Ja byłem ciężkim dzieckiem i nie chodzi tylko o kilogramy. Nie lubiłem szkoły. Kochałem klocki lego i rysowanie (także murów miejsc publicznych). Bardzo rozrabiałem, biłem inne dzieci. Jako trochę większe dziecko lubiłem zabawy ogniem co czasem kończyło sie źle. Kilkukrotnie byłem u psychologa ale niewiele to dało. Zawsze miałem starszych kolegów. Trochę się uspokoiłem na studiach.
W szkole nie ogarniałem tylko matematyki.
Trudnym do upilnowania. Jedna z moich ciotek powiedziała mi kiedyś, że jak przeżyłem dzieciństwo, to będę długo żył.
Żywiołowa z niespożytą energią, wszędobylska , ciekawa wszystkiego, bardzo grzeczna i zdyscyplinowana.
Zawsze miałam najlepsze oceny w klasie, aż do liceum, szybko nauczyłam się czytać. Byłam oczytanym dzieckiem, ale bardzo nieśmiałym wobec dorosłych. Byłam straszną bałaganiarą
Dużo rysowałam (ale po kartkach) i lubiłam zwierzątka. Bałam się pająków (teraz się to “trochę” zmieniło), a najbardziej na świecie kochałam dinozaury aa, i strasznie nie lubiłam zabaw “dla dziewczynek”, zwykle bawiłam się z chłopakami. No i byłam bardzo leniwa, ratowała mnie głównie dobra pamięć.
Piszę to całkiem poważnie, ale w swym dzieciństwie kilka razy otarłem się o śmierć. Moja mama dwa razy zemdlała. Z mojego powodu wypompowano basen przeciwpożarowy, ale to już inna dziedzina mojego dzieciństwa, ten basen.
Ja byłem chyba idealnym dzieckiem, porządek, dobre oceny, posłuszny, trochę irytująca nadopiekunczosc i za interesowanie mną… Później papierosy tylko poza domem, nie pije, nie cpam, nie puszczam się… W sumie teraz też jestem idealny XD(jako dziecko)xd
Bylam mało problemowych dzieckiem. ( dlatego nie wiem czemu mi sie przytafilo takie problemowe). Dobrze sie uczylam, bylam ambitna, grzeczna i uczynna. Niestety byłam niesmiala. Moim rodzicom zas przeszkadzalo ze bałaganię, brudze się i niestarannie piszę. Zawsze stawiali mi za wzór kuzyna - pedancika, co mnie mocno wkurzało.
Byłem trudnym dzieckiem. Zmieniłem wiele szkół, miałem kuratora sądowego. szukała mnie milicja… Takie tam drobiazgi, dzięki którym rodzina miała o czym mówić przy stole…
Wydaje mi się, że przemądrzałym i raczej niesfornym. Chodziłam, gdzie mi się chciało i w związku z tym ciągle mnie “poszukiwali”, a moje dziecięce "odzywki " i pomysły do dzisiaj bywają przedmiotem żartów podczas spotkań rodzinnych.
Czarną owcą. Mama nie raz musiała do szkoły przychodzić, już w podstawówce. Od dzieciństwa należałam do tych pyskatych, mówiłam wszystko co myślałam, powiedziałam kiedyś na lekcji, że obrzydza mnie, gdy wychowawczyni dłubie w nosie i strzela później babolami po klasie, było oburzenie, nie rozumiałam dlaczego, bo przecież dłubała i strzelała…matka wezwana do szkoły; wyklocałam się, gdy kogokolwiek spotkała jakaś niesprawiedliwość że strony nauczyciela… i wiele różnych sytuacji, nawet w liceum już 3 dnia trafiłam na dywanik do dyrektora…matka wezwana na dywanik…itpitd
Wraz z odcięciem pępowiny odcięto mi dopływ taktu i dyplomacji. Co gorsze mam to do dziś i uważam, że świat byłby lepszy, gdybyśmy tyle nie owijali w bawełnę, dawali ciche przyzwolenia idiotom i gnojom, nawet wówczas gdy widzimy że ich stosunek do innych jest podły. Taka szczerość nauczyłaby nas wiele, a jako populacja stalibyśmy się bardziej odporni psychicznie. Wolimy uciekać w dyplomatyczne gadki, niczym politycy.
Ale to już nie na temat. Zapedzilam się.
Trudnym byłam dzieckiem, niepokornym i zbuntowanym, uczyłam się przecietnie i gardziłam kujonami, dopiero na studiach coś zatrybiło i miałam nawet stypendia naukowe, uczyłam się, ale bez przesady, po prostu nauczyłam się lać wodę, nawet definicje wymyślałam własne, no i co? I łykali
Ale dodam, że z jednych studiów mnie wyrzucili po półroczu, bo oblałam egzaminy
No byłam koszmarem każdego rodzica.
Ps. W wieku 14 lat pojechałam z koleżanką na 3 dni do Krakowa, a rodzicom powiedziałysmy, że z kółka geograficznego jedziemy na wycieczkę.
Pierwszy papieros - wiek 13 lat
Byłam spokojna nie sprawiałam problemów wychowawczych.
Bardzo lubiłam jeździć na wieś do cioci w wakacje i mama mi pozwalała. Byłam w swoim żywiole, bo natura i zwierzęta.
Wakacje na wsi, to był stały i ulubiony element mego dzieciństwa.
Maly geniusz…To wyparowalo w polowie podstawowki ale wczesniej…Wszystkich szokowalem wiedzą z geografii i historii.
I znakomicie jak na dzieciaka grałem w piłke.
Bardzo niebezpiecznie jezdziłem na rowerze…Podkochiwalem sie juz w 3-4 klasie…W 5 klasie bylem zakochany na amen w kolezance.A potem w dwóch…
Bylem dobrym uczniem ale tez łobuzem ze specjalnością,wybijanie okien czym sie dalo i komu sie dawało.
Strzelałem w łuku przy kazdej okazji.Własną babcie trafilem kiedys miedzy oczy…
Mój mąż miał podobne dzieciństwo jak ty z tego co czytam. W tym sensie, że wielu ludzi zastanawia się jak on je przeżył. Z opowiadań teściów i jego, faktycznie cudem
Od malego bylam niezalezna i uparta. Mialam 4 lata i okreslam to “rodzi sie we mnie bunt”. Niestety skutecznie wybito mi to z glowy. Potem nie tyle bylam grzeczna co ugrzeczniona. I ta wlasnie najbardziej odpowiadalo mojej mamie…Fatalne. Bardzo lubilam sie uczyc i zawsze bardzo dobrze sie uczylam. Jak mialam 12 lat zakochalam sie w…Chopinie! Stad placze, blagania zebym mogla uczyc sie grac. Po dlugich i ciezkich cierpieniach udalo sie! Niestety za to ugrzecznienie placilam pol zycia i Oczywiscie wpadlam w rozne uzaleznienia. Mame utemperowalam ze trzydziesci lat za pozno. Mam jednak swiadomosc, ze mama chciala dobrze, tylko to nie ze mna…
Aha. nie znosilam zabaw “dla dziewczynek”. Najlepiej chodzenie po drzewach, strzelanie z lukow wlasnego wyrobu. Szybko zaczelam czytac i to tez uwielbialam. Ksiazki typu Curwood (dka dziewczynek mnie nudzily…)
Byłam bardzo cichym i grzecznym dzieckiem. Najstarsza jestem z czwórki rodzeństwa. Uczyłam się dobrze, ale z czasem gorzej, bo nie miał kto mi pomóc gdy czegoś nie rozumiałam i robiły się zaległości.
Sprzątałam, gotowałam jak była taka potrzeba, byłam odpowiedzialna, ale niestety zupełnie nie doceniana przez rodziców.
Mama nigdy z niczego nie była zadowolona, a i dopuszczała się przemocy fizycznej i psychicznej. Przez co z każdym rokiem byłam coraz bardziej wycofanym dzieckiem/człowiekiem.
Bo dzieci dziedzicza po babci nie po mamie!
U mnie się to sprawdza. Mam wiele cech od babci i świetnie się dogadujemy.
Nawet zdrowotne dolegliwości mam podobne.
Gdybym narzekał na swych rodziców, to ciężko zgrzeszyłbym. Ojciec trzymał dyscyplinę, ale umiarkowaną, tyle ile potrzeba, tak, że znało się granice, a mama jeszcze to łagodziła, choć potrafiła się wnerwić czasem. A czytać się nauczyłem w pierwszej klasie, ale chyba podczas dwóch pierwszych miesięcy, albo i miesiąca, i robiłem to płynnie, i przeczytałem swe pierwsze książeczki. Pierwszą samodzielną, to była “Baśnie z 1001 nocy” w wersji dla dzieci.