Stwierdziłam, że nie mogą bo to jest efekt łańcuchowy i nie możesz jednej części odczepić od drugiej. Od osoby pesymistycznej i zdołowanej od razu ucieka te optymistyczna i ta ,zaje…ista’’ bo taka osoba nie ma problemów i nie rozumie czym się przejmować. Taka osoba jest dla niej nudna i markotna wiec ucieka się od niej. I kto znowu lgnie do tej osoby? Tak samo negatywna. I wtedy ta osoba ciągnie ją na dno i nawzajem są jeszcze bardziej przekonani, że nic ich nie czeka i zawsze będą spotykali takie toksyczne osoby. W kółko to samo. To ja ta osoba ma się zmienić? Człowiek zmienia nastawienie jeśli ma jakieś podstawy do tego. Musi chociaż jakąś część pozytywną znaleźć w sytuacji a jeśli jest notorycznie odrzucana to jak może mieć dobre nastawienie? To wszystko działa w myśl ,Zasługuje na kogoś lepszego.‘’ albo ,Jesteśmy siebie warci.‘’ Dlatego się kończy tak, że ludzie siebie nawzajem wykańczają a ci co mają wzięcie odrzucają.
Ty plywasz pod powierzchnią. Ale masz złę nastawienie.
Niepotrzebnie ciągle analizujesz swoje życie, czasem trzeba być spontanicznym, jesli tego nie potrafisz, walnij lufę albo dwie i sruuuu na miasto
Każdy może wyjść z problemu jeśli to rzeczywiście problem poważny - brak zdrowia, pracy, rodziny, itd. Bez sensu sobie wymyślać nowe problemy olewając stare nierozwiązane co jak stwierdziłaś mogą być hm łańcuszkiem. Każdy żyje jakoś tam i problemy rozwiązuje na bieżąco. Nikt za mnie nie rozwiąże mojego problemu, bo nie zna szczegółów, faktów, to jednak są osoby szczere i chętne by poradzić co, gdzie, jak itd. by problem zmniejszyć. Nieraz rozwiązanie problemu znajdzie się nieoczekiwanie samo, ale szukanie na siłę rozwiązania problem jeszcze pogłębi - nie ten czas, to miejsce czy pora. Kwestia podejścia i wiedzy w życiu rozwiązuje 90 % problemów, są też fachowcy którzy się specjalizują w rozwiązywaniu - lekarze, prawnicy itd.
Do każdej zmiany trzeba dojrzeć, najlepsze rady na nic, jeśli sami w głowie czegoś nie poukładamy.
O wlasnie!Po raz drugi juz dzisiaj,“głowa” sie kłania.Moim zdaniem,tu sie wszystko zaczyna i tu sie znajduje rozwiazania.Dlatego tak bardzo nie lubie uogólnień i "gotowych recept"na jakies tam,bolączki lub inne,historie zyciowe.
Ja jestem przeciwna wysyłaniu ludzi do psychologa, psychoterapeuty z każdą pierdołą.
Nie może być tak, że zrzucimy każdy ciężar na barki lekarza, przyjaciela, rodzica, partnera. Wsparcie ważne, ale to my musimy wiedzieć, co dla nas najlepsze.
Nikt nie powiedział, że życie jest łatwe, od naszej silnej psychiki i samozaparcia uzależnione będą pozytywne efekty.
Tyle teorii, w praktyce jest to trudne do zrealizowania, często strach nas ogranicza.
Tak.Lekarz moze pomagać i zapewne,byc autorytetem przy podejmowaniu jakichs decyzji.Ale jesli to nie dotrze do naszej głowy,bedziemy tylko szukac “ucieczki”.
Rola przyjaciela bezcenna bo na ogół wie wiecej od lekarza…Ale wydaje mi sie ze tzw.“światełko w tunelu"pozostaje najwazniejsze.Z wszystkiego mozna wyjsc jesli tylko widzi sie cel,jest sie w stanie uwierzyc w sens,ma sie kogos kogo sie kocha czy tez zwyczajnie,chce sie"umyc rece i twarz”
Cel to główny klucz, bez niego życie jest bez sensu, można pomóc jeśli cel ma sens, ale tylko przy współudziale osoby zagubionej, która wie że to jej odpowidzialność
Nie zawsze mamy kogo kochać, często udajemy, że nie widzimy “brudu”, który jest widoczny dla innych.
To nasza słabość sprawia, że lubimy karmić się złudzeniami, oszukujemy samych siebie, bo tak łatwiej. Dlatego raz jeszcze podkreślę, wszystkie zmiany muszą się zacząć w naszych głowach.
Cel nie musi sie rownac z miloscią.Ma PRZEMAWIAC do głowy.
Tutaj trzeba tez zauwazyc ze to otwarta furtka dla wariatow i fanatykow.I jest to realne niebezpieczenstwo co widac po islamie lub świrach z giwerami.Co widac po kibolach lub tzw.politykach…
Ale nie ma innej drogi.Wyobraz sobie siebie w dołku.W depresji…Czego bys chciała?Bez horyzontu,bez nadzieji…Zapewne konca…
Jak to odmienic?Tylko przez nadanie sensu.Zeby Ci sie chcialo chcieć
Wiesz od czego często trzeba zacząć zmiany?
Od przyznania się, że na własne życzenie, spierd***** sobie życie, jeśli nawet przyczyniła się do tego inna osoba, to przegapiliśmy moment przeciwstawienia się.
Tak.Zgadzam sie.
Ja potrafię się przyznać, że bywam apodyktyczna, jeszcze nie wiem jak to wyplewić z siebie albo inaczej, udaję, że problemu nie ma
On jednak jest, i rodzą się z tego inne problemy.
Wracamy więc do punktu wyjścia.
Wszystko tkwi w naszej psychice, jeśli sobie z tym poradzimy, otoczenie na tym skorzysta.
Mogą. Przeanalizuj swoje mocniejsze i słabsze strony, punkty, i zrób sobie plan na życie wg swych mocniejszych stron. I tak ludzie umierają i doczekują tego. A po życiu cała wieczność z przygodami. Życie naprawdę krótko trwa, i zmienia się, więc i Tobie się zmieni.
Kazdxemu to sie zdarza.To chyba ogólniejszy problem.By nie byc zapatrzonym w siebie samego lub swoje osiagniecia…
Sami dla siebie…To jest wazne bo jesli siebie nie lubisz to bedzie Ci ciezko żyć.
Ale swiat wokolo jest/bywa, wazniejszy.Z tej prostej przyczyny ze nie zyjemy na bezludnej wyspie.Chocbys nie wiem jak chciala,masz rodzine,znajomych,przyjaciól…A i ci wszyscy ktorych nie znasz,tez na Twoje zycie mają wplyw.
Twoje zachowanie to tylko/aż cegielka w murze [Pink Floyd] I dlatego zawsze uwazam ze kazdy jest kowalem swego losu.Bo wszystko wraca jak bumerang,do głowy…
Dodam do tego moje ulubione kredo.
Umiesz liczyć? Licz na siebie.
Zgadzam sie oczywiscie…
Tylko nie wiem czy faktycznie umiem…
Anglicy,niczym jakas pieprzona druzyna [u nich wszystko musi byc “team”] ,zarzucaja mi brak wiary w siebie.
Znowu dwa inne swiaty
Przypuśćmy, że jesteś niezadowolona ze swego życia, które i tak Ci w końcu zleci i umrzesz w ciele. Słyszałaś, że JEZUS chodził po wodzie? 2 mld ludzi w to wierzą. Jak osiągniesz to samo, będziesz z siebie zadowolona, więc poświęć się temu ambitnemu osiągnięciu.