Moja babcia

Mam wrażenie że nie chcesz dorosnąć.

Przecież chyba nie uwierzyles że to co pisałem o babci i pieniądzach to na serio :rofl:

Moja babcia, choć była typowo przedwojennym materiałem, to jednak była fantastycznym człowiekiem. Wiele mnie nauczyła, to jej zawdzięczam np. naukę języków (jeździłem z nią w dzieciństwie na wakacje a babcia rozm owiała z nami po francusku, który znała jeszcze z domu i po angielsku) czy tez początki edukacji muzycznej. Choć była tradycyjną katoliczką, to nie znosiła Rydzyka ani Kaczyńskiego (choć były to ich początki działalności to już wtedy przeczuwała że źle się z nimi skończy). Dożyła sędziwego wieku (93 lata) i zmarła tak jak zawsze chciała – we własnym łóżku otoczona rodziną.

5 polubień

Szacun dla babci. Moja jak wielu innych z pokolenia kolumbów znała głównie niemiecki i trochę ruski. Wiarę praktykowała ale pisu, rydzyka wręcz nienawidziła. Nawet po udarze kiedy straciła sporą częśc rozumu kazała przełączać to gówno.

3 polubienia

Mój jeden dziadek też nienawidzi PiSu i zawsze…
A o dziadkach to jutro XD

2 polubienia

Jutro :slight_smile:

Nie taki diabeł straszny, jak się sam maluje :wink:

Pięknie to napisałeś powiem Ci, jestem pod wrażeniem …

Ja babcię miałam jedną jedyną, która mnie wychowywała razem z moją mami więc była dla mnie taką trochę drugą mamą. Tata w wypadku zginął kiedy miałam 2 latka, a że pochodził z Poznania, a my z Wawki, to po jego śmierci kontakty z rodziną się urwały, więc babci i dziadka ani widu ani słychu – nie poznałam ze strony ojca.

Ale moja babcia, to przede wszystkim patriotka i legenda. Całą rodzinę uchroniła przed obozem zagłady z transportu w Skierniewicach. Taką szopkę odwaliła na peronie, że szok! Książkę by można napisać. Potem stworzyła punkt w Warszawie, gdzie gotowała dla powstańców. Długo by pisać…Nie bała się niczego. Odważniejsza od niejednego faceta.
A jako moja babcia, jaką ją pamiętam, to była bardzo rodzinna. Za swoich, życie by oddała bez względu na wszystko. Była mocną kobietą i waleczną do bólu. Nie poddawała się.
Smacznie gotowała – pamiętam jej pyszne gołąbki, rosół, pomidorówkę, zalewajkę… Miała też fajne poczucie humoru.
Zmarła niestety na Alzheimera z czym nigdy nie mogłam się pogodzić.
Myślę, że teraz inaczej bym z nią rozmawiała – więcej pytała, byłabym bardziej obecna…, ale nie ma odwrotu.
Też za nią tęsknię bardzo.

5 polubień

Moja babcia hmm… nie wiem jak to ująć. Pochodzi ze szlacheckiej rodziny, która przegrala majątek w karty i z mamą się smiejemy, że widac u niej tę błękitną krew… teraz się smiejemy, ale mama nie miala latwego zycia z nią… ktora matka powiedzialaby swojej corce “ty sobie tak palcami trzymaj nos to moze ci się ładniejszy zrobi”. Zabralysmy ja na zakupy zeby kupila sobie nowe kapcie… 3 godziny przymierzania, bo musiały byc idealne. Narzekaja z dziadkiem ze tylko moj brat ich odwiedza, a zdjeli ze sciany jego zdjecie slubne zeby powiecic szóste zdjecie prawnuczki… ogolnie zawsze mu nadają o prawnuczce jaka to ona nie jest wspaniala… a jego zona w samochodzie w drodze do domu wybucha placzem, bo sami staraja się o dziecko od 6 lat… Babcia ostatnio zlamala nadgarstek, ale dokonczyla gotowac kolacje dla dziadka zanim pojechala autobusem do szpitala :stuck_out_tongue:

3 polubienia

Bylo o dziadku? Bylo
To teraz bedzie o babci
Pobozna byla, ale nie fanatyczna. Uwazala ze ksieza czasem (czesto?) niszcza wiare. Miala zelazne zasady. Pracowita do niemozliwosci. Urlop miala raz w tygodniu w niedzielne popoludnie. Stawiala wtedy pasjami pasjanse.
Czuwala nad wielkim gospodarstwem i nad rozrzutnym nieco dziadkiem. Cenila ludzi madrych i (niestety) na stanowiskach wysokich. Miala swoja hierarchie choc troche sprzeczna. No i wychowywala mnie do 10 roku zycia. To byly moje najlepsze lata. Pola, łąki, kwiatki, sad i ogrod. Pieniedzy bylo dosc i na prywatne szkoly dla wujkow i na liczne zabawki dla mnie. Miedzy innymi dzieki jej przesadnej oszczednosci (ktora oddziedziczylam)
To tak w skrocie. Okazja by to jeszcze raz wspomnuiec

5 polubień

Moje obie babcie, to przeciwległe bieguny, Diametralnie odmienne.

Mama mojej mamy pochodziła z wysokiej arystokracji polskiej już w XVI wieku osiedlonej na Litwie. Męska jej strona, to potomkowie kneziów rusko - kijowskich skoligaconych z rodem małopolskim. Babcia, którą z dzieciństwa pamiętam reprezentowała w swym sposobie życia cechy określające wielkopańskość i pogardę dla maluczkich. Co ciekawe, inni członkowie jej rodziny, których znałem, tacy nie byli.

Ona sama, będąc młodą dziewczyną była już uboga, bo przodkowie zdążyli przepić, przełajdaczyć i przehazardować potężny majątek. Jej mama, czyli moja prababcia posiadała już tylko dwie kamienice w Kownie i będąc skromnym człowiekiem, administrowała nimi umiejętnie, tak, że na całkiem niezłe życie starczało. Ale to, co jednym starcza, innym jest za mało. Babcia, będąc piękną kobietą, wydała się za mąż, za innego wielkiego pana i to był mój dziadek. Wspominałem o nim w dzisiejszym wątku o dziadkach. Po urodzeniu syna i córki, czyli mojej mamy, małżeństwo stało się formalnością i każde żyło po swojemu. Moją mamę, aż do swej śmierci wychowywała moja prababka, czyli babcia mojej mamy. Jej starszego brata, tzw, bony. Gdy wybuchła II wojna światowa, moja babcia już była wdową. co też zaznaczyłem, w swym poście o dziadku.

I tu przeskakuję już wiele wydarzeń, aby dotrzeć do czasów, kiedy miałem 4 lata, gdy pojawiła się w mym życiu, jako babcia. Rok 1956, odwilż gomułkowska, po okrutnym czasie stalinowskim.
Mój tata postanowił odnaleźć swą teściową, albo dowiedzieć się, czy chociaż żyje. Poruszył wiele instancji, m.in. Czerwony Krzyż i się udało. Rodzice i brat mojej mamy nawiązali kontakt listowny, po czym ojciec załatwił repatriację dla babci, bo ona mieszkała w Kownie. I po wielu formalnościach pojechał po babcię do ZSRR, na Litwę. Zastał niespełna 60letnią kobietę, wyglądająca na 20 lat więcej, nie mającej jednej nogi w skrajnej nędzy. Mieszkała na poddaszu w małym pokoiku z jednym zlewem, bez toalety. Dostawała jakąś rencinę starczającą na 10 dni najtańszego jedzenia, dokarmiali ją litościwi sąsiedzi.
I przywiózł ją do Polski, do najbliższych. To by marzec.

A jak ja pamiętam? Mnie traktowała w sposób umiarkowanie obojętny, jak i pozostałe wnuki. Ale czasem opowiadała historie z jej czasów, takie codzienne i to potrafiła wspaniale, Posługiwała się piękną, przedwojenną polszczyzną, znała perfekt francuski i umiała grać na pianinie. Miała niezwykle cięty język i dwoma zdaniami, janusza z tamtych czasów potrafiła tak załatwić, że każdy jeden czuł się parobkiem. Nienawidziła komunizmu i komunistów, nie uważała ich za ludzi. Natomiast z wielką atencją odnosiła się do mojego taty i nie dała nikomu złego słowa na niego powiedzieć. Zakochała się także w moim młodszym braciszku i widać było, że dla niej był wszystkim. Pozostała piątka wnuków mogła dla niej nie istnieć, a mojej siostry, wręcz nie lubiła. Dużo czytała i grała chętnie w brydża. W maju 1962 dostała zawału, którego nie przeżyła. Zmarła w szpitalu w Lęborku i została pochowana w tym mieście.

O drugiej babci napiszę w osobnym poście, bo ten już się zrobił za długi.

4 polubienia

Smutne, ja jednak pamiętam babcię od strony mamy w wieku 87 lat, sam miałem wtedy ok 15, podróżowała sama z bagażami swoimi drogami przez 1/2 polski i częściowo Niemcy - była w obozie gdzie zmarł jej mąż a mój dziadek,w sumie głupio zmarła od złamania stopy w torowisku dla tramwajów przez zakażenie, przy swym wigorze pożyła by jeszcze długo - skędyś przywoziła pomarańcze, samochody resoraki i słodycze, babcia od strony ojca zmarła jak miała 93, i słabo ją pamiętam dziadka od strony ojca nie poznałem. Dziś już takich nie produkują, strasznie były pracowite i nie męczyły się

3 polubienia

W tak zagajonym watku,nie wypada nie napisac…
Moja babcia odeszla w 1976.Mialem wtedy 15 lat i sila rzeczy,nie za bardzo pamietam szczegoly…Byla juz wtedy schorowana i rzadko wychodzila z domu…
A wczesniej byla z nami zawsze…Cale dziecinstwo kladlem z nia pasjanse i ogladalem tzw.“kino dla drugiej zmiany” w tv [seanse ok. godz. 13]
Babcia fantastycznie gotowala.I jeszcze lepiej piekla…Nie zawsze bylo nas stac na to co bysmy chcieli ale ona potrafila wyczarowac takie wypieki ze rzadko cos kupowalismy w cukierniach…
Babcia znala dobrze lub bardzo dobrze,4 jezyki:flamandzki,francuski a takze niemiecki i troche angielskiego.Poznala tez wybornie polski bo urodzila sie jeszcze w XIX wieku,nieopodal Antwerpii.
Nigdy nie potrafila uporac sie z rosyjskim.-No co to za alfabet…zwykla mawiac:))
Pod koniec wojny sowieci zafundowali jej i mojej matce,prawdziwa gonitwe po kanalach az w koncu babcia z matka udanie dotarly do znajomej w Koscianie.
Nie spowodowalo to jednak w nich obu jakiejs specjalnej nienawisci…Jedynie strach i obrzydzenie wobec niemal wszystkiego co przychodzilo ze Wschodu.I o ile moja matka zachowala do konca zycia uraz do Niemiec,babcia jakby byla od tego wolna.Pamietam ten jej refleksyjny wyraz twarzy i niezbyt chetnie podejmowane rozmowy o wojennych przezyciach…
Babcia starala sie byc jak matka ktora pol dnia byla w pracy.Ale ja,urwis i wiecznie ruchliwe dziecko,rzadko jej sluchalem.Niemniej juz wowczas,nie do konca chyba swiadomie ale jednak,nie wyobrazalem sobie swiata bez jej obecnosci w domu.
Ktorzy sa nasi? To pytanie nie jest wyssane z palca…Babcia ogladala sport jak leci ale w czarno bialym tv nie zawsze wsszystko bylo widac :slightly_smiling_face:
Babcia miala swoj wielki wklad w to moje szczesliwe dziecinstwo.Podobnie jak rodzice.Te szarobure czasy,z dyktaura chamstwa i prymitywu na kazdym kroku ktore zaczelo sie od zlosliwego tlamszenia ludzi za sprawa tzw." zageszczania" i dokwaterowywania osob jak najdzikszych,do inteligencji.Nas tez to spotkalo…
A jednak absolutnie nie to wysuwalo sie na pierwszy plan w moich wspomnieniach.Za co bede im wdzieczny,rodzicom i babci,juz do konca swoich dni.

5 polubień

Mama mojego taty już tak rodowa nie była, pochodziła z drobnej szlachty z centralnej Polski się wywodzącej. Dopatrzyłem się tam domieszek krwi pruskiej. Ale nie o tym.

To, na swój sposób była niezwykła kobieta, której ulubionym wnukiem byłem. Odwiedzałem ją, co wakacje, a wspomnienia o niej mam bardzo ciepłe. Do Polski z rodziną przybyła z Wołynia, co już zaznaczałem w opisie swych dziadków. Jeżeli chodzi o zdrowie, to była kuriozum w tym temacie. Ona na nic nie chorowała. Miała gęste, siwe włosy, które myła naftą. Pamiętam też jej zdrowe zęby. Okulary zaczęła nosić gdy przekroczyła 80. Była niezwykle prostym człowiekiem, nie umiała pisać, podpisywała się tylko, ale czytała dobrze. Codziennie zaliczała prasę.

Miała też talenta lecznicze, znakomicie leczyła drobne urazy, przeziębienia, umiała sprawić ulgę kobietom źle znoszącym okres. Sama zbierała zioła i robiła różnie mieszanki. Świetnie likwidowała rozwolnienia i zatwardzenia. Pomagała w ten sposób sąsiadom, kasy za to nie pobierając. I nie było drzazgi, której nie umiałaby z ciała wydobyć. Ale w poważniejszych przypadkach kazała ludziom iść do lekarza. Była zdania, że medycyna konwencjonalna jest skuteczniejsza, niż jej umiejętności. Miła dar opowiadania i to od niej nasłuchałem się o polskich kresach i o trzech wojnach, które przeżyła. Miała swoisty sposób odżywiania się. Wstawała z kurami, dreptała do takiego schowka w kuchni i codziennie na czczo wypijała łyżeczkę herbatową czystej wódki. Na śniadanie tylko zaschnięte ciasto w mleku. Na obiad resztki, gdy wszyscy już zjedli i bardzo niewiele. A na kolację piła jakieś ziółka. To całe menu. Była bardzo religijna i nie było dnia bez wizyty w kościele.

I najdziwniejsze. Ona, ta moja babcia była prekognitką i miewała przebłyski jasnowidzenia. Przewidziała dwa lata wcześniej śmierć Stalina. Ale nie tylko. Ukrywała to przed ludźmi, wiedziała tylko najbliższa rodzina. Wszystkie jej przepowiednie się sprawdzały.
Sama nie widziała skąd u niej się to bierze, tym bardziej, że owe przebłyski zdarzały się rzadko, ale w różnych sytuacjach. Np, będąc w sklepie nagle przychodziła jej myśl, że córka Nowakowej z naprzeciwka za rok i tu dokładna data, wyjdzie za mąż. A ta córka jeszcze nawet narzeczonego nie miała. Te proroctwa dotyczyły rzeczy i światowych, i takich zwykłych z wioski.

Nie wyobrażałem sobie wakacji bez odwiedzin u niej. Zabierała mnie na grzyby, a tak je umiała zbierać, że gdy ja znalazłam 3 albo 4, ona już miała pełną kobiałkę. Mógłbym bardzo dużo o niej napisać i o naszych relacjach, ale to już mój drugi przydługawy post.
Zmarła lipcowej soboty o 9 rano, po przyjściu z kościoła, kiedy karmiła kury. Jej córka, a moja ciocia widziała przez okno, że najpierw usiadła pośród tych kur, a potem powoli przewróciła się na bok. Nie chorowała i nie była żadnych objawów, że nastąpi koniec życia u niej. Po prostu, normalnie żyjąc, normalnie umarła. Do końca miała świetną pamieć. Przeżyła lat 97.

I teraz coś intrygującego. Babcia, kiedyś, gdy razu pewnego byliśmy w lesie, powiedziała mi, że ja się urodziłem w sobotę o 9 i ona umrze w sobotę o 9. Było to jakieś 3 lata przed jej odejściem, wakacje między drugą, a trzecią klasą.

4 polubienia

Nigdy nie poznalam zadnej mojej babci. Mama stracila swoją mamę w młodości a tato we wczesnym dziecinstwie - nawet nie pamięta.
Natomiadt moja corka stracila swoją babcię tydzien temu. Bardzo to przeżyła.

4 polubienia

@ihtiel
Ale moze znasz te babcie z opowiadan?

Najbardziej współczuję dzieciakom ,które nigdy żadnej babci i dziadka nie poznały.
Milo było poczytać opowieści naszych Pytamków o swoich bliskich,
takie to nastrojowe…


/ja się złapałam na to :rofl:/
image

1 polubienie

Ciekawe zu ta swieczka

Tak. BabcięZofię z opowiadan mamy i dziadka Jana. Babcia Katarzyna … Tylko ze byla. Tato mial 3 latka gdy zmarła.

2 polubienia