Wpadam na chwilę, by zaakcentować, że jeszcze żyję i jest mi dobrze, bo zdrowie wraca pięknie. No i mam na dziś wypełniony grafik z udziałem w lokalnych atrakcjach do późnego wieczora. Piszę już z lapka.
Odnieść się chcę do gry naszych siatkarek w grupie. Bardzo uważnie śledziłem poczynania naszych pań i, niestety, ale w swym entuzjazmie mocno spuściłem z tonu przestając być tak wielkim optymistą, jakim byłem przed rozpoczęciem turnieju.
Wyjście z grupy cieszy, ale gra Polek już nie.
Zacznę od meczu z Serbią i nikt mnie nie wyprowadzi z poglądu, iż polskie siatkarki przegrały go bardziej niż Serbki wygrały. To był mecz naszej niewykorzystanej, zmarnowanej, przespanej szansy bowiem Serbki nie grały rewelacji, to Polki dały siary na całego. A zaczęło się pięknie, nasze zagrały kosmicznego seta o ustawiającym piekielnym serwisie, przyjęcie było bliskie ideału, takież rozegranie, gwoździe w ataku, obrony w polu i bloki zwłaszcza pośrednie, to wszystko funkcjonowało. Ten piękny sen skończył się od drugiego seta, gdzie dziewczyny darmowo oddały 6 punktów z rzędu ku zdziwieniu rywalek, które było aż widać. Trudno wracać do tego co było później. Po pierwsze, nasze przyjęcie, to była lekcja, jak nie należy tego czynić. Najwięcej piłek w przyjęciu psuła nie Stencel, a Różański i tak było do końca turnieju, a nie tylko w tym meczu, bowiem wszystkie przeciwniczki serwowały na nią zdobywając w ten sposób punkty.
W III secie nasze zaczęły grać swoje, kryzys minął i kontrolowały grę do stanu 17:14, a później znów się sypnęło i straciły 6 punktów z rzędu, z czego trzy z powodów błędu przyjęcia i niewykończenia kontry. Było jeszcze nawiązanie walki w końcówce, ale Serbia to rutynowany i ograny zespół, i spokojniej rozegrała seta na swą korzyść.
I teraz najgorsze, o czym media nie piszą. Otóż ostatniego seta Polki oddały bez walki, cierpiąc i czekając by mecz się zakończył. I to mnie zabolało najbardziej. Takie coś zdarzało się za Nawrockiego, za Lavariniego pierwszy raz i mam nadzieję, iż ostatni.
Co do pozostałych drużyn, to ogrywaliśmy je ponieważ różnica jakości była zbyt duża, ale i tak nasze panie popełniały całymi seriami siatkarskie grzechy w całym swym zakresie doprowadzając do tego, że oddech rywalek na plecach stwarzał im dodatkową presje.
Indywidualnie, to Stysiak robiła swoje i to ona głównie zdobywała punkty, nawet po kuriozalnych nagraniach Wołosz. Bardzo stabilna była Korneluk, naliczyłem jej dwa niewymuszone błędy własne prze cały turniej.
Stencel, to kilka fenomenalnych zagrań i brak stabilności, bo psuła proste piłki zbyt często. Różański zdobywała punkty atakiem, gdy miała wyłożoną na tacy piłkę, ale i wtedy zdarzał się aut. W przyjęciu pracowała zdecydowanie na korzyść przeciwniczek. Łukasik raz dobrze, raz źle, ale była bardziej stabilna w grze od koleżanek. Wołosz, to momentami tragedia, tak źle grającej jeszcze jej nie widziałem. Żeby było śmieszniej, to sporo jej udanych nagrań, nie wiedzieć czemu zostało wyrzuconych w aut, nawet przez Stysiak.
Przegraną z Serbią, Polki postawiły sobie bardzo strome i wysokie schody do strefy medalowej, bo najpierw muszą ograć Niemki, aby w ćwierćfinale zderzyć się z rewelacyjnie w tym turnieju grającą Turcją. Jeżeli dojdzie do tej konfrontacji, to nasza drużyna margines błędu będzie tak znikomy, że przekroczenie go będzie niezauważalne i sen o medalu pryśnie, za to będzie pobudka z ręką w nocniku.
Każdą drużynę można pokonać, Turcję też, ale tu trzeba będzie dać 100% swej jakości i dotyczy to każdej naszej siatkarki. Wygrane w sparingach i w LM znaczenia żadnego tu mieć nie będą.
A jak przegramy z Niemcami, to będziemy poniżej niektórych drużyn z siatkarskiego planktonu, tfu na psa urok…