Byliście kiedyś głodni, ale tak naprawdę? Bo ja pamiętam takie czasy i za komuny, a i na emigracji się zdarzyło. Na początku zakupy robiło się z zeszytem w ręku, i pamiętało, że w sklepie jajka we wtorki były po dolarze, a w środy śmietana o połowę tańsza (i było parę innych towarów, o których już nie pamiętam). A jak przewód hamulcowy się przetarł i trzeba było nagle wydać dwie stówki, to tragedia wręcz była.
Pytam, bo dzisiejsza młodzież zdaje się być taka doświadczona przez życie, siedząc wygodnie przed komputerem i wcinając czipsy…
Tak naprawdę to chyba nie byłem. Urodziłem się jeszcze za komuny ale pustego talerza nigdy nie widziałem. Musiałem się natomiast wszystkim dzielić z siostrą.
Mój znajomy dozorca jest zasmucony widząc w śmietnikach obłożone, zafoliowane kanapki, butelki z napojami (wypite tylko w połowie), ziemniaki, cebule, owoce w całości.
Jedynie flaszki po alko są puste co pochwalam.
Młodzież ma wszystko. I niczego nie docenia. Lubi jeść szybko i niezdrowo. Pizza, kebab, energetyk, zupa w proszku, chipsy. Takie żarcie w połączeniu z pochylonym łbem (do phona) gwarantuje onkologom i ortopedom stałą pracę.
Rehabilitanci i neurolodzy też cosik skubną. Młodzież lubi wpadać pod auta. Po co patrzeć na czerwone światło? Powiadomienie z messengera jest ważniejsze.
Aż tak, to nigdy, ale był kryzys…
I fakt, od tamtego czasu trochę inaczej zaczęłam postrzegać pewne rzeczy.
Mówią, że do zrozumienia czegokolwiek potrzeba własnych doświadczeń i coś tym jednak jest. Myślę, że taka próba uczy empatii, oszczędności (w tym temacie), szerszego spojrzenia na problem…
Biedni ci, którzy zawsze mieli z górki i to we wszystkich kwestiach - taką pustkę w nich odnaleźć można, brak współczucia, nie do końca czułe serca…
A dzisiejsza młodzież? Myślę, że obok tych wspomnianych jest też wiele takich młodych osób, które głodują z różnych przyczyn…
Emigrant emigtranta tez nie zrozumie
Zawsze mnie dziwilo ze wszyscy co poza granicami Polski tak duzo o wspolczesnej Polsce wiedza, maja kontakty, czytaja polska prase.
Az wreszcie zrozumialam: bo ci wszyscy wyjechali sami z Polski, a mnie “wyrzucono”
Byłem kiedyś kuźwa głodny. Nawet nie będę w szczegółach opisywał, bo się poryczycie zaraz …
Raz za szczyla jeszcze. Pojechaliśmy w trójkę - ja Zaleś (dziś profesor w Białowieży) i jeszcze jeden kumpel, chyba Dziobak mu było. Rozbiliśmy namiot w Kwiedzinie koło Gierłoży, tam gdzie kwatera tego Gitlera. Wiocha kompletna, kompani gdzieś pojechali na cały dzień a ja zostałem. Nie było co jeść, nie chciało mi się do najbliższego sklepu gonić, by coś kupić, bo było chyba z 10 km. Zresztą kasy na to już nie miałem. Z głodu w końcu poszedłem na pole nazrywać marchwi …
Drugi raz za studenta. W skrócie, pojechałem rowerem za miasto, również na pole, tym razem na kukurydzę …
A idźcie w cholerę, głód jest paskudny … Raz zrobiłem jednak doświadczenie i nie żarłem tydzień.
Jednak prawdziwego głodu, taki jaki istnieje w niektórych krajach, nigdy nie zaznałem.
ja tam na wspolczesna mlodziez nie narzekam.
co prawda wyglada to czasem jakby sie urwalo z balu przebierancow organizujac po drodze napad na sklep zelazny i jakas drukarnie skory - ale serduszka w nich dobre.
lepsze czesto niz u odszykowanych dewotek maszerujacych rownym krokiem na msze, a po drodze kopiacych ze zloscia miseczke dla kocich bezdomniaczkow wystawiona przez tych pierwszych.
pozory czesto myla,
Na Sycylii miałam 100 euro na miesiąc i za to musiałam się wyżywić.
Bez szaleństw da się, ale pierwszy miesiąc był ciężki, bo przesadziłam z zakupami i wtedy cienko było.
Tak naprawdę nigdy nie byłam głodna.
Raz się odchudzałam, wtedy ciągle czuje się głód, ale to jeszcze nie jest tak naprawdę. Jak sobie pomyślę o ludziach w czasie wojny… tak naprawdę nie byłam głodna.