Witam. Jakieś 20 lat temu oglądałem film dokumentalny o zapomnianej już subkulturze blokersów. Widziałem tam wypowiedź człowieka, który twierdził był, że dla zdobycia pieniędzy na puszki spreju do graffiti jest w stanie ograniczyć sobie jedzenie. Albo inny przykład, widziałem wypowiedź kibola, który twierdził był, że choć na co dzień jest bezrobotny, to potrafi pójść do jakieś tymczasowej pracy, by zarobić na bilet na mecz.
A dzisiaj? Dzisiaj mam wrażenie, że ludziom z trudem jest zrezygnować nawet z nadmiernego konsumpcjonizmu. A może problem jest, że współczesny człowiek nie ma po prostu konkretnych marzeń, pragnień lub celów? Bo gdyby miał, to skupiłby się na marzeniu, pragnieniu lub celu, zamiast pozwalać, by pieniądze przelatywały mu przez palce na rzeczy lub usługi, które tak naprawdę nie są potrzebne lub nie są potrzebne aż w takich ilościach. (Nie będę marnował pieniędzy na X, bo muszę zdobyć pieniądze na Y)
Kiedyś człowiek czekał na chleb. Dziś chleb czeka na człowieka.
Mamy wszystko na wyciągnięcie pieniędzy których zarobienie wymaga coraz mniej wysiłku. Ot wystarczy laptop i YT. Do tego garść głupoty i mamy suby.
No ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Daj dziś gówniarzowi zegarek na 18-tkę to cię wyśmieje.
Poza tym ludzie robią się coraz bardziej wygodni. Wizja przedstawiona w filmie “Surogaci” staje się coraz bardziej realna.
Polacy nadal kultywują zasadę: zastaw się, a pokaż się.
Potrafię zrozumieć rodziny biedne, które muszą zrezygnować z wielu przyjemnosci.
Pojąć nie potrafię średnio zamożnych, którzy skąpią na czym się da, żeby kupić samochód, jechać na wakacje którymi można się na Fejsie pochwalić itd.
Nie mówcie, że to banał. Jestem bardzo dobrym obserwatorem i słuchaczem, w mig wychwycę takich ludzi.
Popieram rozsądek i umiar dla zaspokojenia swoich marzeń.
Nie rozumiem oszczędzania graniczącego że skąpstwem, żeby pokazać “wyższość” nad innymi.
Ja oszczędzam choć już widzę że pieniędzy mam na swoją chudą dupę troche za dużo. Może trzeba by zacząć wydawać, cieszyć się życiem bo potem tego hajsu grobu nie zabiorę. Prawda?
Nie kupuję na zapas, nie gromadzę przedmiotów, ubrania codzienne kupuję używane i wymieniam je rzadko, Kurtki i buty kupuję nowe, droższe ale mam je co najmniej 5 lat.
Ludzie tracą hajs na kredyty, modę, używki, gadżety.
Wiesz o jakim oszczędzaniu ja piszę?
Dam Ci przykład.
Kiedy jestem u szwagierki, mam traumę przed wejściem do WC lub łazienki. W spłóczce tak ustawili dozownik, że woda się nabiera 15 minut, do połowy zbiornika.
Powiem wprost, zrobisz grubszą sprawę… i stoisz nad kiblem jak de**il, żeby za 3 razem zawartości się pozbyć.
Zapytałam czy mają zapsutą spłóczkę. Nie. specjalnie tak zrobiłem bo woda droga…
Ja i mąż jesteśmy typem ludzi, którzy zapełniają lodówkę tym, których odwiedzamy. Flaszka powitalna jest, drobne prezenty dla dzieci były.
Okazuje się, że to mało. Raz w sklepie towarzyszył a mi córka szwagierki, kiedy już zapłaciłam za zakupy, zapytała mnie, czy może na swoją kartę pobrać punkty…
Mogłabym o nich pisać godzinami, ale mnie szlag trafia kiedy myślę o takich ludziach.
Oni nie są biedni i nigdy nie byli. 4 osoby w rodzinie, 3 samochody, czyli biedy brak.
Samochód to ostatnia rzecz jaką kupię, jeśli w mojej rodzinie będzie bieda.
Będę przebierać używane szmaty w lumpeksach, byle dziecko miało co jeść.
Nie wszyscy mają odwagę tak się “nosić” przed sąsiadami.
Napiszę Ci tak. My też oszczędzamy ale jednocześnie nie odmawiamy sobie wszystkiego. Czasy są bardzo ciężkie,jestem szczęśliwa,że nie mamy na głowie żadnych kredytów. Ja żyję w myśl zasady,że muszę mieć kasę na tzw. czarną godzinę bo w życiu różnie bywa,mam troje dzieci i to głównie z myślą o nich mam takie podejście. Rozważaliśmy wzięcie kredytu na zakup domu ale ja nie jestem psychicznie na to gotowa. Dla mnie to jest odwaga,poniekąd szaleństwo i głupota w obecnych czasach pchać się w takie zobowiązania. Nie twierdzę,że na takie coś się nie zdecyduję,ale poczekam cierpliwie jeszcze tyle czasu aby dzieci były samodzielne finansowo.
Co do innych rzeczy,nie mam potrzeby kupowania sobie co chwilę nowych rzeczy,ciuchy i buty kupuję sobie niezwykle rzadko,ale ja o takie rzeczy dbam i one trzymają mi się szmat czasu. Mi to wystarczy,że ciuchy są zadbane,a że moda się zmienia to nieważne. Zresztą ja noszę rzeczy klasyczne,uniwersalne. Ale np. na wakacjach,jest istne szaleństwo.Ogólnie nie jestem skąpa,ale oszczędna aczkolwiek potrafię zaszaleć. Wszystko zależy od danego momentu życiowego,to on poniekąd “decyduje” o tym jak zarządzać kasą.
Masakra,ja znam gościa,który zabronił swojej żonie użyć buraków do barszczu wigilijnego,bo buraki będę na surówkę innym razem a zupę niech zabarwi barszczem w proszku z torebki. A jak gotuje wodę na herbatę to najpierw tę wodę odmierza sobie w kubku. Nie zapomnę,jak kiedyś żona jego,poprosiła mnie bym wzięła na swój paragon czekoladę dla dzieci,bo ona jak mu odda paragon to na paragonie nie może być coś nadprogramowego @efka.
Moja ciotka jest podobna. Robi po kilkaset słoików z przetworami każdego roku. Do tego soki, wina (tu szacun). W sklepach zbiera skrawki serów i wędlin. Idąc ulicą zawsze zbierze trochę orzechów z ziemi, zrywa jabłka z dzikich sadów (mamy tu takie tereny). To wszystko przetwarza.
Nie oszczędza jedynie na swoich 2 ukochanych, spasionych kotach.
Również często bywa w lumpexach. Umie także szyć na maszynie więc zrobienie se bluzki albo swetra nie stanowi problemu. Potrafi też ze śmietnika przywlec sama jakiś stół który sama odmaluje i postawi u siebie.