Cisza 13 grudnia...To juz chyba tutejsza "tradycja"

Faktycznie chyba wystarczyło telefonu nie mieć by sie nie orientować…
Ja byłem poumawiany.Z dziewczyną na wieczór i jeszcze coś było,w sprawie biegania chyba… :innocent:
Do kościoła na 12.30 ale…Nic z tego blizej nie pamiętam bo to było na Piastowskim…Jedynie ten tłum… :face_with_raised_eyebrow:

1 polubienie

A ja poprzedniego dnia byłem na randce z dziewczyną z nadzieją na kolejne, ale nie znałem jej adresu, tylko telefon, a te milczały jak zaklęte. Dopiero w lutym się spotkaliśmy ponownie.

2 polubienia

Ha!
To wręcz filmowe…
To jak nie przyjść na spotkanie.I nikt nie wie że nikt nie jest winny…

2 polubienia

Pamiętam też tego grudniowego Sylwestra. Tzn, jak go spędziłem.
Mieliśmy domówkę ze sporą ilością swoich, niczego na niej brakowało. Atmosfera typowa dla takich imprez, zapomniało się o realnej rzeczywistości. Do czasu.
O północy na mieście spokój, fajerwerków nie było, wiadomo. Czasem ulicą przejechał wojskowy gazik albo milicyjna nyska zwana suka. Na widok czteroosobowego patrolu elewów szkoły milicyjnej stwierdziłem, że zamiast normalnych fajerwerków mamy teraz takowe fajerwerki intelektu, czym rozbawiłem towarzystwo.
Ale o godzinie 2 obudził się we mnie bohater i wzbudził żal z powodu tej “wojny”. Więc wyszedłem przed blok, nabrałem mroźnego powietrza w płuca i zacząłem ryczeć pieśń na melodię Szarej Piechoty;
Nie chcemy komuny, nie chcemy i już,
nie chcemy ni sierpa, ni młota,
Za Katyń, za Grodno, za Wilno, za Lwów,
odpowie czerwona hołota…
Maszerują strzelcy, maszerują…

Tyle zdążyłem “dośpiewać”, albowiem całe towarzystwo na czele z żoną skoczyło mi na plecy i zaprawiłem gębą w śnieg. Nec Herkules… :man_shrugging:
Zaniesiono mnie, jak skrępowanego do domu.
Na szczęście incydent ten nie wywołał żadnych skutków. Dodaję tę uwagę dlatego, że mieszkałem w bloku dla urzędników państwowych i milicjantów.
W sumie to były trzy okoliczne bloki. Nikt nie zadzwonił tam gdzie trzeba…

5 polubień

Piekna piesn!!!
W sam raz na takie okoliczności…
Ja w sylwestra także niczego nie dopuszczałem do siebie…Mialem coraz większego bzika na punkcie pewnej koleżanki,dotarla do mnie błyskawicznie nowa płyta Stonesow"Tattoo You"i to mną zawładnęło niemal na 100%.

2 polubienia

Ooo…, kochaniutki, wtedy tom już był żonaty i dzieciaty, “kolegować” się mogłem tylko z małżonką. W sumie fajnym “koleżeństwem” byliśmy. :grinning:

1 polubienie

Wszystko mi wtedy groziło…Milicja,kontuzje,zlamane serce, powtarzanie klasy…Wszystko prócz jednego…Nie zamierzałem się żenić!
Zdanie zmieniłem nieco ponad 15 lat później :innocent:

1 polubienie

Wtedy to była “prywatka” kolego @Birbant!

3 polubienia

O właśnie,racja!!!

1 polubienie

Ja wiem nosiles opornk :grin:

3 polubienia

Prywatki wtedy miewali młodzi. Już Gąsowski w tamtych czasach “zapytywał”, gdzie te prywatki. No, kilka lat później.

2 polubienia

Bo “później” to już były imprezy.

2 polubienia

Oraz “balangi” :slight_smile:

2 polubienia

Czasem jeszcze prywatki, o czym przypomniał skutecznie Oddział Zamknięty :smiling_face:
"Zróbmy więc prywatkę jakiej nie przeżył nikt…
Niech sąsiedzi walą,wala do drzwi
Sztuczne ognie niech się palą,pala a Ty
Tancz i wino pij,aaaha…

2 polubienia

ALe to było ze 30 lat temu. Potem pojawiły sie nie wiadomo skąd “domówki”

A propos balangi - była taka piosenka, skąd to słowo wzięło swoją nazwę, ale nie mogę jej znaleźć, to jakiś latynoski zespół śpiewał.

1 polubienie

Kolego @Bingola Ja tak specjalnie napisałem, że domówki, żeby młodzi zrozumieli o co chodzi… :stuck_out_tongue_winking_eye:

1 polubienie

A som tu tacy? :slight_smile:

1 polubienie

“La Balanga” i zespół Bimbo Jet.

1 polubienie

O, włąśnie!

3 polubienia

Fiesta

1 polubienie