Córka była w styczniu tego roku. Od nas to strasznie daleko, leci się nad biegunem. Masz zdjęcie z małpą (niekoniecznie w czerwonym) na ramieniu?
Musimy go kiedyś zapytać. Inaczej nie dojdziemy do konsensusu
– Heja, dzień dobry
– Dzień dobry.
– Czy pan to zwykły misjonarz, czy niezwykły?
– Dajcie się zastanowić …
Tak będzie pewnie.
Znałem kilku księży. Ci, których spotkałem za granicą (również polscy), byli pomocni i ludzcy. Najgorszy scoooorviel był w Polsce, proboszcz na Wilanowie w Warszawie. W 2001 za miejsce na cmentarzu wziął 24 klocki, oprócz tego wziął za pogrzeb, wszystko za pieniądze i do tego nie chciało mu się czytać i przeczytał tylko połowę mowy pogrzebowej. Może 5 stów w kopercie z mową pogrzebową było za mało, za tysiaka może by przeczytał. No, ale zakrystię stawiał z garażami na 3 albo 4 samochody, to był w potrzebie ubogi klecha.
Dla porównania, ten, który dawał mi ślub (za granicą), nie wziął nic. Więc zaprosiliśmy go na przyjęcie weselne, tylko tyle.
Myślę, że z misjonarzami jest podobnie…
Z tymi, których poznałem jest tak, że nawet gdyby chcieli, nie mogliby wrócić do Polski. Jeśli chcą wrócić, muszą znaleźć na swoje miejsce kogoś innego. Znam misjonarza - z Papui Nowej Gwinei. Ten w pewnym mieście był według opowieści kimś niezwykłym i z pewnością do kleru nie bardzo pasował. Dlatego został na Papuę wysłany. Nawet od dłuższego czasu chodzi mi po głowie myśl, by go tam odwiedzić. Dam z pewnością znać, gdy do tego dojdzie.
Nie mam
Mam nadzieję, że podróż życia dopiero przede mną!
ja tez bardzo przezylam pierwszy wyjazd za granice Polski - bylo to do Czechoslowacji, tu masz racje - jakakolwiek mozliwosc ruszenia sie poza klatke wymuszona przez Moskwe byla przezyciem
moje to bylo wakacyjne - droga potem stala otworem do Bulgarii
Podróże Życia przed Bingolą