Jakimi dziećmi byliście?

U mnie tez. W kazdym razie do mamy nie jestem podobna, za to Jula tak!

1 polubienie

Ja mieszkałam na wsi, ale nie takiej zapadłej. Nie było daleko do miasta. A na zapadłą wieś jeździłam do cioci, tam konie na kopytach gwizdały, trzy domy w zasięgu wzroku i pola obraz łąki. Wyspaniale tam było. Ciocia piekła chleb rano. Zabawy do nocy, spanie w stodole echh cieszę się że dane mi było doświadczyć tego.
Miałam duże szczęście do wujostwa. Pomagali mi i że strony ojca i matki. Dzięki nim zawsze miałam fajne wakacje.:blush:

2 polubienia

I na czlowieka wyrosłeś! To budzi nadzieję…
A mogę spytac w jakim

wieku się uspokoiles? ( Mloda ma 17 i ja juz na granicy wytrzymałosci)

4 polubienia

To ja chyba po prababci odziedziczyłam charakter.

1 polubienie

26 lat - mniej więcej

1 polubienie

Raczej niegrzecznym. Było mnie wszędzie pełno i dzisiaj by pewnie zdiagnozowali ADHD. Za złe zachowanie zawsze siedziałem w podstawówce z dziewczyną, ojciec do szkoły wydeptał własną ścieżkę. Bracia i sąsiedzi też nie mieli lekko. Organizowałem im konkursy na ilość przysiadów czy picie słonej wody. (Niejeden się wtedy nieźle porzygał) Wtedy nie wiedziałem jeszcze że to niebezpieczne. Do buteleczek z sokiem wlewałem octu by po ich wypiciu mordę wykrzywiało jak dorosłym po wypiciu czystej … I tak mógłbym kontynuować … Pomysłów mi nie brakowało. Mieli ze mną siedem światów.

4 polubienia

Raczej spokojnym, nie sprawiającym kłopotów.
Uczyłam się dość dobrze, nie kłóciłam się, sporo czytałam. Jedynie uciekałam na treningi, bo … nie wolno mi było. Dres i obuwie miałam na stałe u koleżanki. W domu mówiłam, że idę do niej uczyć się, a ja tylko zabierałam od niej ciuchy i leciałam 3 razy w tygodniu do klubu.

3 polubienia

Szkołę traktowałam jak zlot znajomych, nie uczyłam się dopóki nie poszłam do liceum.
Miałam zawsze grono 3,4 najbliższych przyjaciółek.
Nie lubiłam siedzieć w domu, wracałam z pola dopiero jak się ściemniało. Zanim skończyłam 14 lat znałam dzieciaki z całego miasta i wszystkich szkół. Zawsze byłam platonicznie zakochana w kimś kto o tym nie miał pojęcia, np. koledze w klasy, potem w koledze z podwórka i tak w sumie przez 25 lat :joy:.
Zajmowałam się tylko tym czym chciałam tj rysowaniem, malowaniem, rzeźbą, ceramiką i tkactwem wielkogabarytowym. Całe dzieciństwo spędziłam w Domu Kultury.
Rodziców nie słuchałam i nie miałam najmniejszego zamiaru, nie akceptowali mnie odkąd wyrosłam z huśtawki, ja ich nie akceptowałam jeszcze bardziej i tak było dopóki nie zniedołężniali i nie siedli wreszcie na dupie.
Moim ulubionym daniem z dzieciństwa były ziemniaki ze śmietaną, truskawki i draże śmietankowe.

6 polubień

Do jakiegoś 6- roku życia byłam bardzo grzeczna, nieśmiała i ciekawa wszystkiego. Nawet moja mama nie nadążała z odpowiedziami na moje wieczne “a dlaczego”? Ulubionego misia i wańkę-wstańkę (pamięta ktoś takie cudo z dzwoneczkami w środku, kiedy się bujała?) rozwalałam, bo byłam ciekawa co tam w tym brzuchu misia się znajduje, no i skąd te dzwoneczki w Wańce :wink:
Ale kiedy poszłam do podstawówki moja “grzeczność” się skończyła , jakby diabeł we mnie wstąpił :sunglasses: , wszystko inne pozostało bez zmian.
Wariowałam z chłopakami, grałam z nimi w piłę, w kapsle, w kapcia po korytarzu szkolnym, a na prośbę mojej mamy, kiedy chciała mi zrobić zdjęcie “Joasiu, stań spokojnie i uśmiechnij się” tupałam nogą i robiłam głupie miny, bo zawsze gdzieś mnie gnało i nie potrafiłam ustać spokojnie. Taki wiercoich :grinning: - krzyż pański podobno. Do dziewczyn zawsze było mi dalej.
Potem spokorniałam i grzeczna jestem do dziś :innocent: :smiley:
(Może oprócz buntowniczego okresu -nastu lat, który właściwie trwał jakieś 5 lat), a związany był z moim ojczymem, na którego samo wspomnienie dostaję drgawek, ale o tym nie będę pisała, wybaczcie … :hot_face:

6 polubień

Takie porównania są słabe @ihtiel, wiem coś o tym po mojej koleżance z podstawówki :face_with_raised_eyebrow:

1 polubienie

No i rewelacja Reksiu !, bo…
“Kto nie był buntownikiem za młodu, ten będzie świnią na starość” :wink:
Coś mi to mówi, spoglądając dziś na niektórych ze świeczników niemających “własnego podwórka” w dzieciństwie… :wink:

3 polubienia

I zamiast matczynym mlekiem, piwem się żywiłeś. :tumbler_glass: :stuck_out_tongue_winking_eye:

2 polubienia

Asiu zrób ładna minkę do zdjęcia…:joy::smiley:

Jesteśmy imienniczkami :wink:

5 polubień

Ja cały czas jestem trochę buntownikiem, choć w internecie rzadko. Zresztą nawet w necie się zdarza. Wystarczy tylko przypomnieć jak przez kilka miesięcy się boksowałem z zapytaj.pl. Kto grzeczny i świętoszkowaty traciłby na to czas? :wink:
Jestem inny niż w dzieciństwie: spokojniejszy, nie dający się tak łatwo z równowagi wyprowadzić. Łatwiej mi się teraz dostosować do ogólnie obowiązujących zasad.
Ale gdzieś we mnie nadal są ślady… i potrafię być uparty, umiem się buntować. Teraz mi nawet łatwiej, bo dzięki opanowaniu jestem skuteczniejszy. Ostatnio miałem reklamację sprzętu i sprzedawca wraz z producentem próbowali mnie po prostu bezczelnie orżnąć. I choć się we mnie gotowało, to bardzo spokojnie, rzeczowo, bez emocji, i uparcie (po ponad miesiącu) doprowadziłem do rozwiązania umowy z ich winy :stuck_out_tongue:

3 polubienia

Haha, u mnie było gorzej :smiley: , wierz mi :stuck_out_tongue:
Jak znajdę, to wkleję :wink:

2 polubienia

Jeśli chodzi o psoty i robienie komuś kawałów, to od dziecka byłem do tego pierwszy. W szkołach pod tym względem znajdowałem się w rankingach w czołówce i zawsze dobierało mi się towarzystwo podobnych do mnie. Kiedyś namówiłem koleżkę jednego, by w czasie silnego mrozu dotknął językiem klamki zewnętrznej… Nie pytajcie, co działo się potem. Szkielet z gabinetu biologicznego też sobie razu pewnego poszedł na spacer. Dyskretna zamiana zawartości tornistrów, a później teczek, to była moja specjalność. Tak jak i wkładanie cegły, czy czegoś w podobie komuś do teczki.

4 polubienia

Ja byłem mistrzem wagarów. Oprócz tego zawsze mnie z nożyczkami po szkole ganiali. Bo miałem lekko dłuższe włosy, które niekiedy na lakier stawiałem. W PRLu wrogi element po prostu :stuck_out_tongue:

4 polubienia

Rzadko chodziłem na wagary, kilka razy się zdarzyło. Ale jednego razu nie zapomnę, a było to w siódmej klasie. Wiosną, idąc do szkoły spotkałem kolegę i od słowa do słowa, poszliśmy sobie nad rzekę, a potem do niego do domu. Dlaczego, sam nie wiem? No i okazało się, że tego dnia w szkole był jakiś apel uroczysty i tam uznano mnie za najlepszego ucznia tego roku. Miano mi wręczyć dyplom, pismo pochwalne i nagrodę rzeczową. A tu zonk, najlepszy uczeń na wagarach. :grinning:

2 polubienia

Ja kiedyś poszedłem sam na wagary. Cała klasa się namówiła a potem wypietrali i zawrócili. Ja powiedziałem, że cofać się nie będę. Miałem naganne zachowanie bo afera się z tego zrobiła.
Kolejny raz miałem problemy za nieobecność w pochodzie pierwszomajowym. Mieliśmy na wuefie jakiś układ z kołami, który mieliśmy nieść na pochodzie. Ja od razu mówiłem że nie pójdę, ale nauczycielka się upierała więc ćwiczyłem ale oczywiście na pochód nie poszedłem. Nawet teraz próbuję sobie przypomnieć, czy to czasem nie był ten Czernobylowy pochód… ale głowy nie dam. Tak czy inaczej znów naganne zachowanie i wizyta u towarzysza dyrektora, który mówił mi że nasza socjalistyczna ojczyzna korzyści ze mnie mieć nie będzie :stuck_out_tongue: A teraz patrz: mówią o mnie per “lew-ak” :smiley:

3 polubienia

Nie mów, że tym szkieletem straszyłeś później rodzinę po północy @birbant ! :stuck_out_tongue: :wink:

2 polubienia