmi zanadto przewrażliwionymi, tzn. chodzi mi o taką swoistą podejrzliwość na zasadzie “na pewno to przytyk z jej strony”, lub inne takie… Poza tym tupeciarzy nie lubię, obłudników z dwiema twarzami, takimi, którzy nie znają co to “proszę”, “dziękuję”, “przepraszam” - czyli generalnie bez kręgosłupa, no i tzw. “nie wyczuwalskich”… No i skromność ponad wszystko!
Przepadam za to wprost za gadułami, ale jeśli taka gaduła tylko paple a nie potrafi słuchać, to już klops, pachnie mi to jakimś narcyzmem. No i można słuchać, owszem, ale jeśli się jedynie “słyszy”, a nie “słucha”, to mnie to trochę zawodzi…