Syty głodnego nie zrozumie?

No i właśnie dlatego to napisałam. Co nie co na ten temat czytałam i sporo mi się zapamiętało. Mam niezłą wyobraźnie i opisy dotyczące ludzi, którzy umierali na ulicach wycieńczeni głodem i mrozem przez długi czas plątały mi się w zakamarkach pamięci. Pamiętam również, że było to zabronione i kary były wysokie (bodajże kary śmierci, ale nie jestem pewna).

2 polubienia

Też tak mam. Nienawidzę marnowania jedzenia chociaż nigdy nie zaznałam prawdziwego głodu. Zawsze coś do jedzenia było: lepsze czy gorsze ale było.

1 polubienie

Też nie marnuję jedzenia, szczególnie nie umiem wyrzucać starego chleba, zjadam najbardziej czerstwy, czasem sobie z niego grzanki robię.

A co do tego głodowego kanibalizmu, to występował on w Brandenburgii na początku XVII wieku, ale najbardziej drastyczny był na Ukrainie, kiedy tam Stalin wywołał sztuczny głód w latach 30 ubiegłego wieku.

2 polubienia

Birbant - fajny całkiem jest chleb smażony z jajkiem: jajko lekko solisz, rozbijasz widelcem (w talerzu), maczasz z dwóch stron w nim kromkę i wrzucasz na patelnię z rozgrzanym olejem. Pycha! :wink:
O Brandenburgii nawet nie słyszałam (wiesz, że żaden ze mnie historyk) i jeżeli czegoś więcej na ten temat nie poczytam lub nie zobaczę, to pewnie zapomnę. A teraz w okresie przedświątecznym zwyczajnie nie mam czasu na takie poszukiwania. Dzięki, że napisałeś o tym.

1 polubienie

Nigdy nie bylem głodny"tak na serio".
Zdaje sobie z tego sprawe ale rodzice by nigdy do tego nie dopuscili.Zresztą…Nie bylo mnie w latach 50-tych a pozniej,w duzych miastach,to sie zdarzalo ale nie az tak czesto.Przynajmniej w moim środowisku.W klasie mielismy"tylko"4-5 takich dzieci…
Bywalo jednak i tak ze jadło sie tzw. pyry z gzikiem czyli ziemniaki z twarogiem…
Z drugiej strony…Masz racje ze dzieciaki inaczej sie do tego odnosily.Byle bylo kwasne mleko,jakies wafelki cytrynowe,herbata i chleb i nie bylo mowy o jakimś narzekaniu.

2 polubienia

Grzaneczki z jajkami moja mama robiła. Dokładnie, tak, jak piszesz. ale ja jestem za leniwy na to. Zresztą, same grzanki robiłem sobie dość dawno i to tosterem.

Tych głodów było znacznie więcej , podałem tylko przyklady.

1 polubienie

W tamtych czasach w Polsce coś takiego, jak zbilansowana dieta, jakieś suplementy czy wegetarianizm to były jakieś fantasmagorie. Ludzie cieszyli się, że jest co do gara włożyć.
A dziś na biedę się narzeka. W dupach się poprzewracało.

2 polubienia

Młodzież też specjalnie wybredna nie jest. Czasami pieniądze przeznaczone na jedzenie na studiach “rozchodziły się” na ważniejsze, np. procentowe (czy promilowe) potrzeby i pod koniec miesiąca jedliśmy na okrągło chleb pomoczony wodą i posypany cukrem lub chleb z dodatkiem smażonej cebuli. I też było dobrze :sweat_smile:

2 polubienia

Bylem wczoraj na rynku…Jesli tak wygląda"bieda"to wszelkie słowniki należy zredagować od nowa.
A to ze ceny rosna,zawdzieczamy tym ktorzy rządzą populistycznie i wbrew regulom zdrowego spoleczenstwa,kierujac sie zasadami marksistowskimi.

3 polubienia

Cóż…Autor pytania widzi to chyba nieco inaczej a mnie szlag trafia na widok kanapek i śniadań rzuconych do kosza na śmieci…
Nie twierdze ze to wspolczesna norma ale znikąd sie te obserwacje i wnioski nie biorą.

1 polubienie

Hehe, pamiętam jako bratu do Poznania, gdzie studiował, przywoziłem do akademika aprowizację od rodziców. Wygłodniałe towarzystwo brało się błyskawicznie za wnoszenie toreb i rozpakowywanie. Cały bagażnik fiata 125 był zapchany tymi torbami z żarciem. Ale i tak najpierw szukali butelek, które dokładałem, jako bonus.

2 polubienia

No wiesz… w tym wieku ten tzw. bonus był tak samo jeśli nie bardziej ważny niż dodatki do chleba :wink:

1 polubienie

Ile bym tego bonusa nie przytaszczył, to i tak nie starczało. Tym bardziej, że i ja tam na weekend zostawałem. Ale od czego były meliny? :thinking: :stuck_out_tongue:

1 polubienie