Witam. Postanowiłem zapytać się wprost. Gdyby ludzie konsumowali mniej, to nie tylko potrzebowaliby mniej pieniędzy, ale też z biegiem czasu spadłaby inflacja. W drugiej kolejności nadmierna praca też stałaby się zbędna, skoro nadmierny konsumpcjonizm nie jest już potrzebny, a ceny są niższe. Ludzie więc mogliby pracować krócej lub pod mniejszą presją. W dalszej kolejności nadmierna nauka też stałaby się zbędna. Przecież kiedyś do życia i szczęścia przeciętnemu człowiekowi wystarczała zawodówka, a nie jak teraz, że nawet zwykły przeciętny człowiek musi mieć ukończone studia.
Ludzie mieliby więcej wolnego czasu na odpoczynek, rodzinę, znajomych, rozrywkę itd. Ludzie byliby też zdrowsi, bo nadmierny konsumpcjonizm, nadmiar stresu i niedobór snu/odpoczynku nie są zdrowe.
Większość biznesów to i tak tylko marketing. Bez marketingu byłoby okazało się, że nawet połowa tych wszystkich towarów i usług nie jest potrzebna lub nie w aż tak dużych ilościach. A większość prezesów i menadżerów wielkich korporacji to psychopaci, którzy kierują się tylko zyskiem, nie licząc się z dobrem, zdrowiem, a nawet życiem swoich pracowników i klientów, a o środowisku to nawet nie ma co wspominać. Więc po co ich dokarmiać swoim nadmiernym konsumpcjonizmem bardziej niż to konieczne?
Tworzysz kolejna utopie czy dystopie?
Jakos tak sie sklada, ze spoleczenstwa o niskim wskazniku konsumpcji zajmuja sie jedynymi dostepnymi rozrywkami - plodzeniem potomstwa i wyzynaniem bliznich z innego plemienia. Kolejnosc dowolna.
A nie sądzicie, że ludzie za nadmierny konsumpcjonizm muszą płacić coraz wyższą cenę? Ludzie muszą coraz więcej pracować, coraz więcej się uczyć, środowisko jest coraz bardziej zniszczone, ceny coraz wyższe, ludzie mają coraz mniej wolnego czasu, coraz mniej zdrowia, coraz więcej stresu itd.
Jeśli jeden samochód czyni człowieka szczęśliwym, to nie znaczy, że 10 samochodów uczyni człowieka 10 razy szczęśliwym. Niestety, w kapitalizmie nie bardzo może być coś takiego jak stały poziom. Wielkie korporacje potrzebują mieć rosnące wyniki, że niby kto stoi w miejscu, ten się cofa.
Juz nie chodzi o to ze to trąci obsesyjnym powtarzaniem sie,za co na poprzednim forum,temat spadał…Tu nic Ci nie grozi,skoro zielony robi to po pare razy kazdego dnia bezkarnie…
Gorzej ze to pachnie sektą…
Nadmiernego konsumpcjonizmu nie da się zlikwidować ustawowo. Pamiętajmy, że tak działa gospodarka, niewidzialna ręka rynku. Mniejsza produkcja? OK - wzrośnie bezrobocie! Co wtedy?
Wiem, że ludzie sami muszą chcieć. Druga sprawa, że pytanie jest bardziej o to, czy miałoby to przewidywane przeze mnie skutki? Czy faktycznie świat stałby się lepszy, gdyby ludzie porzucili nadmierny konsumpcjonizm? Czy ludziom spodobałby się taki świat?
Myśle, że globalnie raczej nie. Zawsze sa kraje rozwijające, w których ludzie na dorobku sie tym upajają. Rezygnacja z konsumpcjonizmu to raczej niszowa moda.
To nie sprawa uproszczania - po prostu chcialam zwrocic uwage, ze popadanie w skrajnosci zdrowym nie jest. Takie stawianie sprawy na ostrzu noza na zadadzie albo, albo?
Jesli juz sa technologie pozwalajace na hodowle dowolnych tkanek zwierzecych (to juz kwestia czy dowolnych, czy jednak ograniczenia sa zarowno jakich jak i czasowe - kwestia ile takich podzialow kmorkowych in vitro schab czy kawalek wolowiny wytrzyma?) Zreszta w koncu ludzkosc ma za soba przejscie z dziczyzny na hodowle to krok nastepny hodowla wybranych tkanek wydaje sie byc logicznym i w tym momencie argumenty wegan traca sens, moze poza zdrowotnymi?
Gorzej z syntetycznym mlekiem czy jajkami. Na razie wydaja sie byc poza zasiegiem.
Podobnie ma sie rzecz z dobrami doczesnymi - zero waste to ma sie po drodze z kamieniem filozoficznym, uniwersalnym rozpuszczalnikiem, remedium i perpetuum mobile. Dazenie do idealu?
A wracajac do uproszczen?
Czlowiek pozbawiony bodzcow i zabawek zaczyna ich szukac, a ze wtedy górę biorą najprostsze instnkty walki o byt i przedluzenie gatunku? To chyba nie zaprzeczysz?