Przecież czego się Jaś nie nauczy ,to Jan umieć nie będzie…
Jakie i kiedy podjęliście “pierwsze działania zarobkowe”?
Jak tylko moi bracia zarabiali pierwsze pieniądze.
Miałam cennik ile za co, najtańsze było wyrzucanie za nich śmieci
Korepetycje - byłam w VII czy VIII klasie.
Pewno chciałaś odnieść się do pytania autorki, a połasiłaś się na moje jabłko @gra?
Moja siostra wyciągała niejednego matołka z opresjii (matematyka), nigdy za to kasy nie brała.
Wracając do mnie.
Siostra mnie namowiła na
“Wakacje za własne pieniądze”, 2 miesiące spędziłam w Pobierowie, pracowałam jako kelnerka w domu wczasowyn.
Wczesnie zaczelam.
Praca pracy nierowna.
Dzieci, ktore pracuja lub nie pracuja w sensie stalego zajecia, ale po prostu cis robia, zeby fizycznie przezyc i to nie tylko w krajach okreslanych jako trzeci swiat jest wykorzystywana lub pracuje ponad sily.
Dziecinstwo powinno polegac na zrownowazeniu nauki, zabawy i ewentualnego pozniejszego wprowadzenia nauki zawodu poprzez praktykę.
Zakladajac, ze granice dziecinstwa ustali sie na poziomie 14-15 lat czyli ukonczenie edukacji podstawowej.
Przy tym pomoc w domu miesci sie gdzies pomiedzy praca a nauka, wynagrodzenie typu kieszonkowe powinno byc tez forma nauki gospodarowania finansami
Ja mije pierwsze 5 zlotych zarobilam w wieku 11 lat, u ogrodnika (do badylarza to mu brakowalo) w szklarni obrywajac dzikie paczki gozdzikow.
Mama zrobila awanture, ze dziecko na poniewierce, tato tylko sprawdzil czy aby praca grozna dla zdrowia nie jest i czy placa odpowiednio. Szybko do mnie dolaczyly dzieciaki z mniej uprzywilejowanych rodzin czyli baluckiej patologii, i nawet bankierem zo:stalam, bo w ramach SKO (czyli szkolnej kasy oszczednosciowej) trzymalam ksiegowosc. Dzieciaki baly sie kase do domu zabierac, bo matka z ojcem by przepili.
Szkola na to patrzyla przez palce. Ogolnie, uwazam, ze jak dziecko chce pracowac i zarabiac to problemu nie ma. Schody zaczynaja sie kiedy musi i odbija sie to na mozliwosci nauki.
A czy chcesz czy nie dzieci wlaczaja sie w dzialania rodziny - czy nazwac to praca? Zgodnie z definicja tak. Wyzyskiem? To juz zależy.
Pod koniec 8 klasy,przez blisko tydzien,mylem samochody w czasie Targow Poznanskich.Polubilem pieniadze,nie powiem
I mniej wiecej w tym samym czasie,w wieku 14-15 lat,regularnie zbieralem truskawki oraz jezdzilem na zbiory czeresni.
A jak i to sie wyczerpalo to podlaczalem sie do starszych kolegow ze spoldzielni studenckich i mylismy okna oraz 2 razy rozladowalismy wagony na dworcu.
To juz byles uksztaltowanym nastolatkiem. Tu chodzi o kilkuletnie dzieci. Bez przesady, nawet jak ci rodzic w zartach “wyplacil” zlotowke za wyrzucenie śmieci jak miales piec, szesc lat, to jeszcze nie praca.
A fakt, ciastko kupione za własne jakby bardziej smakowalo?
Pytanie brzmi: “Jak i kiedy podjales pierwsze dzialania zarobkowe?”
Ach,przypomnialem sobie o mini korepetycjach.Mielismy w klasie kolege ktory nie odroznial wieku XX od XV,RFN od Francji a juz kompletnie nie widzial roznicy miedzy I a II wojna swiatowa…
Jego mama kazala mi to poukladac.To byl poczatek 7 klasy i zawsze pare zlociszy wpadalo
Mogą dorabiać a nie pracować. W limitach godzinowych i kilogramowych.
Lepsze to niż smartfon.
W wieku lat 15, w szkole zawodowej, byłem już na etacie. W ramach praktyki wszyscy byliśmy zatrudnieni jako młodociani w zakładzie, który patronował naszej szkole. W sumie dobra sprawa, bo się młody człowiek od razu uczył dyscypliny i jakiejś odpowiedzialności. Przy okazji, kończąc szkołę mieliśmy już przepracowane 3 lata do emerytury
Tak to duży plus. Ja to jako gnojek różne rzeczy robiłem zarobkowo. Pomagałem dziadkom na wsi, wujkowi na budowie.
Kieszonkowego nie dostawałem.
Nam płacili. Kiepsko bo kiepsko, ale zawsze to coś. Strasznie pilnowano obecności, honorowano tylko L4, a na wakacje musieliśmy pisać podanie o urlop
O tyle mniej do emerytury.
Jak pykło 15 lat to z kolegami świadomie poszliśmy sobie zarabiać pieniądze po szkole, choć nie musiliśmy bo w domu nie było biedy. Rodzice byli powiadomieni co, gdzie i jak, dniówki płacone uczciwie zaraz po pracy, praca przy rozładunku i wyładunku na PSK, a jak nie było tej pracy, to była inna na budowach. Kasa była na wszystko - sam się ubierałem w sklepach, zeszyty, ksiáżki do szkoły, dyskoteki, zabawy, na dziewczyny kasa była, sam się żywiłem i jeszcze rodzicom kasę dawałem na inne potrzeby hoć jej rodzice nie potrzebowali
Rzeczy zakupione za swoje pieniądze były tak samo szanowane jak zakupione przez rodziców czy jak ktoś coś podarował. Był szał że mogę decydować co kupić sobie czy komuś - buty, odzież czy np. sprezentować, specjalnie rozrzutny nie byłem ani sknera, kasa leżała na widoku, jak była potrzeba to była brana / mama, tata / i póżniej mi oddawali bez kłótni. Nigdy nie byłem bez kasy, podobnie dziś
W sumie to już pracowałem w podstawówce wcześniej za free od 5 klasy, a ludzie i tak kasę wciskali do ręki
Takze nie przypominam sobie bym byl bez kasy.Jest tylko pewne"ale" Gdzies od 3 klasy liceum,zaczeła sie popularność gry w kosci.Otóż mialem NIEPRAWDOPODOBNE szczescie a takze smykałke do podejmowania trafnych decyzji.
Ta"faza" trwała przynajmniej 10 lat,jesli nie dluzej.Stawki rozmaite ale czasem nawet 1 zl za punkt,co juz bylo ostrym hazardem.I przez te,przyjmijmy,dekade,przegralem znacząco tylko raz.Wygralem zaś tysiace złotych!
Bylo na plyty,na rozmaite niespodzianki z Pewexu [ciotka w Kanadzie oraz znajomi cinkciarze jak żywcem wyjeci z 07 zgłoś sie-to robiło róznice!].
Tylko ze w latach 80-tych zaczął sie inny problem.Nie było na co wydawac pieniedzy!.Musialem wrecz kupowac zielone i walić do Pewexu bo w wielkim miescie Poznaniu,mozna bylo pojść do kina,kupowac plyty na giełdzie ale nie mozna bylo kupic normalnych butów,jeansow,sztruksow…A za jedzeniem stalo sie pol dnia.Zreszta co ja Ci bede gadał-sam wiesz.
W 1986 trafila mi sie na prawie 7 lat,firma polonijna.A tam przez pierwsze prawie 2 lata,trzykrotna średnia krajowa
Nigdy nie bylem bogaty ale tak jak piszesz,o kase potrafilem zadbac.
Uczciwie mowiąc to pod koniec studiów…
Obawiam się, że tu chodzi o inny rodzaj pracy, o dziecięcą prostytucję, szycie ubrań za 60 centów dziennie, żebractwo i wiele inny ch, o których to “zajęciach” normalnym ludziom się nie śni. Nawet dzisiaj był artykuł o niewolnictwie w Indiach i tym, ile kosztuje dziewczynka sprzedana do burdelu…
Albo na “sluzaca” do Arabii Saudyjskiej.
Handel ludzmi to problem współczesny. Ale “potomkowie niewolników” wola zajac sie obalaniem pomnikow i zadymami niz tym.