Nie uderzysz, tylko będziesz robił to co ci rozkaże. Chlanie i smartfon po służbie…, jak będziesz jeszcze miał na to siły.
Oczywiście.
Czasami myślę, że młodym przydałoby się trochę dyscypliny wojskowej, odpowiedzialności za kolegów, czy choćby nauki ścielenia łóżka, bo w domu robią to mamuśki
Kiedyś chłopaków, którzy migali się od wojska uważano za fajłapów, mama mojej koleżanki z podstawówki nie raz mówiła nam: bierzcie sobie chłopaków po wojsku, a nie mięczaków
Ale to byly jednak dwa lata wyrwane z zyciorysu. Czasem trzy.
Za PRL człowiek w wojsku uczył się też rzeczy nie do końca dobrych. To był taki stereotyp, że wojsko z chłopca zrobi mężczyznę. Ale, gdyby służba wyglądała tak, jak ja to widzę, to wtedy była by to bardzo dobra szkoła życia.
Gdybym mógł wrócić do tamtych swoich lat, to i 5 roków oddał by ojczyźnie.
No niestety, pozostaje ponarzekać…
No… nie zawsze. Wielu chłopaków przy okazji zdobywało zawód. Do służby zasadniczej nie brali uczących się, a ci po studiach, to już było inne wojsko, inne zadania, no i tylko rok szkolenia.
Kiedyś czytałam statystyki z czasów obowiązkowej służby wojskowej: ok 3/4 żołnierzy zdobywało prawo jazdy (niewiele osób je robiło, bo i niewiele samochodów było) spora część tych młodych zostawało kierowcami zawodowymi.
Za mundurem panny sznurem…
Dla wielu to byla szansa wyrwania się w “wielki swiat”.
Ale nie ma rozy bez kolców. Dla ludzi po technikach, kiedy powinni szlifowac praktycznie zdobyta wiedzę nie było to rozwiązanie na życie.
To tylko jedna strona medalu. Negatywów było o wiele więcej. Zależało to też od tego gdzie kto trafił. To było wojsko komunistyczne i więcej tam było ideologii, indoktrynacji niż samego wojska. Niektórzy po dwóch latach nawet nie umieli strzelać, bo pracowali np, przy torowiskach. Lepiej było w jednostkach Układu Warszawskiego, lub WOPu. Mógł bym to opisać bardziej szczegółowo, ale teraz mi się nie chce.
Być może wrócimy do tego.
Niemało było takich, co w wojsku pierwszy raz telefon widzieli. I to jeszcze w latach 70.
to sie okaze, ze dwoch celuje i moze dwoch trafisz… przypadkiem
Jak inzynier Karwowski
I akcja klin.
Jak przywrócić patriotyzm… hmm. Pierwsze mi przyszło na myśl, pieśni patriotyczne, no ale wiadomo, to co w 2 wojnie światowej się sprawdziło, to nie musi teraz.
Myślę, że trzeba by dać ( przez państwo ) chętnym dużo, dużo ziemi, nieruchomości, etc. Takie posiadłości powodują, że zechcesz oddać za nie swoje życie. No i oto masz patriotyzm odbudowany…
Może oddać interesownie też, motywacja większa. Wiadomo.
Inaczej patriotyzm nie działa w postsocjalistycznych państwach i do tego z dużymi resentymentami do tego jak to za komuny było lepiej.
No i też dlatego, że mam wrażenie, że dzisiaj odchdzi się od wszelakiego posiadania. Czyli o co walczyć wtedy pozostaje.
To dawanie już było. W PRL. Wszystko wtedy należało do narodu. Wszystko było wspólne. Jak to się skończyło, wiemy. A ja, za cholerę bym nie chciał by to wróciło. 40 lat przeżyłem w tym kołchozie i śmieję się z tych, którzy UE tak nazywają. Pojęcia nie mają o czym mówią.
Cofając się w czasie, to właśnie posiadacze ziemi czyli najpierw rycerstwo, a później szlachta miała swoją ziemię. I to oni mieli być pierwszymi obrońcami Rzeczypospolitej. Też nie pykło.
To u sołtysa telefonu nie było?
Ja mówiłem o tym posiadaniu, jak najbardziej nie komunistycznym, tylko takim bardziej kapitalistycznym. Ale nie ważne.
Ja znam człowieka, który dużo ma, i sam z własnej chęci chodzi na strzelnicę. Dla niego wniosek jest prosty, przynajmniej spowoduje jakąś bierną obronę.
Może faktycznie, dzisiejsi posiadacze są tym bardziej odklejeni od spraw własno państwowhch, i w razie czego, wszystko sprzedadzą na giełdzie, czy gdzie tam, i sru do bezpiecznego miejsca w świecie…
Ciekawe w sumie co może spowodować większy patriotyzm, posiadanie więcej, czy mniej ?
Nie wiem czy posiadanie czegos może spowodowac wystąpienie rzadko dzis spotykanej przypadłości zwanej manifestowaniem patriotyzmu bez hipokryzji?