Byles w takim razie,moim przeciwienstwem Niby az takich dramatow po alkoholu sobie nie przypominam ale jak juz gdzieś,coś to mozna bylo wszystko o mnie powiedzieć ale nie to ze stalem z boku
Chodziłas do LO.No.5?
Nigdy nikogo nie poznalem z tej szkoly…
No to wrecz traumatyczne te wspomnienia Szkoda tego czasu bo dzisiaj,wydaje mi sie ze wtedy zylo sie najintensywniej.Tzn. gdy ma sie lat 15-20.No ale jesli to sobie odbilas na studiach,ok.
I Ty tez potrafilas to wszystko godzić?Kurde zaraz sie okaze ze tylko mnie to nie wychodziło
Ale ci nauczyciele ktorzy jeszcze zyją,mile mnie wspominaja.Rok temu sie przekonalem dobitnie.Nie tylko na zlocie z ok. 100 lecia szkoly ale takze wczesniej…U dentysty gdzie spotkalem az dwie panie
Do 4 klasy szkoły podstawowej, miałam jak większość z nas 4 i 5. Schody się zaczęły Z fizyką i matematyką, ale korepetycje nigdy nie były potrzebne. Mimo tych schodów otrzymałam w późniejszym okresie książki za dobre wyniki w nauce. To nic nie znaczy dla mnie, bo faktem jest, że ciągle nie rozumiem i nie lubię tych przedmiotów. Przekonałam się o tym wczoraj, porywając się z motyką na słońce. 40 minut szukałam wzoru i sposobu, żeby obliczyć grubość scianki bańki mydlanej o średnicy 1 cm…
Taka mnie naszła refleksja.
Najgłupszy okres w życiu człowieka przypada na czas, kiedy codziennie wbijali nam do głowy wiedzę z wielu dziedzin Czas szkolnej nauki.
Grubość czego???
Dobrze ze czytam to dzisiaj a nie wczoraj wieczorem bo jeszcze bym pomyślał ze za duzo piwa
A po kiego licha Ci cos takiego?
Czy najglupszy?Hmmmm…Chyba tak ale czego by nie rzec,ja do tego czasu najchetniej wracam…I nie jestem odosobniony bo w koncu ciągle sie spotykamy…Gdyby nie polaryzacja w kraju,gorsza sto razy od covida,z niektorymi widywalbym sie co 2-3 miesiace…
Do czego mi to potrzebne?
Do niczego. Nasz kolega z forum tak nam życie “umila”. Bardzo lubię zagadki: kto pierwszy ten lepszy. Tym razem pozostaje mi wywiesić białą flagę.
Prawdę mówiąc uczyłem się tego, co mnie interesowało. Wychodziłem z tym daleko poza program szkolny. A reszta, to różnie. Starałem się na różne sposoby nie mieć dwójki i to mi wystarczało. Ale z drugiej strony kłopotów z przyswajaniem wiedzy dużych nie miałem. Wiele przedmiotów odklepywałem i “lecialem” na sympatii niektórych nauczycieli. Bardzo lubiłem uczyć się niemieckiego, a ruski, jakoś sam wchodził do głowy, choć nie lubiłem patriotycznie tego języka. Za to w rosyjskiej literaturze się zakochałem. Ale to już później.
Przez długi czas uzdolniony leń, jak mnie nikt nie zmusił do nauki, w liceum wyszło, że nie taki uzdolniony (zależy, do kogo się porówna) i zaczęłam się dużo bardziej starać, wtedy stałam się za to bardzo aktywna na lekcjach, więc chyba trochę lizus chociaż nie do końca,bo czasem taką pogardę i lekceważenie do nauczycieli (tych, których się nie bałam) wykazywałam, że aż wstyd
Na pewno zawsze byłam bardzo pomocna dla każdego, kto się o to zwrócił, ile wypracowań dla kogoś napisałam za darmo, wytłumaczyłam, pożyczyłam notatki, dałam spisać zadanie czy w podstawówce lub gimnazjum też test, to moje
Byl taki czas ze rosyjski wygladal u mnie lepiej niz polski Po prostu nie mialem z tymi bzdurami,zadnych klopotow…Tylko to co nie uzywane,obumiera.Dzisiaj ledwie bym sie wyslowil a filmy wole z lektorem:))
Kategoria"len uzdolniony" chyba na prowadzeniu
Z tym ze “pogardy” nie wykazywalem nigdy.Zlosc,wscieklosc,lekcewazenie,owszem…Ale pogarda?Dla mnie nauczyciel byl w zasadzie nietykalny.Poza idiotka z chemii w podstawowce ktora chyba z jakiegos nieszczesliwego przypadku,stala sie nauczycielem,staralem sie zachowac poziom nawet wobec alkoholika z matematyki lub komunistycznego klamcy z historii.
W ogole dzisiaj czesto odnosze wrazenie ze prestiz i poziom nauczycielstwa to delikatnie mowiac,nie to samo co kiedys.A juz anglisci na jakich trafia moja corka to cos katastrofalnego…
Miałem szczęście do nauczycieli historii, ale nie zawsze. Pani w 4 klasie, pierwszy rok nauczania historii, pojęcia o niej nie miała, a ja już w 3 klasie podręcznik z 4 znałem na pamięć. A dzięki ojcu i kierownikowi biblioteki miejskiej, nawet więcej wiedziałem, niż w podręczniku było. Śp pan Szmelter, nie dość, że z wykształcenia był historykiem, to jeszcze miał dar opowiadania. Pamiętam jego gawędzenie o książętach pomorskich i ze zdumieniem się dowiedziałem, że nie należeli nigdy do Polski, Bo w podręczniku takiej informacji nie było. Jeszcze bardziej zdumiał mnie fakt, że Szczecin do Macierzy nigdy nie należał, a polskim miastem stał się dopiero od 1945 i to dzięki Stalinowi. I wiele innych.
Kiedy przeprowadziliśmy się do Słupska, to przez niecały pierwszy rok historii nauczała młoda komunistka i nie chcę tego komentować. Trochę ratowało ją w moich oczach to, że niezła z niej dupa była i miała wielkie cyce. Całe szczęście, że drugą klasę kończyłem już w gdyńskim ogólniaku, bo tam zgarnął mnie uprawiany sport. I tam był świetny nauczyciel historii, Takiego też miałem w 8 klasie podstawówki.
Tak.Moja wychowawczyni byla wspanialym historykiem w liceum.Ta nauka wlasciwie nierozerwalnie laczy sie z gawedziarstwem…Jesli ktos nie potrafi opowiadac,odwolywac sie,porownywac a do tego leci jeszcze samym podrecznikiem to znaczy ze nie ma serca do historii…
Bywaja takie sytuacje ze uczniowie sa lepsi od belfrow.I bywa wtedy zabawnie…Mialem w klasie w liceum kolege ktory nie dosc ze gral na skrzypcach to byl lustrzanym odbiciem Paganiniego
I ow kolega byl absolutnym mistrzem z fizyki.Poczciwa pani profesor gdy ja zmeczenie dopadalo[ ],oddawala pelnie wladzy w rece Jarka.
To, że interesowałeś się w szkole historią i, że miałeś dobrą nauczycielkę, widzę od dawna po Tobie. Podobnie, jak @Bingola masz łatwość umieszczania wydarzeń w przestrzeni w jakiej te wydarzenia zachodziły i jak korelowały ze sobą. Gdybyś zaczął zbierać historyczne informacje, to bardzo duży i trudny krok jest już za Tobą. Umiejętność przestrzennego pojmowania dziejów jest podstawą w poznawaniu historii.
No…Mila memu sercu pochwala z ust fachowca
To prawda.Jest to jedna z najwazniejszych rzeczy,na ktora dzisiaj nie zwraca sie w ogole uwagi…Widziales kiedys wspolczesne podreczniki?!Przerazenie ogarnia…Osma klasa a poziom z elementarza…
Jedna z moich polonistek,i to wcale nie ta najlepsza,niemal zawsze nim przeszla do tematu,zadawala kluczowe pytanie:“Co teraz robicie na historii?”
Uwazala bowiem ze jesli pewne rzeczy nie beda sie zazebiac to uczen predzej zglupieje nim sie czegos nauczy…
I jak tu nie tesknic za taka szkola…
Tak…Wielokrotnie bylem swiadkiem gdy,nawet za moich czasow ten czy inny nie pojmowal ze 300 a 700 lat temu,to jednak roznica…
Historia w dwóch wymiarach jest nie do zrozumienia. Muszą być trzy.
bo jezykow obcych powinni uczyc ludzie dla ktorych ten jezyk jest pierwszym - nawet kosztem, ze ma czasem klopot po polsku czy innym jezyku posrednim z uczniem sie dogadac.
znakomita wiekszosc absolwentow studiow jezykowych owszem moze pokazac podstawy, ale im dalej tym czesto bywa gorzej.
w gre jeszcze schodza obcokrajowcy dlugo mieszkajacy w danym kraju i majacy ciagla stycznosc i koniecznosc poslugiwania sie jezykiem obcym jako drugim.
Niedawno młodej osobie po studiach, nie pamiętam teraz, jakich, musiałem tłumaczyć, co to jest cień…
ostry cien mgly?
Taka tez byla tendencja w podstawowce u mojej corki.6 lat miala jak nie z nativem to z kobieta ktora urodzila sie w Anglii…W 8 klasie wszystko poszlo w rozsypke ale jeszcze gorzej jest teraz w liceum…Renomowanym liceum,cholera!
Sorry,jestem w pracy i musze dzielic uwage…O jaki cien teraz chodzi?
Pewna młoda pani nie wiedziała, dlaczego przedmioty rzucają cień. Skąd ten cień się bierze i co to jest ten cień. Ręce mnie opadły razem ze szczeną.