Powspominamy nasze ekstremalne dziecięce wybryki ?

W nawiązaniu do pytania o taki wybryk Rzecznika Praw Dziecka, który polał denaturatem a następnie podpalił nogę swojemu bratu.
Mieliście tego typu “przypały”?

5 polubień

Aż takich ekstremalnych to nie miałem.

2 polubienia

Ja rzucałem kamieniami (no, w zasadzie kamyczkami) w samochody przejeżdżające ulicą. Później gdy byłem juz starszy, podpaliłem z kolegą zsyp w bloku, dymu było co niemiara, dozorca gasił śmietnik szlauchem.
Raz też o mało nie uśmierciłęm mojego młodszego brata zrzucając go ze stołu, na który wlazł (miał ze dwa lata)

6 polubień

No jakoś nie. Aż mnie zimny pot oblewa, że można wpaść na taki pomysł.

Dodam, że jako dziecko i w dodatku dziewczynka - grzeczna nie byłam. Zresztą już tutaj na forum pisałam jakim byłam zbuntowanym dzieckiem i nastolatką…i mogłabym być koszmarem chyba każdego rodzica.

4 polubienia

Ja nie miałam jakiś niszczycielskich ani krzywdzących zapędów.
Moje to były takie z ciekawości - palenie, picie, nawet ćpanie - bez popadania w nałogi, samotne wyprawy na drugi koniec Polski, mówienie co slina na język przyniesie, duże poczucie wolności i bunt przeciwko kontroli.

Moja siostra mnie kiedyś przywiązała do stołu.

2 polubienia

W siodmej klasie,zwedzilismy z pracowni chemicznej dosyc spory kawalek sodu,byla to zima,ladowalismy do butelki,snieg,na to wrzucalo sie kawalek Sodu,szybko korkowalo i chowalismy sie.
Efekt piekny fajerwerk i fruwajace odlamki szkla.
Dopiero,gdy koledze rozwalilo reke,dalismy sobie spokoj…
Zabawy z karbidem,tez nie byly za madre

6 polubień

Takich to nie. Z takich szkodliwych dla kogoś, to, jak byłam mała, strasznie znęcałam się nad ślimakami, potwierdzając, że dzieci są okrutne :wink:
A ze szkodliwych dla mnie, to np. pamiętam, że miałam w zwyczaju pakować palce w szparę między drzwiami a zawiasami, co często kończyło się tak, że ktoś mi te palce przytrzaskiwał (a ja po jakimś czasie zapominałam i robiłam to dalej), grałam z kolegami w berka na dość niebezpiecznym terenie (był tam skalniak z dużą ilością wystających gałązek, ostrych kamieni i był na sporym podwyższeniu) i raz zrobiłam ze znajomymi pogrzeb znalezionemu zdechłemu nietoperzowi.

4 polubienia

“Wyczynowcem” byłem niepospolicie niepomiernym i musiałem się zastanowić, co wybrać.
Zdecydowałem, na przyznanie się do następującego “wyczynu”;
… moje pierwsze szkolne wakacje w 1960 roku, spędziłem częściowo na lotnisku treningowym samoloto szybowcowo spadochronowym, któremu szefował mój tata.
Któregoś wieczora przyjechało objazdowe kino i wszyscy dorośli oglądali seans pod chmurką, gówniarstwo miało zająć się czymś innym, bo w tamtych czasach dzieciakom nie wolno było oglądać filmów nie przeznaczonych dla dzieci. A dzieciaki, jak to dzieciaki poczaiły się tak, żeby ten film jednak sobie obejrzeć z ukrycia. Ja, jednakowoż wpadłem na lepszy pomysł, bo mnie na indywidualizm wzięło. Korzystając, z zupełnego braku zainteresowania, wlazłem do kabiny samolotu akrobatyczno treningowego marki Zlin. Było cicho, tylko z dala słyszałem odgłosy filmu. A w kabinie totalny raj, jak dla mnie. Nic, tylko grzebać, kręcić, naciskać, pociągać co tylko się dało i wyobrażać sobie lot tym samolotem. Moje szczęście przerwał nagły ryk silnika, który w jakiś sposób wziął się i odpalił. Chciałem go zgasić, ale tylko zwiększyłem obroty śmigła i bym ruszył przed siebie, gdyby nie kliny pod kołami.
Byłem tak przestraszony, że do tej pory nie pamiętam, jak z tej kabiny mnie wyciągnięto. Gdybym ruszył przed siebie, to samolot wjechałby wprost to otwartego hangaru, w którym były szybowce.
To tylko jedno z moich wspomnień sielskiego, mego dzieciństwa.

7 polubień

Ojciec musiał go bić po głowie. Czymś tępym i ciężkim. Efekty wyszły dopiero teraz.

3 polubienia

Mnie dziwi że będąc na takim stanowisku, on się do tego przyznał.

Uczciwy :stuck_out_tongue:
Albo zwyczajnie głupi.

1 polubienie

Pewny siebie. TKJ. Teraz, kuwra ja.

2 polubienia

Siedząc na pace jadącego Żuka z zaopatrzeniem żywnościowym dla domu wczasowego ze starszym o rok kuzynem, rzucaliśmy jajkami na maski aut jadących za nami. Było to między 5 a 6 klasą.

5 polubień

DominoDay skrzynkami z butelkami w pobliskim skupie butelek. Już wtedy byłem AA.

.Anty Alkoholik.

2 polubienia

Za młodu mieszkałem na 4 piętrze. Przeprowadziliśmy się z parterowej chaty do bloków. Już pierwszego dnia zacząłem chodzić po drugiej stronie okna po parapecie. Ludzie z sąsiednich bloków jak to zobaczyli, zaczęli do matki do pracy dzwonić co ja wyprawiam. Ta przyjechała z prędkością bliską światła. Do tej pory, jak to wspomina, podnosi się jej ciśnienie a minęło od tego czasu ponad 40 lat …

5 polubień

Przekręt stulecia z finałem w sądzie dla nieletnich.

Piąta klasa podstawówki. Kolega przychodzi do szkoły z kieszeniami pełnymi kasy. 40 klockow, to mniej więcej teazniejsze 20000PLN. Na kieszonkowe dla dziesięciolatka trochę tłusto, ale kto by się szczegółami przejmował. We czwórkę poszliśmy zakupić rzeczy pierwszej potrzeby. Resoraki, żołnierzyki, piłki skórzane, lody, oranżada, szarlotki, napoleonki itp. Kolega powiedział nam, że dostał kasę od wujka z Kanady. Wieczorem dobrym wujkiem zza oceanu okazali się rodzice kolegi kolegi, których to nasz pomysłowy kolega ograbił z oszczędności wszelakich.
Sprawa miała finał w sądzie. Kolega dostał kuratora, a reszta wycieczki musiała zwrócić przebalowaną kasę. Zdefraudowalismy w jedno popołudnie 8 klocków, a słabo zaopatrzone sklepy wtedy tylko do 18. otwarte były.

.kryzys ogólnokrajowy nas urotawał przed przebalowaniem całej kasy.

6 polubień

Generalnie byłam bardzo grzeczną dziewczynką, aczkolwiek swoje “podwórko” miałam, żeby nie było … :sunglasses: I tak np skakałam z pociągu w biegu, kiedy całą bandą odprowadzaliśmy kumpla do wojska i chcieliśmy przejechać tylko jedną stację, a okazało się się, że pociąg cumuje dopiero w miejscu ostatecznym :open_mouth:, nie mówiąc już o tym, że byłam prowodyrem właściwie wszystkich szkolnych zrywek wagarowych :wink:
Więcej póki co nie piszę, bo długo by było…

8 polubień

I właśnie tacy ludzie powinni być na takim stanowisku

Regularnie wybijałem okna piłką lub strzałami z łuku.
Omal nie pozbawiłem oka kolege z pierwszej klasy,strzelajac do niego płonącymi"sztormówkami"…Zapałka zatrzymala się na jego brwi…
Strzal z łuku,kolejny celny,trafil moja babcie prosto w czoło.Podobnie jak rzut oszczepem,trafil w czajnik z wrzątkiem w jednym mieszkaniu na parterze[akurat tam było okno otwarte].
Kiedys wystraszyłem kolezanke do tego stopnia ze przechodząc przez zabytkowy płot,nadziała się dosłownie udem na metalowe ostrze…
Było tego więcej…

7 polubień

W upalne lato rozpaliłem na wsi ognisko przy chałupie ze strzechą. Ludzie byli w polu, więc nie widzieli. Gdy wrócili, chcieli mnie zabić, bym więcej takich pomysłów nie wprowadzał w życie. Dostałem wtedy szlaban na bawienie się w Indian.

7 polubień

Kiedyś przyjechałem do ciotki na wieś. Ciotki nie było, ale przyjechały dwie kuzynki. Chciałem je nastraszyć i przerzuciłem drut na końcu którego był ciężarek tak by walił w nocy w ścianę budynku w nocy. Ja spałem w jednym pokoju a one w drugim. Ciągnąc za drut powodowałem, że w nocy waliło w ścianę. Dodam, że chałupa była w szczerym polu …
Cud niesamowity, że wtedy nie umarły ze strachu …

8 polubień