Moim zdaniem nie ma. Jak sie popatrzy na ikonografię chrześcijańską to dominuje w niej smutek, ból i cierpienie. Jakoś nigdy nie widziałem obrazu uśmiechniętej Matki Boskiej czy radosnego Jezusa. Większość pieśni religijnych też jest smutna. A przecież można inaczej - przykładem jest choćby muzyka gospel. Gdy pierwszy raz ją usłyszałem, to nie wierzyłem, że w ten sposób można śpiewać o Bogu, bo zawsze kojarzyłem sprawy religijne z czymś smutnym, poważnym, bez wyrazu.
Dlaczego tak jest? Nie wiem, prawdopodobnie to spuścizna (podświadoma) średniowiecza i filozofii “memento mori”, której kościół katolicki jakoś nie może sie pozbyć.
No i sam widzisz…Można inaczej.
Pieśni kościelnych,pełnych radości,jest od groma.
Niestety,są one szablonowe i robią wrażenie niekiedy,jakiegoś transu grupowego [co zresztą jest typowe właśnie dla gospel].Wynika to z nieszczęsliwego założenia że nie ważne jak ale ważne by każdy chwalił Boga jak potrafi…
Ok. nie każdy jest artystą.Ale to bardziej zaangażowanych nie powinno zwalniać od tego by sie starać.
Zgadzam się że nasza spuścizna skrzydeł nie dodaje.Jednak kolędy nasze,jak np. Bóg się rodzi czy Tryumfy Króla Niebieskiego,są wręcz entuzjastyczne.
Z drugiej strony,trudno tańczyć wokół grobu pańskiego.
A obrazy Matki Bożej…Jest ich sporo.Tzn tych pełnych wigoru czy pogodnego spojrzenia.Dominuje jednak troska bo Maryja wiedziała co się stanie.I to nie my teraz a artyści w rodzaju Belliniego czy Rafaela,malowali wieki temu,tak a nie inaczej.
Odzyskałem kopię Madonny Sykstyńskiej,Rafaela Santi.Jest w niej godność,miłość,piękno.Nawet w ludzkim wyobrażeniu.Wystarczy.
Przyznam że gdyby ów ewentualny uśmiech,miał dryfować w stronę prowincjonalnego kato-disco polo to ja już wolę tak jak jest.
Bo cierpienie i wyrzeczenia uszlachetniają. Prowadzą do zbawienia. Raj i szczęście będzie dopiero po śmierci.
Rodzenie dzieci jest ponoc bolesne. A co do tego smutku?
Czesto narodzinom towarzyszyla kostucha. Koledy hiszpanskie nie sa takie smutne.
Natomiast co do eschatologiii? To w tym lepsi sa cerkiewni.
Szkoda tylko że po Kościele jako instytucji tego nie widać
Widac kolego.
Ile oni czasem musza odpuscic, bo dwoch obiadow zjesc sie nie da?
To, że coś jest niekomfortowe, nie znaczy, że nie powinno być.
Wiele sytuacji jest w życiu niekomfortowych.
Najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy w kościele nie uczestniczą i dzieci swoich nie wysyłają.
Nie podoba się taka forma…można się cofnąć i grzechy przy wszystkich głośno wypowiadać przed kozłem i go na pustynię wykopać…Słabe by to było, bo co wypowiedziane w gronie nie mogło by wypłynąć na zewnątrz… no i te problemy m.in. małżeńskie i międzyludzkie…ciężko żyć w aż takiej prawdzie
Po co ludzie pełzną do tego kościoła, skoro wiary nie mają i jaka jest jego konstrukcja się nie podoba?
Witki opadają
Oczywiście że tak spowiedź jest ważna i jak najbardziej dzieciaki powinny w niej uczestniczyć. A pisanie o patologii jako standardzie jest conajmniej nie ferr…
Zapytam cię jeszcze raz – Jakie grzechy może mieć ośmio-, dziewięcioletnie dziecko, żeby je zmuszać do upokarzających rozmów z obcym człowiekiem na osobności? Do rozmowy dziecka z psychologiem wymagana jest obecność rodzica.
Odbiję piłeczkę - najwięcej do powiedzenia na temat małżeństwa, seksu, rodziny, wychowania dzieci mają ci, którym te sprawy z definicji są całkowicie obce (no, przynajmniej teoretycznie )
Co opadają? Dzieci mówią non stop, bardzo potrzebują uwagi i trzeba mieć dużo wytrzymałości, żeby zarządzać relacjami z dużą ilością dzieci.
One się nigdy nie męczą? ;( … a dorośli tak.
Odpowiem Ci tak… po pierwsze dzieci mają już wiecej za uszami niz myslimy. Pozatym kto ci powiedział ze to muszabyc jakies wielkie grzechy. Wspanialebyloby gdyby nie mieli sie z czego spowiadać.
Po drugie taka spowiedz mowi dziwcku że nie ma nic za darmo źle zrobilo poniesie konsekwencje wczesniej czy pozniej wyjdzie. Po trzecie patrzac z punktu osoby ktora ma wyrąbane bo nie jest wierzacą mozesz miec rację patrzac z punktu osoby wierzacej jesteś w kompletnym błędzie.
Ojejki, na tej samej zasadzie działa KAŻDA SEKTA. Bo Watykan to też SEKTA, tyle, że duża. Ale niczym się nie różni od innych. W NICZYM nie jest "lepsza’. Ot, po prostu jest najpopularniejsza i tyle.
Witki opadają
Nic na to nie poradzę. Nie ma konstytucyjnego obowiązku posiadania “jedynie słusznego i akceptowalnego zdania” na żaden temat. Nie musimy się zgadzać. Powinniśmy się szanować i akceptować różnice.
Ta… do tego, żeby n-l powiedział dziecku, że otrzyma jedynkę z matematyki trzeba zatrudnić w szkole psychologa ;(
Przesadzam, wiem, ale kiedy to dziecko ma się nauczyć przyjmowania porażek? odpowiedzialności? przyznania do błędu? Jako dorosły?
Niewielkie, wszyscy to wiemy, ale… to co wcześniej ktoś napisał: dziecko uczy się przyznawać do tego źle zrobił. Ukradł koledze kredkę? Wyśmiewał się z niego? Okłamał mamę? To jest złe.
Zacytuję sytuacje z pamięci.
Kradzieże w sklepach spożywczych,pobicie kolegi,kradzieże w szkolnej szatni,wyzwiska wobec pomocy kuchennej,kłamstwa i tzw. fałszywe świadectwa co już wprost jest wymienione w dekalogu.
A to tylko moj kolega z podstawówki,na codzień nawet lubiany przez nauczycieli…
Brzmi to faktycznie,niewinnie ale dzisiaj dochodzi do tego,znacznie wiecej.Z publikacjami w necie na czele.Ja na insta nie istnieję ale wiem co sie tam wyprawia i jakiego wieku dotyczy.O gangsta już nawet nie wspominam…
To ja chyba byłem jakimś aniołkiem jako dziecko, bo gdy chadzałem do spowiedzi, to nijak nie mogłem sobie przypomnieć bym zrobił coś naprawdę nagannego, co powinien osądzić Bóg. Naciągałem więc co się dało, żeby nie wyjść na świętego a całą tą litanię rzekomych występków kończyłem formułką “więcej grzechów nie pamiętam”, co w tym wypadku było szczerą prawdą.
Miewałem podobnie i daleko mi było do opowiedzianego wyżej Krzysia.
Ale podglądanie sąsiadki,podpijanie alkoholu,klamstwa czy kradzież dropsów ze spożywczaka…Razu pewnego,podłożyłem noge sprzątaczce.A w 4 klasie,sfaulowałem,wręcz brutalnie, kolegą na boisku.Że się wtedy nic nie stało,to cud,panie…Do dzisiaj mam to przed oczami…
Jeśli grzeszy się myśla,mową i uczynkiem to ja prym wiodłem w nieprzyzwoitych myślach.O języku “wyuczonym” na ulicy nie wspominając…
Jest bowiem wiele prawdy w twierdzeniu że najzatwardzialszym grzesznikiem jest ten, co twierdzi że nie grzeszy wcale.