Choc być może już isnieje tylko w Waszej pamięci lub na starym zdjęciu?
Tak mi sie skojarzylo, dzis Miezynarodowy Dzień Ochrony Zabytków. Pewnie w tym monumentów, pmników i dodalabym wspomnien z tym związanych.
Byloby tego sporo ale niestety współczesność działa szybciej a skala zniszczeń czasem wyprowadza z rownowagi…
W Poznaniu bylo takie kultowe miejsce jak kino i sala koncertowa"Grunwald".Kino jedno z wiekszych w mieście a zliczyć kto tam wystepowal,dzisiaj wydaje sie juz niemożliwym…Teraz zamieniono to na pieprzoną Biedronke
Podobnie na toruńskiej starówce gdzie zabytkowy,wspanialy budynek,związany bezpośrednio z produkcją slynnych pierników,dzisiaj padł łupem …Rossmana…
Niemniej,na widok pytania moje myśli od razu pobiegły do Włoch.Do Wenecji ktorą w końcu te tlumy zadepczą…Ale moze nawet bardziej na Sycylie.
Bylem tam poza sezonem i wiem jak moze byc pieknie.Moge tez sobie wyobrazic co sie tam dzieje w sezonie
W Katanii,Syrakuzach i nade wszystko w malowniczej Taorminie zabytkow jest mnóstwo,na czele z antycznymi teatrami,obronnymi fortecami ale tez zwykłymi,wąskimi uliczkami,pełnymi kawiarenek i miniaturowych sklepików…Gdyby być bogatym…Nie zastanawialbym sie nawet kwadransa by tam sie wynieść na stałe…
Zycie w Srodziemiomorzu tez ma swoje problemy. A nie trzeba byc bogatym, wystarczy staly dochod i niewygorowane wymagania, co udowadniaja emeryci grzejacy stare kosci.
A moze to pozytywna strona covida? W koncu troche stonke turystyczną przetrzebi?
O tym co zniknelo z mapy Lodzi?
Chyba najbardziej mi zal kin ze skrzypiacymi krzeselkami bez tapicerki, pamietajacych czasy odeonu prawie. Ale tu nie tylko multikina winne, kina zaczely sie wykruszac wraz z postepem technicznym - wideo, lepsze telewizory i zegnaj bialy ekranie i kroniko filmowa przed seansem.
Ja nie szukalbym miejsca pozbawionego problemów bo nie cierpie nudy i…nie wierze w istnienie takich miejsc.
Staly dochod to praca.Albo bogactwo własnie…Nie wiem co mozna robic w Taorminie poza prowadzeniem sklepików
Nie wiem tez na jakich warunkach to by sie mialo dziać…Z pewnoscia jest to jednak przyjazniejszy świat niz w Polsce.Ludzie prowadzą sklepiki z plytami,starociami,ksiazkami,albumami nie mowiac juz o sklepach z owocami i jakos żyją.Czyli mozna i pewnie sie oplaca…
Widzialem nawet sklep ze starymi aparatami fotograficznymi…
Jeszcze jesr pojecie emerytura…
Urok malenkich biznesikow polega na tym, ze klient czuje sie podmiotem, a nie przedmiotem przeganianym od półki do półki.
Ale i tak amazon górą…
Do emerytury to ja mam jeszcze ok. 7 lat…Nie wiem gdzie wtedy bedę,jaki będę ale niczego nie wykluczam
Dom babci i rodziców.
Tesknota za domem dzieciństwa to raczej normalne.
A nie masz jakiejs chocby klimatycznej piwiarni?
Spojrzalem na to troche przez pryzmat wspomnień…Tych bardzo dawnych…
Przypomnial mi sie Zaniemyśl,za Kórnikiem.Jezioro i wyspa Edwarda Raczyńskiego…Plus ta sielska,senna atmosfera…Juz za pozno…Takie miejsca próbuja sie wybić,zaistniec i czesto na tym tracą…
Nie wiem czy tak jest teraz…Bylem tam ostatnio 4 lata temu i…Miejsce tracilo swoj urok zapomnianego"przez Boga i ludzi"a nie zyskiwalo wlasciwie niczego…
Tego Raczyńskiego herbu Nałęcz?
Tak.To jego imienia jest biblioteka w Poznaniu a Zaniemyśl byl takze miejscem jego śmierci.
Ich trzech chyba było pod rząd? Nie pamiętam dokładnie, ale ten ostatni był prezydentem polskiego rządu w Anglii na uchodźctwie.
Hrabia Edward dokonal żywota w 18…ktoryms ale grubo przed styczniowym.Za wiele nie pamietam z tych wszystkich dawnych opowiesci.Byl to jednak czlowiek z ktorym w onych czasach,mialbym wiele wspolnego i az żal ze dzisiaj takich mecenasow juz chyba nie ma…
Tak lata temu to Uniejow, resztki swienosci parku wokol zamku, sam zamek w niewiele lepszym stanie (choc karmili tam swietnie, a i piwo Lech zwany przez nas pieszczotliwie mersaponem, ze wzgledu na ilosc piany jaka tworzyla sie przy nieumiejetnym nalewaniu, mozna bylo zamowic ilosciach hurtowych na skrzynki, byle je potem wraz z butelkami odwiezc. Tak sie kiedys z tamtejzym ajentem zgadalo i co dwa tydodnie w sobote rano wyprawa zaopatrzeniowa jechala syrenka albo trabantem przyjaciol od brydza, spolka dzialala do 88, kiedy gospodarka powoli zaczela sie kapitalizowac)
Czasem z noclegiem w “pawilonie hotelowym” z sanitariatami w korttarzu
o ile jeden nazywal sie Zbyszko, drugi Jagienka, roznily sie kolorem wszechobecnych olejnych lamperii
A teraz? Kurort, zamek odpicowany, baseny, termy, hotele z ambicjami wielogwiazkowymi, festyny rycerskie…
Przyszedl covid i PiS to wyrownaja?
Oby nie.
Już załapałem.
Tam takich mecenasow,szwendaczy,hrabiów bylo wiecej…Ty bys sobie lepiej poradzil z pamiecia i kojarzeniem…Jedyne co pamietam to moje zdumienie,jakie to byly nazwiska…
Z drugiej strony,rejon jest bajeczny.Tez bym chcial chate w takim miejscu.Tak teraz jak i w XIX wieku
Zbyszko i Jagienka to slynne akademiki w Poznaniu.Blizniacze…W jednym z nich oglądałem na stojąco The Wall Ech,“byli czasy”
Ta kolejna zresztą,historia z cyklu,jak to kiedys sobie pomagalismy i dbalismy o nasz wspólny czas,przypomniala mi o tym co powinno sie pojawic na pierwszym miejscu…
Ale niestety,juz za pózno.
Nadmorska Białogóra…45 min autobusem od Wejherowa…Miejsce o ktorym wiedzieli tylko"wybrańcy".
Trafilem tam w 1986 roku,po raz pierwszy.I potem,do 1997 roku,przybywalem regularnie.Lasy,dzikie plaże,nocne wedrowki do oddalonych o pare kilometrów,slynnych Dębek…
Piwiarnia zwana mordownią gdzie w kiblu wszystko sie ruszało…Mam na mysli miliony bialych robaków…
I świetlica w ktorej oglądalo sie Ptaki ciernistych krzewów oraz australijskie"krokodyle"a cioteczka Jilli nie ustepowala popularnoscia Joan Collins z Dynastii…
Byl to osrodek Nadlesnictwa Choczewo z ktorym"po wódce",zyliśmy w przyjazni i moglismy tam niemal rządzić…
Co roku nowe znajomosci…Niektore utrzymuje do dzisiaj…Łodz,Wa-wa,Kraków…Zostawialem tam swoje serce średnio co 2 lata ale żaden z tych zwiazkow nie wytrzymywal ani odleglosci,ani próby czasu…
Wyjatkiem byla dziewczyna z pobliskiego Bolszewa…Corka miejscowego"magnata"a to oznaczalo dla dlugowlosego tylko klopoty…
Miala w sobie jakies pierwotne piekno.Jakbym ja spotkal w dzungli.Zero przywiazania do miejskich wygod,nagie kąpiele w morzu,wieczny uśmiech.I ta cudowna chmura gestych,kreconych włosów ktore zawsze wyglądaly na mokre…
W koncu dostalem po mordzie bo nie spodobalem sie,jak sadzilem błednie,wiejskim chwatom…Ale to byli przyjezdni z Gdanska i chyba uslyszeli ze bylem z Poznania…“A to Polska wlasnie…” A wszystko przez nią bo porwalem ja kiedys na nocną włóczęgę.A łyse małpy czekały cierpliwie az do godzin rannych…
Wracając jednak do meritum…Dzisiaj Bialogóra to niemal kurort.Nie ma juz prawie wcale lesnych dróg;wszedzie asfalt…
Ludzi przynajmniej tyle co w jakimś Mrzeżynie czy wspomnianych Dębkach
Nieustający jazgot niczym w ulu…Kiedys po godz.22-23,bylo cicho,z pominieciem jakichs lokalnych imprez…Teraz…Nic z tego nie zostalo.Po 1992 roku,miejsce to wyraznie zaczelo sie bogacić i rozwijać.Ale kto pamieta dawną Bialogóre ten ze łzą w oku dostrzeże różnicę…
Opisałeś bardzo dobrze znane mi strony choć dla mnie nadmorskim centrum była Łeba, z niej pochodziła moja żona. Mimo, że geograficznie do Ustki i Rowów miałem bliżej.
Dawny Poznań też znam, a w szczególności Jagienkę i Zbyszka. Ale to lata 70 były, gdy mieszkał tam mój brat.
Łeba byla na zachód…Swego czasu,nikt w te strone nie skrecal bo po pierwsze,nie lubili tego pogranicznicy a po drugie,bylo zbyt daleko do jakiejkolwiek"mety".
Potem przyszedl taki moment ze pogranicznicy znikneli ale…morze sie upomnialo o swoje i zabralo grubo ponad polowe plaży…
Nam nie chodzilo jednak o zadne centrum.Wręcz przeciwnie! Jedyne"centrum" to byl przystanek autobusowy,na widoku z mordowni…Czasem pol dnia obserwowalismy,kto sie pojawi…
Np. dziwki naciągaczki z Brzegu kolo Wrocka A obie ładne jak marzenie!
Albo jakies nastoletnie dzieciaki ktore pily jak diabli ale…Nigdy nic zlego nie zrobily…Po 3-4 piwie natomiast…wkraczaly te dzieci na indiańską scieżke i znać bylo od razu ze są po"Ostatnim Mohikaninie".
Wczesniej byla tez legenda"Tańczącego z wilkami"…Tak poznalem i wziąlem w opieke dzieciaki z Krakowa…Jeden z nich jest dzisiaj niczego sobie,dyrektorem!Zawitalem na pokoje 10 lat temu! Fajnie gdy sekretarka patrzy na ciebie jak na bóstwo
Te indianskie akcenty pojawialy sie REGULARNIE.Tak jakby to miejsce przyciągalo podobnie myślących…
Ale byl tez moment z innej bajki…Oto siedzimy przy porannym piwku,w wysokiej trawie kolo mordowni a tu autobus…A z niego wyskakuja z placakami dziewczyny z napisem Myslovitz na plecach…
Nie wiedzialem nic o rosnącej przyszłej gwiezdzie sceny rockowej i pomyslałem ze…To jakas inwazja ziomkostw ze “Ślunska”
Łeba i okolice Smołdzina, to największe plaże wokół całego Bałtyku. Zdarzało się, że w jakimś sezonie morze zabierało jakiś kawał plaży, ale oddawało. Od 18 roku życia każdy okres roztrenowania czyli lato, spędzałem, właśnie w Łebie. Jako “wopistę” przenoszono mnie na strażnicę, ale i tak dostawałem kwaterę w mieście i do strażnicy chadzałem tylko na posiłki albo pograć w karty, czy w ping ponga.
Ale wybrzeże turystyczne znam całe, byłem w zasadzie we wszystkich wczasowych miejscowościach nadmorskich. Co tam się nieraz działo, tego opisywał tu nie będę.
Mam co Ciebie pytanie z innej beczki. Chodzi mi o Poznań 70 - 80 - 90. Hotel Polonez stał na ul Stalingradzkiej lub; Boh, Stalingradu, też już nie pamiętam, ale nie o samą ulicę mi chodzi.
Otóż, od Poloneza w kierunku centrum na tej ulicy był akademik umieszczony w starym poniemieckim budynku i ja, za cholerę, nie mogę przypomnieć sobie jego nazwy. A wspomniana stamtąd mam przepiękne. Gdy po 22 była zmiana z czujnymi wachmanami na portierni, to piwnicą forsowałem teren łowny. A łowisko obfitowało w piękną zwierzynę…
Czy pamiętasz nazwę tego akademika?