Koszt utrzymania kota

O swoim ja już tyle tu napisałem, że nie będę się powtarzał. Niestety, nie jest ze mną, ponieważ tak, naprawdę, to on nie był mój, ponieważ przywiozłem go w prezencie swej koleżance. Ona się wyprowadziła i zabrała prezent ze sobą. Ale odwiedzam go.

4 polubienia

Nie jest Ci źle bez niego?

1 polubienie

Trochę tak. Ale niedługo znów będziemy na wycieczki jeździć w góry.

2 polubienia

Ty sie nie tlumacz. Nie masz kota, a żbika :zipper_mouth_face:

2 polubienia

To tutaj każdy, przecież wie. A żbik, to też kot. :stuck_out_tongue:

3 polubienia

Jakbyś mial lwa? Albo tygrysa szablozebnego?

1 polubienie

Koszty rosną, bo wszystko drożeje…ale jak tu nie kochać mojej Kici :star_struck: To ona mnie wybrała! Miała już z pół roku, gdy robiliśmy zlecenie na działce u inwestora. Byliśmy w kilka osób, a moja piękna, co chwilę przychodziła się bawić…najczęściej do mnie :sunglasses: Zauważył to inwestor, podszedł pogadać, no i mówi, że jak coś, to jest do wzięcia ( na wsi na osiedlu mieli całą brygadę kocurów, micha w każdym domu ). Odpowiedziałem, że jestem zainteresowany, ale muszę dla formalności zapytać w domu. Następnego dnia oznajmiłem, że biorę kicię. Śliczna jest! Grafitowa, zielone oczka i biały krawacik :heart_eyes: Najpierw przyjechała na pace w busie na firmę, a potem moim autkiem ekspresówką do mnie :star_struck: Niestety nie przepada za zdjęciami, jak tylko zobaczy, że chce cyknąć fotkę od razu jakieś dziwne minki robi…przez 3 lata nie zrobiłem jej ani jednego dobrego zdjęcia :grimacing:

6 polubień

To i tak miałeś szczęście, ze kotki z przychowkiem nie miales, takie ukryte szczescie jakie kiedyś przeniósł do domu mój tata
Domki dla kociakow znaleźliśmy. Kotka uzyskala swoje imie Kociczka, sypiała na telewizorze .

1 polubienie

Edit
Telewizor to byl obiektem zastepczym

Też nie wiedziałam, przykre :frowning:

3 polubienia

Jakiś kot był z nami “od zawsze”. Pierwszy, Jesica, znaleziony w piwnicy (chyba porzucony przez matkę) był tak malutki, że jeszcze nie umiał chłeptać. Karmiliśmy go przez smoczek, z butelki. Mieszkaliśmy w bloku, na 8 piętrze, więc o wychodzeniu na zewnątrz nie było mowy. Kot jadał tylko suchą karmę i złowione przez męża ryby. Miał wadę serca, więc może dlatego mama go opuściła? Kot miał charakterek, kłócił się nami całą gębą, ale przeżyliśmy razem 10 lat, dobrych lat. Ze szkód: podrapał nam jeden fotel, zawsze wyżywał się w tym samym miejscu.
Drugiego kota wzięliśmy jesienią z działek, malutki był. Z 4 rodzeństwa przeżył tyko on; - ona, bo Myszka. Ta jadła tylko puszki, złowione ryby i surowe mięsko. Była z nami 19 lat. Uwielbiała wodę z oczka wodnego z ogródka, więc na koniec, jak już była taka słaba, to mąż wynosił ją, bo mogła się napić.
Następny kot też wychowywany od maleńkości. oto Arja:
2017 1.
Bardzo kosztowny kot, bo zanim zdiagnozowano jego chorobę był 3 razy w szpitaliku. Teraz ma stałe leki i jest szczęśliwym kotem, a my wraz z nim.
Dwa lata temu zaczął pod drzwi przychodzić kocurek 2-4 letni. A właściwie szkielet kota. Dokarmialiśmy go całą zimę, zaszczepiliśmy, wpuściliśmy do domu. Pierwsze co zrobił, to wskoczył na fotel i zwinął się w kłębek i… od tej pory mamy dwa koty.
Rozpisałam się :frowning: Sorry

6 polubień

A moje diablice ryb nie uważają. Tylko karmę sucha i mokrą - niektorą, ser biały i żółty, szynkę drobiową. A to złowią do pokoju przynosza w prezencie. Kiedys mislam trsume gdy nocą bosa stopą w tskie zwloki w depłam brrr🤮

3 polubienia

Zdobycze, to już osobne historyjki. Myszka kiedyś przyniosła nam kiełbasę ściągniętą sąsiadowi z grilla :slight_smile:

5 polubień

Lista tego, co znajdowałem na podwórku, kiedy Misiek u mnie mieszkał;
kilka kretów, parę dziesiątek myszy i szczurów, jakaś kuna, czy coś podobnego, dwa dzikie króliki, jeden zajączek. O ptakach, to już nie będę wspominał. Dwa poranione psy, ale to w innych okolicznościach. I to jego niewinne spojrzenie.

Na Ardeny osobna lista, ale i żmiję też mi przytargał.

6 polubień

Koty sa do oswojenia nie do udomowienia. Ale ?
Jestem kociara, żyją , są i dobrze, że są
Domowi terrorystaci?

Gdy kot niejako staje się częścią rodziny, to koszty w ogóle się nie liczą. To takie moje zdanie.

6 polubień

No tak, ale jak potem trzeba emigrować (tak miał ktoś z rodziny) i kota zagospodarować to jest problem. Mi było żal, bo go nie mogłam wziąć i ciągle o nim myślę o tym kocie, co z nim się stało …

2 polubienia

Ech, no i jest smuteg… Pamiętam, kiedyś z moim kuzynostwem jechałem na wakacje, no i oni mieli kota. Biedak ponad 500 km latem, musiał siedzieć całą podróż w klatce… Bo chociażby dla względów bezpieczeństwa, żeby nie skakał na kierowcę. A jak to w praktyce wyglądało, że kotek całą klatkę zarzygał, na początku ładnie miauczał, a pod koniec drogi, to już to miauczenie było zupełnie mokre, od tego co wyrzygał. Oczywiście, syf w samochodzie nieziemski, a kotka wypuszczaliśmy, ale na smyczy był, żeby nie uciekł w sinądal, od takiej tortury. Później wakacjami nawet się cieszył, wyznaczył nawet granicę wokół naszego namiotu, no i przypadkowe psy i inne koty miały u niego na pieńku.
Dla mnie stało się faktem, że kot to część rodziny, chociaż może nie do końca uprzywilejowana…

3 polubienia

Faceta też bym nie chciał.
Jeżeli potrzebujesz coś miłego i ładnego to może świnkę morską,chomika czy coś podobnego.

1 polubienie

No ale faceta posiada się całkiem przyjemnie, a kota można najwyżej pogłaskać :thinking:

1 polubienie