5 marca, to się Eddy Grant urodził.
Jego kawałków słuchało się pod koniec liceum. Płytę, skąd pochodzi ten klip dorwałem wtedy w kiosku ruchu.
To też… trudno go nie skojarzyc
A w kioskach to sie rozne dziwne rzeczy trafialy, zwlaszcza kiedy w ramach “wolnosci gospodarczej” za Gierka z pracownikow etatowych RUCH zostali ajentami.
Wtedy to sie oplacalo, ale ZUS jest innego zdania - skladki byly symboliczne tak jak dzisiejsze emerytury.
-Jak muzułmanin uniknął czterech teściowych?
-Ożenił sie z siostrami.
W pradawnech czasach teściowe były bardzo, jednakowoż cenione, bo nieocenioną rolę spełniały w stadku jaskiniowców poszukujących odpowiedniej jaskini. Otóż na metrażu danej jaskini lubiły przebywać też i tygrysy szablozębne. No to jak człowiek pierwotny znalazł jaskinię, która wydawała mu się lokum odpowiedniem, to najpierw wpuszczał tam teściową i oczekiwał. Jak, po wejściu teściowe cisza trwała długo, znaczy, metraż do zasiedlenia, a jak rozlegał się ryk przerażenia i jaskinię opuszczał w panicznych susach tygrys, to oznaczało, że jaskinia już nadaje się do zamieszkania.
Moja tesciowa byla dobra kobietą. I taką typową babcią dla wnuków. Juz 3 lata jej niestety nie ma.
Mam kasety magnetofonowe z Eddym Grantem ale nie mam na czym ich wysłuchać.
To jest wlasnie problem.
Ja o moja malenka, stara maszynke dbam jak mogę, bo to jedyne na czym to daje sie wysluchac.
mozna poszukać na eBay, bo tam czesto takie starocie elektroniczne sie trafiają.
A ja mam gdzieś płytę, wydaną w 80 latach z jego najlepszymi utworami. Nie jest on w pierwszej dziesiątce czy nawet dwudziestce wykonawców reggae’owych, ale słuchanie go mnie absolutnie nie boli.
Co do teściowej, to miałem kiedyś sen. Było to wtedy, kiedy nawet nie wiedziałem, że coś takiego jak dzień teściowej jest.
Tak więc raz w życiu przyśniła mi się moja teściowa, która od jakiegoś czasu już nie żyła. Nie zrobiło to na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia do momentu, kiedy podczas jazdy do pracy dowiedziałem się z radia, że właśnie tego dnia jest dzień teściowej.
Takich sytuacji przytrafiło mi się na tyle wiele, że chyba je w końcu spiszę …
Moja pierwsza teściowa była bardzo dobrym człowiekiem. Wspaniale ją wspominam.
“Milosc ,szmaragd i krokodyl”
Jeszcze jedna,swietna komedia lat 80-tych.
Bylo ich kilka jak nie kilkanaście.Poczawszy od Gliniarza z Beverly Hills,uwierzylem ze jeszcze coś wówczas nowego,moze mnie w kinie rozbawić!
Książę w NY ale przede wszystkim Krokodyl Dundee i Powrót do przyszłości!!!
Nie wiem, po prostu nie wiem, dlaczego tak się stało ze to bezpretensjonalne, leciutkie jak babie lato, kino,akurat wtedy, przez jakieś 7-8 lat, tak się dobrze miało!
Przecież ja wtedy prawie z kina nie wychodziłem! Były Konfrontacje,przeglady autorskie i wiele innych okazji ale te komedie to tylko wtedy i to z wielkiego zaskoczenia…
Pamiętam dzień, w którym byłem z własnej nieprzymuszonej woli trzy razy w kinie. Po trzecim filmie przez moment zastanawiałem się, jaki tytuł miał ten pierwszy …
Z tych wymienionych wyzej to sequele Ksiecia i Krokodyla byly troche przewidywalne
Ale wszystkie te komedie nawet ogladane n-ty raz, bawia.
Jeszcze Nieoczekiwana zmiana miejsc bym dołożyła?
Ach…To w oparciu o Twaina.Genialny film!!!
Byłem dwa razy na sylwestrze w kinie [4 filmy pod rząd] i tyleż na maratonach filmowych [tez 4].
Za pierwszym razem,bylo ciężko i filmu szwedzkiego, nie zdzierżyłem.
Ale potem weszło mi nawet w krew
Bez przesady, Sylwester to najwyzej w teatrze, najlepiej operze.
Bywaly takie podchody w Łodzi, ale krotko to trwalo.
Bo dozowac nalezy z umiarem…
Eee tam…Raz na 5 lat, bardzo lubię i,jesli się trafi w Polsce jakiś sylwester, nie wykluczam.
Właśnie na maratonie,obejrzalem jeden z najpiękniejszych filmów ostatniego ćwierćwiecza.“Spragnieni miłości”,Wong Kar Waia…
A poza tym, jest atmosfera.Tam popcornowe potwory wstępu nie maja.