Jakim byłeś/byłaś uczniem w szkole?

Owszem - finansowo pozwoli pod warunkiem, że będzie jej się chciało. Praca lekka nie jest. :upside_down_face:

2 polubienia

Rok temu zmarl moj dentysta.“Moj” od 1994 roku…Wtedy kolezanka z radia mi go polecila…Odetchnalem z ulgą bo nie dosyc ze fachowiec to jeszcze facet do pogadania…W 1997 zaprosilem go do radia na krotki program o leczeniu laserem co zdaje sie,wtedy robilo kariere…
Ten facet co roku byl na Malediwach,na Zanzibarze lub nikomu wtedy nieznanych,Wyspach Zielonego Przylądka…
A jednak…Za szybko zył…Dzisiaj jego firma jest w dobrych rekach jesli chodzi o samą prace.Niestety zaczyna sie powolna katastrofa jesli chodzi o stosunki miedzyludzkie… :thinking:

1 polubienie

Tak bywa. Albo żyjesz wolniej i dłużej, albo łapiesz wszystko i spalasz się błyskawicznie.
Jeżeli samochód wyciągasz z garażu tylko na niedzielne wyjazdy do kościółka, a Twój sąsiad jeździ swoim ciągle i wszędzie (po leśnych ścieżkach i po terenie prawie bagnistym, to który samochód będzie dużej funkcjonował?)
Zawsze i wszędzie jest jakieś coś za coś i tylko kwestią wyboru jest co i jak wolimy. I nie masz co żałować swojego dentysty, bo on sam wybrał tak, że chce jeździć wszędzie i po bagnach też i widzieć i mieć wszystko.
Fajnie się rozmawia, ale znikam już. Muszę :slightly_smiling_face: :wave:

2 polubienia

A jednak,żaluje.Toczylismy tyle dyskusji,o ile mozna dyskutowac z wiecznie otwartą gebą :wink:
To byl czlowiek taki jak jego oblicze.Sloneczny!
Dzisiaj mam tyle lat ze ani zeby ani zgryz,juz nie bedą decydowac o moim samopoczuciu.Ale wlasnie dzieki niemu,moja gęba nie wyglada dzisiaj jak pole bitwy pod Verdun,w polowie lat 80-tych.To wlasnie on wywalil mi z geby wszystkie amalgamaty z tamtych czasow…
Ale…Przeciez nie az tak myslalem na codzien o zebach by dzisiaj ronic krokodyle łzy :wink:
Ot,po prostu facet sprawil ze wolalem do niego chodzic niz do fryzjera.I to przez dobrych 25 lat…

Skoro musisz znikac… :wink:

1 polubienie

Ciekawa rzecz…Kiedys takich osób nie lubilem lub,w zaleznosci od klasy wrecz nie cierpialem…
A potem…Lata mijaja i spotykamy sie u dentysty,w hallu w kinie,pod parasolem na Rynku…I wtedy wszystko wyglada inaczej… :thinking:

1 polubienie

Musiałam być kujonem bo miałam dwie szkoly. Ale to lubiłam…

2 polubienia

Średniakiem bez większych ambicji, czego dowodem jest moje obecne życie. Nie jestem znanym i rozchwytywanym chirurgiem czy mecenasem.
Jedno co mnie różniło od innych, to ciekawska natura i duży temperament. Należałam do kilku kółek zainteresowań w szkole i bibliotece miejskiej, trenowałam akrobatykę.
Zadania domowe odrabiałam na kolanie, żeby mieć więcej czasu na czytanie książek, które nie były podręcznikiem ani lekturą.
Ta ciekawostka natura mi pozostała, nadal lubię pogłębiać wiedzę, której nikt mi nie narzuca.
Dla przykładu. Wczoraj obejrzałam film Dunkierka, dzisiaj już szperałam w necie, co jeszcze piszą o tej ewakuacji wojsk itd.

5 polubień

“Uczeń zdolny, ale leń” - taką adnotację zwyczajowo przynosili rodzice z wywiadówek w podstawówce. Obiektywnie patrząc, nie wypada mi się z tym nie zgodzić. Jeżeli coś mi samo nie wchodziło do głowy, zwyczajowo nie zaprzątałem sobie tym głowy, chyba że sytuacja robiła się podbramkowa.
Z usposobienia zawsze będąc spokojnym i mającym wyważone podejście do otaczającego świata, większych problemów nie sprawiałem, a w końcowych klasach podstawówki “filozofem” przez to zaczęto mnie nazywać.

4 polubienia

W szkołach, do których uczęszczałem dość szybko uzyskiwałem miano zdolnego. Dwukrotnie miałem zapaści matematyczne i fizyczne, ale przy pomocy innych wyciągałem się z tego. W drugim półroczu 6 klasy olałem matematykę i na początku 7 byłem z tego przedmiotu w czarnej dziurze. Wyciągnęła mnie z tego starsza o 2 lata kuzynka. Przez 3 tygodnie oprócz treningów w klubie, rzuciłem wszystko, co mnie interesowało i cały wolny czas poświęciłem na zlikwidowanie tej dziury. Udało się i od tej pory matma stała się dla mnie interesująca. W 2 klasie ogólniaka podobnie miałem z fizyką. Tu pomógł mi kolega z klasy, który miał niepomierne zdolności w tem kierunku, ale sam zalegał z historii i ja mu się odwdzięczyłem.
Nigdy nie miałem opinii lenia w szkole, bo, naprawdę, aktywny byłem. Reprezentowałem szkołę z sukcesami na konkursach i w sporcie. Byłem lekkoatletą, piłkarzem ręcznym i bramkarzem w szkolnych reprezentacjach. Należałem do kółka historycznego i literackiego, a do tego dość często musiałem wrzucać węgiel do szkolnej kotłowni, bo to była “nagroda” za nadaktywność w różnych uczniowskich występkach. Jak wybuchała jakaś afera w szkole, to, nie wiedzieć czemu, zaraz stawałem się z moim najlepszym kumplem pierwszem podejrzanem. Mój młodszy o 4 lata brat, kiedy opuściłem mury tej szkoły, ambitnie kontynuował tę tradycję. Co ja mówię? On fajerwerkami w gabinecie chemicznym i wyprodukowaniem gazy łzawiącego, przewyższył moje dokonania. Nie powiem, że nie użyłem tego gazu i w mojem ogólniaku, co mi go młodszy braciszek raczył użyczyć. Ewakuacja była. :crazy_face:

5 polubień

Ja zawsze byłem spokojny i na wszystko wolałem popatrzeć z boku, poczekać na rozwój sytuacji i dopiero w razie konieczności włączałem się, bądź interweniowałem, czasami wręcz ratując życie kolegów. Nawet w stanach największego upojenia alkoholowego tryb czuwania mi się nie wyłączał i stan euforii się nie udzielał … bo ktoś musiał pilnować tego rozchachanego towarzystwa, żeby kogoś przypadkiem samochód nie rozjechał. Poza kilkoma wygranymi bójkami i jednym zwycięskim remisem nauczyciele nie mieli ze mną problemów. :smile:

3 polubienia

Bójek unikałem w szkole. Od 6 klasy trenowałem boks. W 8 w tym temacie miałem ogromną przewagę nie tylko nad rówieśnikami. Raz tylko jeden trzecioroczny chciał sprawdzić moje umiejętności, ale ten sprawdzian odbył się daleko od szkoły.
Ponadto klub nadużywających wyrzucał i koniec kariery.

3 polubienia

Ja również unikałem, ale czasami jakoś tak samo wychodziło, że raz w roku ktoś się musiał napatoczyć. Ale to tylko do skończenia szkoły podstawowej. Potem pomimo kilku nieciekawych sytuacji udał się uniknąć ręcznych konfrontacji.

2 polubienia

Podaj łapę @ZiraaeL .
Za całą naukę w technikum miałem tylko jedną trójkę na świadectwie, na półrocze. Ale po 3-miesięcznej nieobecności w szkole, bo nie zdążyłem nadrobić geografii.
Widać byłem zdolny, lubiłem naukę ale nie kułem.

6 polubień

Widać bracie @birbant’cie żeś Ty kujon nie tylko w quizach, bo już od najmłodszych lat to trenowałeś. image

5 polubień

W podstawówce b. dobrym bez konieczności uczenia się, ale w liceum… cóż, nienawidziła tej szkoły, najbardziej czerwonego ogólniaka w mieście. LO im. Wery Koszutskiej-Kostrzewy - to już chyba mów wszystko. Nie znosiłam nauczycieli(z maleńkimi wyjątkami), ale i ci nie dorobili się mojej sympatii. Kulą u nogi była historia i kłamiący nauczyciel. Co innego czytałam, a czego innego on uczył. Jedna kula u nogi, to byłoby mało. Była jeszcze druga - biologia. Od czasu gdy n-lka kazała przynieść do szkoły złapaną żabę i na żywca ją kroić. Masakra! Na szczęście tych przedmiotów nie było na maturze :). Dopiero na studiach odżyłam, uczyłam się tego co lubiłam (znowu z wyjątkiem “nauk politycznych”, ale prowadzący sam sobie robił jaja na zajęciach :slight_smile: . To był najbardziej rozrywkowy okres w moim życiu. Rajdy, dyskoteki, kumple i kumpeli, wypady rowerowe nad morze, A nauka … tak przy okazji. Dyplom obroniłam z oceną bdb. Do dziś utrzymuję kontakty (coraz rzadsze) z kol z podstawówki i ze studiów.

3 polubienia

Hehe… A Ty pewnie nigdy nawet nie spojrzałeś na książkę, żeby zeza nie dostać :wink:
Chyba każdy z nas chociaż raz w życiu coś “kujnął” :joy: :innocent:

6 polubień

U mnie skaranie boskie z podstawowka. Liceum bylo OK.
A studia to juz inny rozdzial - przedsionek doroslosci.

3 polubienia

To baaardzo podobnie do mnie.Tylko ze ja bylem bardzo dobry w podstawowce a w liceum,poczawszy od 2 klasy,wrecz przeciwnie.
Jeszcze w latach 50-tych chyba,Anglicy nakrecili bodaj 2 filmy propagandowe na temat Dunkierki.Takie na pół dokumenty.
Jeden byl bardzo ciekawy bo poswiecony ludziom ktorzy na swych prywatnych łajbach doplywali by pomagac w ewakuacji…

2 polubienia

Jak kot co to wlasnymi drogami chodzi? :innocent:

2 polubienia

No prawde mowiac,tego sie akurat po Tobie spodziewalem:)))Bylibysmy dobrymi kolegami :innocent:
Choc moje opinie jak i ja sam,zmienialy sie przez lata,takie towarzystwo jak Twoje zawsze mnie wciagalo…
Ja z takiej"dziury" sie nie wydostalem w 3 klasie…Wtedy to byl rodzinny dramat z ktorego tylko ja sobie nic nie robilem…Ale tak musialo byc.Kolejny rok przyniosl znajomosci,przezycia,przyjaznie a wszystko to,procentuje do dzisiaj…

2 polubienia