Jak wspominasz swe dzieciństwo?

Moja mama, to zwracała, a jakże, ale ja nie zwracałem na to jej zwracanie. :rofl:

2 polubienia

To znowu ja.
Nie moja wina, że pytanie zajebiste jest i będę tu wracał uporczywie, a nawet notorycznie.

Wspomniano tu o obozach. A ja mam niemiłe wspomnienie o jedynym obozie socjalistycznie harcerskim, bo coś odbiło mojemu tacie i na taki mnie zapisał na cały lipiec po ukończeniu przeze nie klasy 5. No cóż, nawet dobrym rodzicom błędy się zdarzają.

Przeciekające dwunastoosobowe namioty nie były dla mnie problemem, ale obozowa dyscyplina, apele, zbiórki pogadanki, podchody i takie inne nie odpowiadały mojej naturze. Mógłbym więcej wymienić tych obozowych wad. Jedno, co było dobre, to obfitość jedzenia, ale jak jeden starszy druh, chciał mnie zmusić do jedzenia kaszy, bo, przeceż wszyscy jedzą, to przelało kroplę goryczy.
I tu się przyznam, że spotkałem po latach kilku tego druha, ale to już inny temat, nie dla osób o słabych nerwach.

Był tam taki jeszcze jeden niepokorny, jak ja i obaj snuć zaczęliśmy plany, bo ze Stillo brzegiem morza do Łeby, to 14 km, a potem nietrudno byłoby się zakamuflować w pociągu do Lęborka, gdzie mieszkałem. To tylko 34 km jazdy tym pociągiem.

Sprawę rozwiązały moje ciocie, które zaskoczone tym, że już zaczął się lipiec, a mnie w Przyłęku nie ma, po swojemu wkroczyły do akcji. Po prostu przyjechały do Lęborka i wpadły jak grom z jasnego nieba do mieszkania. Było wcześnie rano, więc mama i tata w domu jeszcze byli.
Tekst ciotki Hani do nich; - nie przywitamy się z wami, póki nie dowiemy się gdzie jest Jarek…
No dobra, dalszych informacji oszczędzę…

W czwarty dzień mojej męki na tym obozie z samego rana pojawił się mój tatuś i zabrał mnie stamtąd. Po drodze do domu nie był specjalnie rozmowny. Najważniejsze, że na następny dzień, mimo nocnej jazdy pociągiem, z rana po śniadaniu już siedziałem przepełniony szczęściem, na swej ulubionej szkapie Mosurów. To sąsiedzi z naprzeciwka mojej cioci. Rdzenni Ukraińcy wspaniali ludzie. Przesiedleni w ramach akcji Wisła. Ale to już całkiem inna bajka.

4 polubienia

oboz harcerski (no moze nie tak socjalistyczny, bo to jednak bylo pozniej, to byl raj w porownaniu z koloniami)
ja ten oboz bardzo dobrze wspominam - spalismy w wojskowych namiotach - nowki, nie przeciekaly, na wlasnorecznie siankiem czy innymi odpadami pozniwnymi wypelnionych siennikach, kojki tez domowej roboty z sosenek z przecinki, apel byl jeden, poranny polaczony z uroczystym wciagnieciem flagi (wieczorem jej opuszczenie to byla robota trojki dyzurnych) i na tym sie konczylo wychowanie w duchu komsomolu (zreszta czy szacunek dla flagi to akurat komuna?) reszta byla wypelniona lazeniem po lesie (okolice Chojnic), szorowaniem menazek i kubkow - do dzis mam gruby porcelanowy kubek z tamtego obozu, towarzyl mi prze lata harcerstwa i wedrowek zeglarskich.
trafialy sie pogadanki - ale to byl lesnik czy gajowy opowiadajacy o lesie i ich mieszkancach. biegi na azymut? trudno to bylo nazwac biegami - raczej zabawa w poszukiwanie ukrytych sladow.
czasem sie jakis dyzur w kuchni trafil, kaszy nie dawali, ale za to zelaznym deserem byl kisiel - jak sie zle wymieszalo w kotle to z glutami, bleee.
latarka, menazka, niezbednik i porzadna finka (nie taka ze skladnicy harcerskiej) na wyposazeniu podstawowym. ja jeszcze mialam scyzoryk udajacy szwajcarski.
ale oboz prowadzil harcmistrz starej daty, czlowiek, ktory twierdzil, ze z dzieciarni to trzeba zrobic skautow a nie pionierow.

2 polubienia

Za Gierka już było swobodniej, nawet chłopaków za długie włosy nie prześladowali.

2 polubienia

wlasnie sobie usiluje przypomniec kiedy to bylo? bardzo wczesny Gierek - 71 albo 72 rok?

Niewidzialną rękę pamiętam od wtedy do dziś :wink:, nieraz się zdarza że jakaś reklamówka, woreczek wisi u mnie na klamce, z karteczką Smacznego, czemu i od kogo to nie wiem, próbowałem wywiadów i nikt się nie chce przyznać. W sumie dla mnie żaden kłopot kupić sobie taki prezent. Nieraz mam problem jak są alkochole. Zdarza się że sam komuś zrobię prezenta bez okazji

1 polubienie

Ja tam nic strasznego w obozach nie widzialem.Ale wtedy gdy mialem juz lat 14-15…I to juz takie znowu dziecinstwo nie bylo…
Zaliczylem dwa obozy wedrowne,trzytygodniowe.Ten jeden,super udany juz czasem opisywalem…Zawoja-Szczawnica.Piekna,cudowna wrecz trasa,swietna ekipa,swietne dziewczyny [z Pily i z Poznania].Po drodze przygody z pogoda bo burze w gorach to rzecz zjawiskowa!A taka dopadla nas tuz przed Turbaczem…
Opowiedzenie wszystkiego zabraloby mi caly wieczor a juz niebawem mecz Lecha a ja w pracy organizuje sobie czas…
Ale byl tez oboz srednio udany…Mial byc wedrowny a po wypadku opiekunki,ugrzezlismy w Sepolnie Krajenskim.I byloby fajnie gdyby nie kilku gowniarzy ktorzy “dojrzewali” w nieco inny sposob niz wiekszosc nastolatkow…

3 polubienia

He,he…Wiem cos o tym.Nigdy nie mialem z tym problemu :relaxed:

2 polubienia

Taki obóz mnie się trafił, więc opisałem.

Wiek, w którym Ty byłeś, to już obozy sportowe, a to całkiem inna sprawa. Podczas pierwszego, czerwiec 68, widziałem z bliska z nabożną czcią, całą kadrę bokserską na Meksyk. I pana Stamma, Zalewskiego oraz Szydłę. Kuleja, Grudnia Kasprzyka, braci Olechów, a z Trelą mam zdjęcie, jak stoję na rękach, a on mnie za nogi trzyma. Mieliśmy obóz w Cetniewie, kilkaset metrów od ośrodka kadry. Do 15 lat brakowało mi dwa tygodnie.

3 polubienia

Dzieciństwo podobne do waszych wspomnień, hm mając 11 lat odwaliłem sam obiad dla rodziny - rodzice w szkole na wywiadówce, oczywiście gar się troszkę sam przypalił, a rodzina myślała że taki ma być smak, tylko siostry jęczały i tak je dostałem do pracy w kuchni :stuck_out_tongue_winking_eye:, ciasta im nie wychodziły, to mi płaciły z kieszonkowego za porady - były bardziej obrotne - to psa komuś wyprowadzić na spacer, dzieci przypilnować itd. takie diabełki że mi do gara wsypały roztartą cegłę bo chciały z makaronem / rodzice poprosili o pomidorówkę z ryżem, wszyscy najedzeni, uśmiechnięci. Mama coś tam wyczuła, ale przeszło, poza tym piłka nożna do ciemnego, bójki / boks, 1 rowerem w 3 osoby nad jezioro, pływanie na dętkach od ciągnika, trzepaki, zimą hokej i bojery i zaliczone przeręble, były dziewczyny, łapanie raków, były kozy, a musiałem się nauczyć ekspresowo zaszywać dziury w ubraniu, oderwane rękawy, guziki, było lanie itd. w sumie teraz to żal że się szybko to skonczyło

2 polubienia

Bojery?Serio?
To dosyc drogi sport a nie kazde jezioro zamarzalo…Nawet wtedy gdy zimy byly normalne… :thinking:

2 polubienia

Obozy wędrowne, półkolonie, kolonie, namioty, kajaki miałem z bidula. Fajny okres wspomnień, kolegów, dziewczyn, ciekawe podróże, rajdy rowerowe przez Polskę, ciekawi ludzie napotykano gdzieś tam przypadkiem, muzea, zabytki itd

1 polubienie

Tak, u mnie to normalka, sami je sobie robiliśmy, były łyżwy saneczkowe przykręcane do buta na śrubkę dla dziewczyn, one mi pożyczały, ja robiłem platformę - drzwiczki od szafek, albo z desek, prosta kierownica, te 3 łyżwy pod spód, nieraz maszt z żaglem, i troszkę linki na czarną godzinę gdyby coś się stało / lód pękł, bo kapoki były trudne do zdobycia, konstrukcyjnie prosta budowa, i pasażerki w nagrodę jeżdziły z mną, nieraz mnie woziły :stuck_out_tongue_winking_eye:, koledzy temat podłapali i robili swoje bojery. Na jeziorze zamarzniętym szał wśród rybaków. Pomysłów mi nigdy nie brakowało

2 polubienia

Do jeziora mam około 8 km, do kanału Brdy około 10 km. Mój był składany, każdy z kolegów coś tam miał pod pachą, i zawsze przed 22.00 byliśmy w domu, nieraz nas milicja podwoziła, nieraz na stopa, mrozy - 25 / 30°C to u mnie wtedy była normalka, a lód gruby, duźe fiaty po nim śmigały

1 polubienie

Zawsze chciałem mieć długie włosy, moje puszyste loki kręcone jak u murzyna, dziewczyny żyć nie dawały by dotknąć, a fryzjerzy nie chcieli ciąć, to do damskiego, a tam za free kobieta przycieła, i stwierdziła że wałki do loków super nałożone, jak one były naturalne bez wałków. Za robotę oddałem jej swoją lemoniadę w woreczku

1 polubienie

No to chciales miec czy miales? :relaxed:

1 polubienie

Chojnice się kłaniają🤪

2 polubienia

Chciałem mieć długie

1 polubienie

Ja jestem niespotykanie spokojna osobą. Kilku może to zaświadczyć . A tak na poważnie to czasem tęsknie do tych lat i tej beztroski …

4 polubienia

Tak wlasnie myslalem…
A tesknota to juz rzecz najpowszechniejsza z powszechnych :slightly_smiling_face:
Kiedy zycie bylo przygoda i kazdego dnia dostarczalo emocji,radosci…Kiedy wszystko bylo po raz pierwszy…

2 polubienia