Dość gorący to ostatnio temat. Ministra zdrowia odpowiada NIE.
Odpowiem inaczej.
Na stacjach benzynowych alkoholu się nie kupuje…
A ja uwazam, ze tak.
No chyba, ze sobie chcemy zafundowac podziemie alkoholowe i wrócić do “kultury melin”
To nie ma nic wspólnego z walka z alkoholizmem, bo jak człowiek chce to procenty sobie zorganizuje.
Kolejny po aborcji wabik i odwracanie uwagi od rzeczy naprawdę ważnych
Ja w kazdym razie do tej pory nie kupowalam.
Nie, przepraszam w Austrii piwo kilka razy.
Bo trafiały się jakies inne niż w marketach.
A co do restrykcji? W Comunidad Valenciana nie kupisz nawet piwa od 22 do 7 rano w sklepach.
Jest zakaz picia w przestrzeni publicznej z wyjatkiem miejsc do tego przeznaczonych (czytaj bary, kafeterie i inne źródełka z kelnerem i stolikami)
I jakoś nikt nie płacze…
Izb wytrzeźwień nie ma, pijany to albo do domu albo na odtrucie do szpitala…
Co ciekawe symbolem pijaństwa sa Anglicy, Niemcy i czasem ruskie, Polacy z nimi tu szans na stanie się legendą nie mają.
Na stacjach z reguły kupują frajerzy.
No dobra, nie wszyscy.
Bylem z kumplem na Węgrzech. Temu na ostatniej ichniej stacji przypomniało się ze lasce jeszcze nic nie kupił. Wszedł na stację, popatrzył, stoi na pólce Tokaj. No kupil… W przeliczeniu na polskie dał ok. 100 zł.
W domu sprawdza, co za trunek kobiecie chce dać, patrzy w net a tam sklepowa cena w przeliczeniu na nasze 14 zł…
Oszczedzę epitetow, jakie pod swoim adresem wtedy wymyślił…
Juz na stacjach nie kupuje.
Pani pewnie poczuła się doceniona.
Marże to inna sprawa.
To jakbyś w Barcelonie do sklepu z pamiątkami wszedł.
Lepiej nie patrz, gdzie ukryty jest napis made in China i nie zagladaj potem na różne Aliexpresy…
No a jeżeli jakiś kierowca ma ochotę jechać na dwa gazy, to gdzie ma kupić? Specjalnie do jakiegoś sklepu innego jechać?
Jako, ze nadal sa razem a nawet dwójkę dziecek mają, to bywa, ze gdy sie spotykamy, ktos o tym wspomni…
Podróze kształcą.
To na pewno jest miłość, skoro po takim Tokaju tak się rozwinęli razem
Dobry tokaj wart każdej ceny…
Oczywiście,że sprzedawać.Jeżeli jest niedziela handlowa a ktoś potrzebuje piwa to idzie na stację benzynową,kupi i wraca do domu.
Całe szczęście teraz Żabki kombinują i w te niedziele sprzedają póki co…
Nie.
W tej akurat sprawie zgadzam się z Panią minister. Rozważyłbym też możliwość prohibicji od powiedzmy 22 do 8 rano. Celowo do 8, żeby większość majstrów małpiszonów nie kupowała. Nie wiem czy wszędzie, nie śledzę na bieżąco, ale już w kilku miejscach gdzie wprowadzono znacząco spadła liczba interwencji policji. W tę stronę trzeba iść.
To jak oni będą robić jak ich delirka dopadnie?
Niech sobie radzą, nie mój problem. Przy okazji może byłoby trochę czyściej bo wszędzie się pałętają te buteleczki.
Krzywo cegły położą i komuś jeszcze dach na głowę spadnie. Ja już wolę te walające się małpki. Mniejsza szkodliwość czynu.
Nie wiem, jakoś tu nikomu alkohol na stacjach nie przeszkadza, ale jak pisałam jest zakaz 22 - 7. W handlu, nie gastronomii.
I to nie ze względu na “majstrów” a dzieciarnię, która urządza sobie pijaństwo pod gołym niebem, śmiecą, brudzą i demolują.
A jak nie mają gdzie zapasów uzupełnić to robią to krócej
Ale pamiętam czasy, w Polsce, gdzie meliny i patologia żerująca na spragnionych miała się dobrze. A i to w czasach kartek jeszcze lepiej. Ilu ludzi się wtedy potruło jakimiś wynalazkami? Statystyk nie podawali
Co sprytniejsi robili swój “koniaczek” , nieco drożdżami zalatujący, ale pewny.
A do czego doprowadziła prohibicja w USA?
Ale zlikwidowała bym przede wszystkim te nieszczęsne “małpki”, bo to jest plaga.
Minimum pół litra, a nawet 0,7.
Jak ktoś alkoholik to sobie piersiówkę kupi, na to siły nie ma, ale nie kusi w sklepie.
To jest tak: kiedyś Stacje benzynowe sprzedawały paliwo (no i może jeszcze różne akcesoria motoryzacyjne), poczta sprzedawała znaczki i koperty, kioski - gazety i papierosy. I komu to przeszkadzało? Działało? Działało! Było opłacalne? Było!
Ale ktoś wymyślił, żeby te wszystkie przybytki zamienić w mini-markety z żarciem (“polecam hot dogi w promocyjnej cenie!”) piciem (“może kawa?”), zabawkami (“mamy kinder niespodzianki!”), książkami, modlitewnikami (poczta), itd, itp. I nagle okazuje się, że jak tego nie będzie to te firmy padną? Poczta ledwo zipie, pompiarze na cepeenach się skarżą, no więc co ich uratuje? WÓDA! Wódzia, wódeczka, po którą 1/3 Polaków sięga od raza do wieczora.
A właściwie to dlaczego nie ma jeszcze wódki na pocztach? Powinna być! Mało tego, zauważyliście jak wiele osób pije w podróży? No, przecież małpki powinny być dostępne w kasach PKP, że o Warsie nie wspomnę!