Problem jest taki, że mam to w syropku, a ten syropek strasznie smaczny. I nie może chłop się zatrzymać na 1 łyczku (podwójna dawka) i wypija aż po 3-4.
Moja babcia najmilejsza mi to załatwiła, bo kiedyś się denerwowała, że jej ciśnienie skacze to jej to przepisali albo lekarka z przychodni, nie pamiętam. A ona wiedziała, że ja taki nerwowy to mi to dała.
Niestety już nie zyje. Zabiła ją chyba bardziej patologia służby zdrowia niż choróbsko. Umarła z głodu tułając się po szpitalach. “wyniszczenie z powodu niedożywienia”.
A podczas propagandy covidowej śmiała się
ta na covid umierają, nie prawda, z głodu umierają!
i umarła z głodu.
A ciało do worka poszło, bo niby dodatni test wyszedł, mimo ze covida miała 3 tyg. wcześniej. Chyba nawet nie przebrali w piżamy tylko nagą w pieluche i do wora. Akurat w ostatni dzień, gdy miała wyjść z tej obserwacji covidowej. Przypadek?
Między szpitalami była w domu tylko 3 dni. Lekarz z przychodni odmówił przyjścia, bo COVID i się boi. Musieliśmy cały dzień czekać na lekarza prywatnie co wziął 400 zł za to, że powiedział “dzwońcie na pogotowie” i coś tam niby przebadał. Ale sam nie zadzwonił.
Jedyne co mnie pociesza i wzrusza to, że wpuścili mnie o dziwo na SOR jak ją zawieźli… tydzień przed śmiercią… (normalnie nie wolno wchodzić) i tam siedziałem przy niej z godzine trzymałem za rękę a ona resztkami sił mówiła “kocham Boga” i próbowała się żegnać.
Niestety nie była wyspowiadana i do końca się kłóciła ze swoją siostrą i nie chciała przebaczyć, więć nie wiem co będzie. No, ale skoro tak mówiła przed śmiercią to może nie na darmo i może tak ją Pan Bóg natchnął i pokierował żebym tam do niej trafił bym to usłyszał i się o nią nie martwił, bo weźmie ją do siebie.
Tyle też dobrze, że załatwili jej ostatnie namaszczenie… nie wiem czy była wtedy przytomna… no ale pozostaje wierzyć w moc tego sakramentu.