Fajnie Was poczytać…
Dobrze, że się nikt nie kłóci.
Zbyt homogeniczni jesteśmy żeby się kłócić… oponentów brak
I jestem katolikiem.
Ja też
Moja wiara jest moją prywatnością
Ukrywam ja przed wścibskimi bo jest dla mnie ważna
To w co wierzę znają nieliczni bo moja dusza nie jest dla każdego
a miłość bliźniego?
Wierzę w Boga i się tego nie wstydzę, ale mówić o tym mogę z nielicznymi. Ludziom na tym punkcie odwala szajba jeszcze bardziej niż w polityce.
Odcierpiałam swoje przez wiary w Boga, a właściwie przez wyznania i mieszania w to Boga, wiadomo każdy w swoje zajadle wierzy.
Jeden typ chciał mnie uderzyć, bo on jest prawdziwym katolikiem z dziada pradziada, a ja z rodziny Świadków i powiedział to do policjantów po których o pomoc zadzwoniłam.
Co to ma za znaczenie Krokodylu, jeśli wierzysz w Boga i Jego Słowo, to wystarczy niezależnie od klubu, do którego należysz. Jeśli zaś wierzysz w ten klub tylko i tylko w to, co mówi jego zarząd, którego słowa często różnią się od słów prezesa, to także znaczenia nie ma. Jedynym plusem jest to, że czujesz się częścią wielkiej społeczności.
Co to za rewolucja? Zresztą jak nazwać kogoś kto wierzy w Jezusa a nie należy do żadnej religi? Dla mnie to takie chodzenie na skróty XD zeby nie napisać wiexej
Wbrew pozorom, nie jesteśmy, @anon86894402 Łączy nas tylko niechęć do awantur i pyskówek. Swoje zdanie wolę wyłożyć wspierając się argumentami a stosowanie inwektyw zostawiam tym, którzy argumentów nie mają.
Zostałem wychowany w katolickiej rodzinie… odkąd poznałem historię, matematykę i fizykę, straciłem wiarę.
Nie wierzę. Ale też nie twierdzę, że nie istnieje.
Moje podejście do wiary wielu nazywa asekuranctwem albo obłudą (jestem agnostykiem), ale nie mam w zwyczaju go w żaden sposób zatajać. Ale też nie narzucam się z informacjami
Kiedyś byłam wierząca, wtedy tego potrzebowałam i bardzo ułatwiało mi to życie. Taki chwyt psychologiczny. Wcześniej i później byłam sceptykiem. Raz zdarzyło mi się wpaść w panikę do tego stopnia, że chwytałam się dosłownie wszystkiego, niezależnie od tego, czy w to wierzyłam (a ja ogólnie mam problem z wierzeniem w cokolwiek ot, tak, więc w większość tych co mniej racjonalnych rzeczy nie wierzyłam),czy nie, że wylądowałam też w kościele na mszy. Uważam, że wiara bywa potrzebna, dla utrzymania człowieka przy całym jego człowieczeństwie (jakkolwiek go nie zdefiniujemy). Ale jak ktoś jej nie potrzebuje, a przy tym jest racjonalistą, wiara go chyba nigdy do końca nie usatysfakcjonuje.
W moim rodzinnym środowosku raczej brak wiary był piętnowany, wiara (a chociaż jej udawanie) jest postrzegana jako obowiązek. Dlatego dość długo jej brak u siebie zatajałam.
Touche!
Jesli Ty przyznasz sie do Boga to On przyzna sie do Ciebie.Te prosta prawde nalezy w sobie pielegnowac bo w przeciwnym razie,ludzie Cie po prostu zjedza.Drwinami,prowokacjami,falszywymi oskarzeniami…To dziala tak samo jak komisariat policji z niedawnych przeciez czasow…
A o tym ze nie z kazdym nalezy dyskutowac,przekonalem sie jeszcze w liceum,choc czasy byly sprzyjajace…
To zreszta tez zalezy ile masz w sobie przekonania,sily i…wiary
Wiara jest dla mnie sprawą bardzo osobistą. Nie tylko wiara katolicka czy w ogóle chrześcijańska jest wiarą. Czasem wiara dzieli ludzi czasem łączy. O wierze w zasadzie łatwo rozmawia się ze współwyznawcami ale z innymi już trudniej. Zwykle każdy broni swoich przekonań i swojej wiary i to jest naturalne. Nie potrafię na forum rozmawiać o wierze i o tym, czym ona dla mnie jest. W kontaktach bezpośrednich owszem, ale nie na forum i nie korespondencyjnie.
Ostoja w tym chwijnym swiecie. Nigdy wiary sie nie wstydzilam.
Dla mnie moja wiara też jest ostoją.
Za pozwoleniem, ja tam żaden homo nie jestem, ani nawet homogenizowanem…
Czyli “homo homini lupus est” Ciebie nie dotyczy?
A co Ty tu mnie samemy szyframy z rana?