Podobnie,jak czytam,ze pracodawca musi placic ZUS za pracowika.
A to jest czesc wynagrodzenia,potracane z pensji pracowika,na jego ubezpieczenie emerytalne.
Nikt za nikogo nie placi,kazdy placi swoje ubezpieczenie.
Mam czasami wrażenie, że nie tylko się nie mówi o jego porażce ale wręcz próbuje przekonywać, że ta porażka to tak naprawdę zmiana na lepsze…
Nie umrą, bo będziesz im gotować. Przecież umiesz gotować, więc nawet mi nie mów że nie pracujesz jako kucharka…
Rozumiesz do czego zmierzam?
Nie, nie pracuje jako kucharka. Za gotowanie nikt mi nie placi… No moze czasem dobrym slowem.
A pewnie. Wiadomo, że ludzie nigdy nie dostosowują się do zmieniających się okoliczności. Zresztą możesz to zobaczyć sam po sobie. Pamiętam, jak dawno temu jeszcze na starym Pytamy wspomniałeś, że w młodości miałeś obiecującą karierę sportową która się przedwcześnie zakończyła. Nie chcesz chyba powiedzieć, że zająłeś się… sam nie wiem… czymś innym?
Rozumiesz, do czego zmierzam - prawda?
Boszedrogi. To brzmi prawie tak, jakby dziewczyna umiejąca szyć na maszynie też mogła zostać kimś innym niż szwaczką…
Moze zostac - czemu nie? Tylko czy musi?
Tak było, ale nie łapię analogii.
Wiesz jak to jest. Nie musi. Zawsze może umrzeć z głodu. Bo co, ta sama osoba ma umieć szyć na maszynie i gotować? Głowa za mała…
Jeszcze moze umiec wiele innych rzeczy, na przyklad do czego sluza srodki antykoncepcyjne…
@Wabbit Chciałbym Tobie zadać pytanie dla jasności. Czy zakładasz, że każdy dorosły człowiek, który wychował swoje dzieci będzie chciał wychowywać swoje wnuki?
Dziwne.
Ale wyjaśniam:
Zdajesz sobie doskonale sprawę, że ciśnięcie się coraz bardziej w tym samym domu nie jest jedyną opcją dla tej hipotetycznej rodziny. Mogą się na przykład przeprowadzić do większego domu. Młoda matka może się zdecydować zamieszkać na swoim. Przyszłe pokolenia mogą nawet zdecydować się nie mieć dzieci, dopóki nie zdobędą własnego dachu nad głową.
Być może gdzieś kiedyś się znajdzie rodzina rosnąca w postępie geometrycznym dopókiu dzieci im się nie zaczną wysypywać przez komin - ale w takim razie wyjaśnij, dlaczego nie zastosują któregoś z powyższych rozwiązań. Nie krępuj się, przynajmniej się pośmiejemy…
Bardzo dziwne pytanie, i zupełnie nie na miejscu. Czy ja powiedziałem, że wszystkie nastolatki powinny rodzić dzieci? Nie, nie powiedziałem tego. Powiedziałem coś innego. Powiedziałem, że rodzenie dzieci przez nastolatki nie jest aż takim problemem, jak się powszechnie sądzi. Jeśli nie dostrzegasz różnicy, to lepiej się do tego nie przyznawaj.
Na starym Pytamy opisywałem przypadek z Niemiec, gdzie byłem bliskim świadkiem, kiedy to dwie córki w ciągu pół roku zaszły w ciążę. Jedna 15, druga 17 lat.
Z Polski znam takich przykładów sporo, bo to, niestety się zdarza. I wiem jakie są tego praktyczne konsekwencje.
Mam drugie pytanie do Ciebie. Czy masz własne dzieci?
I jest problemem i nie jest. Powyżej napisałem, że to się zdarza. I w takim przypadku radzić sobie trzeba. I radzono sobie z tym. Czasem nie radzono, jak to w życiu.
Taki poród jest postawieniem czyjego życia na głowie.
O ile czesto się z Tobą zgodze to tym razem nie.
Otóż trudno mówić o poświęceniu jeśli się dziecko kocha. Wtedy nie ma wyrzeczeń, poświęceń.
Szkoła zajmuje nie więcej czasu niż praca. Kobiety pracujące mają dzieci. I muszą często pogodzić wychowywanie z pracą. Więc i ze szkołą się da.
Jeśli patrzeć z perspektywy “straconych” imprez to tak jest to jakieś ograniczenie.
Znam kilka osob co w wieku 16 lat zostały matkami i… były niezłymi matkami.
Moje doświadczenie życiowe, a mam trochę lat więcej mówi mi iż ludzie sie dużo nie zmieniaja z czasem wrew temu co się sądzi. Ktoś kto jest świetnym ojcem czy matką w wieku 35 lat, byłby taki równie dobry w wieku 15 lat… Inna sprawa iż większość ludzi nie powinna w ogóle mieć dzieci. Są niestabili emocjonalnie. Przed posiadaniem dziecka powinni przejść przynajmniej terapię…
Nie zgadzam się z Tobą, że ten co jest świetnym rodzicem w dorosłości, to był by taki w młodzieńczości. Najbliższy przykład, to moja osoba. Ale znam sporo innych, przeczących Twojej tezie. Znam też i zgodne. Generalnie do rodzicielstwa trzeba, jednak, dorosnąć.
Sedno sprawy,birbant.
Mam dwójkę dzieci. Oba się urodziły kiedy byłem już po 30-stce. Też mi postawiły życie na głowie, chociaż ani nastolatkiem ani nawet matką nie byłem. Więc używanie tego jako argumentu przeciw nastoletnim matkom jest, lekko mówiąc, nieszczere.
To fajnie, że masz dzieciaki.
Ale upieram się, że dziecko nastolatki, to duży problem i przenicowanie życia. I życia jej i najbliższego otoczenia. Planowane dziecko, to całkiem inny rodzaj kłopotu.
Nie odnoszę się do nastolatek, jako takich, odnoszę się do całego zagadnienia, wszystkich jego aspektów.
Czytałem bardzo ciekawe materiały w aspekcie historycznym, jak to z tym rodzeniem było kiedyś i jak ewoluowało. W poszczególnych warstwach hierarchicznych. Mógłbym wywieść, dlaczego przez wieki społeczeństwa cywilizowane ustaliły najlepszy minimalny wiek do zostania rodzicem. Nic nie bierze się z niczego.