Jeszcze trochę o czytaniu?

Bleak house…Samotnia,Charlesa Dickensa…
To nie jest ksiazka na dziś…Raz ze liczy sobie ponad 1300 stron, dwa ze…kto dzisiaj czyta Dickensa?Oprócz mnie oczywiście? :smiling_face:
A jednak,to jedna z najlepszych jego powieści!
Tradycyjnie niemal, akcja wielowątkowa,z tym ze mocno osadzona w realiach prawniczo sądowniczych XIX wieku.Sam autor pracował jako dziennikarz czy komentator tudzież skryba w sądzie, zanim jeszcze Klub Pickwicka zdobył mu popularność…
Moc doświadczeń z tego okresu, owocuje w tej powieści niezwykle barwnym, kwiecistym ale i pełnym gorzkiej ironii językiem.Nie ma praktycznie rozdziału który nie iskrzylby się od zjadliwego humoru i przede wszystkim od legendarnych już wtedy, przerysowanych,satyrycznych wręcz postaci zapełniających drugi i trzeci plan.Czlowiek nie ma chwili wytchnienia by się nie śmiać lub choćby uśmiechać,czytajac z niekłamanym podziwem to co wygaduje lub wyprawia owa galeria zdumiewających typów.
A zaczyna się to dosyć tradycyjnie.Estera Summerson,mala dziewczynka o trudnym do określenia pochodzeniu, sierota,jak większość dziecięcych bohaterów Dickensa,jest wykorzystywana, wychowywana wręcz w atmosferze pogardy niczym bękart.
Jest tu cos z atmosfery “Dziwnych losów Jane Eyre”,Ch.Bronte,cos z Olivera Twista a także coś z życia samego autora…
Ta bohaterka wylewa jednak mniej łez a więcej w swym późniejszym życiu,zawdziecza tytanicznej pracy nad sobą,zdobywajac już za młodu wielką sympatię otoczenia.Przyciąga niejako, dobrych ludzi ale tez jest nieco bardziej realna niż np. inna z bohaterek dickensowskich,“Mała Dorrit”
Mozna tez inaczej spojrzeć na te powieść bo głównym bohaterem uznać mozną niekończący się proces którego sensu, nie mówiąc już o początku,nie dostrzegają od dawna obie zainteresowane strony…Stojący za tym lord kanclerz doczekał się tutaj takiego portretu ze doprawdy, trudno chyba o większą drwinę i kpinę…
Inna ciekawostka to miejsce akcji.Co rusz padają tu nazwy ulic i miejsc,kiedys będących osobnymi terytoriami a dzisiaj będącymi znanymi częściami Londynu i choćby hrabstwa Hertsfordshire.Co,nie ukrywam, dodaje uroku gdy można sobie to w myślach porównać z widzianym stanem obecnym onych dzielnic. :slightly_smiling_face:
A więc…Jeszcze tylko Marcin Chuzzlewit i chyba będę mógł powiedzieć ze przeczytałem wszystko!I opowiadanie"Świerszcz za kominem" którego po prostu, nie pamietam…
I tak,jedna z najwiekszych przygód życia,powoli dobiega końca.
I gdyby tak działo się “kiedyś”,rzuciłbym się w wir"Wielkiej gry".Niestety to co w mediach było kiedyś dobrego,zostalo wycięte w pień z małymi jedynie,wyjatkami…
Polecam jak już dawno nie polecałem.Ale…Czy ktoś jeszcze czyta Dickensa? :thinking:

2 polubienia

Mam w domu, w Polsce wszystko, co zostało przetłumaczone na nasz język. To było oczko w głowie mojej mamy, bo to tłumaczenia z lat 50. Oczywiście, że przeczytałem te książki, niektóre kilka razy. A teraz nie czytam, bo nie mam dostępu. :stuck_out_tongue:

3 polubienia

Te wydania z lat 50-tych,jak na tamta dekadę,bylyby wspaniale gdyby nie…wstępy i komentarze ówczesnych propagandystów.To co można przeczytać we wstępie do"Ciężkich czasów",sprawia ze kurczy się żołądek od kłamstw i stalinowskiego bełkotu.

2 polubienia

Zgadza się, ale sama treść nieocenzurowana. Moja śp. mama uwielbiała Dickensa i już przed wojną go znała, jako nastolatka bo mieli to w domu… w Kownie, ale po polsku. Na litewski też był tłumaczony. Niestety, przedwojennych wydań na oczy nie trafiło mi się widzieć.

3 polubienia

Mam Opowieść o dwóch miastach, z 1935 roku.Kupilem w jakiejś bramie, w Krakowie przy Floriańskiej.Gdybym wtedy miał więcej pieniędzy… :roll_eyes:
Facet ktory tam stal, sam swoją osoba kojarzył się z XIX wiekim.I sam oferował sto razy więcej niż współczesne antykwariaty.
Owo wydanie z 1935 roku, nienagannie szyte w sztywnej oprawie, o papierze tak cieniutkim ze na początku ręce mi się trzęsły…

3 polubienia

I tego Ci szczerze zazdroszczę.

Te powojenne były na lichym papierze z miękkimi okładkami.

1 polubienie

Dałem wtedy, chyba 80 zł. co nie jest dla mnie cena wygórowana choć wówczas,niemal 10 lat temu,ksiazki były raczej tańsze :wink:
Oprócz tej serii z lat 50-tych wspomnianej wcześniej.Ostatnio dokupiłem Dombey i syn,takze w sztywnej oprawie.I wyjątkowo ze znośnym wstępem.

2 polubienia

A ja już w latach 80, na początku, z moją małżonką pozawijałem te wydania w specjalną folię muzealną, bo się rozpadały i dobrze zabezpieczyłem. Są w dobrym miejscu u teściów mojej młodszej córki. Tak zabezpieczonych książek mam dużo więcej, może mnie przeżyją. Oby.

2 polubienia

Lepiej dać do introligatora.Z tym ze to kosztuje.
W ten sposób zaopiekowałem się dwiema książkami jeszcze z lat 40-tych,Ericha M. Remarque’a.Zanim stalinizm się rozgościł,jakas oficyna zdążyła to wydać.
Gdyby nie introligator,ktoregos dnia wiatr by pewnie to zdmuchnął…

1 polubienie

Wydania Remarqua u mnie są bliższe współczesności, W sumie mam jego 4 książki.
W ogóle to mam wszystkie swoje książki pozabezpieczane i niech czekają lepszych czasów, a mam tego ponad 2000. Do tego jeszcze ok 500 po rodzicach.

1 polubienie

Tak…Noc w Lizbonie,mam z lat późnych,80-tych.Jeden z naszych licealnych przebojów"Czarny obelisk",także.

1 polubienie

Czytałem, ale tej, właśnie nie mam. Posiadam Łuk… Za zach… Czarny Obel… i Przyjaciele…

1 polubienie

A jeden mój koleś ma przedwojenne pierwsze wydanie Szwejka po czesku. Jak ja mu tego zazdroszczę.

A ja mam przedwojenne wydanie Piotra I Aleksego Tołstoja, Pisane po dwie szpalty na stronie. To odziedziczyłem po tacie. Mam też i powojenne z lat 60.

Właśnie Trzech towarzyszy do dzisiaj nie mam i nie czytałem…Ale wszystko z czasem.Akurat o to nie powinno być zbyt trudno.

2 polubienia

Tak sobie popatrzyłem raz jeszcze na tytuły które tu padają…
Byl kiedyś taki człowiek w antykwariacie przy Starym Rynku,podobnie jak inny w księgarni muzycznej koło Okrąglaka,ktory wiedział czy jest, o czym jest i gdzie leży…
Dzisiaj siedzi dziunia i ma komputer.A typ który książki skupuje to chyba złośliwie dobrany “mongoł” ze specjalnością harlequin i fantasy…
Ale…Dzięki takiemu stanowi rzeczy,rodza się plusy.U takiego mongoła,dobre książki lądują w koszu"za 1zl.".Tak nabyłem ostatnie dni Ludwika XVI czyli “Lisy w winnicy”,Liona Feuchtwangera,ze wspaniałymi portretami Pierre’a De Baumarchaise’a czy kapryśnego i złośliwego Beniamina Franklina…

3 polubienia

Lisy Winnicy odziedziczyłem po ojcu.

Miałem parę lat temu podobne doświadczenia z panienką w słupskim Empiku. Zero pojęcia o tym, co tam się sprzedawało. W latach 90 dostałem propozycję aby zostać sprzedawcą w kisięgarni. Dla mnie była by to fajna praca, ale te zarobki wtedy. Jeszcze w milionach było. Miałbym wtedy 25% tego, co zarabiałem.

2 polubienia

Zgadza się.To zawsze była praca dla pasjonatów.Zreszta ja w tym radiu w którym mialem największe pole do popisu, tez zarabiałem malutko.Ale to są okoliczności gdy kasę się rzadko liczy :innocent:

2 polubienia

Felicien Marceau"Creezy"

Czyli moje spotkanie z ta książka po 43 latach…
Ryzykowne?
Być moze ale tutaj coś mi mówiło ze trzeba, ze się opłaci…
Miejsce akcji to Paryż,troche Rzym,troche Sorrento i kilka mniejszych miasteczek…
Szanowany polityk,“deputowany z okręgu”,podczas pobytu z zona i przyjaciółmi w teatrze,zauwaza słynna modelkę o której mówi się wszędzie…Spotyka ja na lotnisku…Obiecuje spotkanie…
A kiedy odwiedza ja w jej apartamencie,juz tylko jedyną przeszkodą jest hiszpańska służąca,nazywana przez Creezy,Snieżka…
Romans o niesamowitym napięciu tak erotycznym jak i psychologicznym, pisany w charakterze wspomnień przez"deputowanego".Tutaj wszystko jest emocją.Kazdy dotyk, spojrzenie,plan,czas który ucieka lub…z którym nie wiadomo co zrobić…
I to odkrywanie wzajemne swych twarzy i przyzwyczajeń.Odkrywanie pragnień i tego co obie strony ukrywają…
Creezy jest kobieta fatalną jak z kina noir.Tutaj oboje są jak…Romy Schneider i Alain Delon!Creezy jest zaborcza albo…pełna zimnej obojętności.Dla niej liczy się tylko czas teraźniejszy.
On nie potrafi się w tym odnaleźć.Kiedy myśli że"wie"okazuje się głupcem.Kiedy myśli ze popełnia błąd,okazuje się ze Creezy szaleje za nim!
Namietność…Nieustajaca.Jak ucieczka od trudnych pytań.Co zrobić by ją mieć,by z nią być?Czy wolno?Czy to możliwe?Dlaczego tak często z poczucia pewności siebie, popadam w gesta rozpacz?
Coraz nowsze eskapady, ucieczki…Coraz więcej ludzi ze świata którego oboje nie cierpią.Ale tylko on dopuszcza do siebie te myśli…
Jak to się może skończyć?
Felicien Marceau,Belg mieszkający na stale we Francji,zdobyl ze te powieść z 1969 roku,nagrode Goncourtow.Zwykle przechodzę obojętnie wobec takiej informacji ale tutaj mam ochotę bić wielkie brawa!Kiedyś czytałem te powieść właściwie w sposób nieświadomy.Dzisiaj przywodzi mi to na myśl mojego współczesnego,literackiego idola, Patricka Modiano.Willa triste czy Zagubiona dzielnica, nosza w sobie ślady takiej właśnie prozy jaka prezentował Marceau.
Arcydzieło o współczesnej miłości…Tak określano te opowieść,blisko pół wieku temu.Czy o miłości czy o namiętności i to wręcz straceńczej to już kwestia indywidualnego osądu…
Paradoksalnie,pomyślalem,pasuje do Creezy zdanie z pamiętnego przeboju B.Meca,“Naprawdę jaka jesteś,nie wie nikt…” Jej portret zawarty niby na okładce tamtego starego wydawnictwa, zdaje się coś podpowiadać…I to chyba trafnie [wydanie z 1979 roku].Piękno i chłód,zdjete z egipskiej bogini…
Podejrzewam ze do nabycia jedynie w antykwariacie…
Dla każdego kto interesuje się ludźmi.Dla każdego kto się nimi nie nudzi…Dla czytelnika który być może odnajdzie w tej historii, cienie przeszłości…

1 polubienie

Wreszcie!
Zdobyłem “Nasz wspólny przyjaciel” [Our Mutual Friend].
Wznowienie z 1971 roku w sztywnej oprawie.
Na coś ten internet sie czasem przydaje!!!

1 polubienie