Czym się bawiliście kiedy byliście dziećmi

Ty w szkołę a ja mialem taki epizod gdy wieczorami bawiłem się w sklep.UWIELBIAŁEM sprzedawać!!! I troche mi do dzisiaj zostało :wink:
Ale najbardziej lubiłem układać towary na półkach.
I nic sie nie zmieniło.Tylko dzisiaj układam gdodzinami książki i płyty :innocent:

3 polubienia

Mielismy - my dzieci- takie drzewo w lesie. Nazywalismy je małpim drzewem. Bylo takie dziwne w ksztalcie z powykrecanymi konarami praktycznie od ziemi. A potem ktos to drzewo wyciął. Żal ogromny.

3 polubienia

W lesie…Ja w centrum miasta raczej nie miałem"lasu" :innocent:
Ale było takie drzewo…W środku podwórka.Wielkie jak baobab!
Ale jedno drzewo na tyle dzieciaków…
Nawet sam na sam z Kasią czy Basią być nie mogłem… :smiley:
Wszyscy chcieli…

3 polubienia

Moja pamięć sięga do prostych drewnianych klocków i pluszowego misia, z którym spałem. Mama mówiła mi, że wreszcie wypadły mu paciorki oczne czego nie pamiętam.
Kiedyś w sklepach papierniczych były grube plansze z rycerzami ustawione pod konkretne bitwy .Wycinało te sylwetki i ustawiało na stole bądź podłodze. Uwielbiałem to. Na urodziny chrzestna kupiła mi szabelkę blaszaną z paskiem i pochwą, wtedy stawałem się panem Wołodyjowskim walcząc np z piecem kaflowym. Postać pana Michała znałem z opowiadań ojca. Całą Trylogię w ten sposób poznałem. Moją zabawą było obserwowanie pociągów. Nigdy mi się to nie znudziło do dziś. Znaczki też zbierałem, ale to już jak byłem starszy. Lubiłem też robić ludziki z kasztanów.

4 polubienia

moj mis prawie nie przezyl mojej operacji, cala podloga byla zalana jakims plynem…W gume tez sie skakalo od majtek.No i jak u @joko probowalismy spalic dom i przechodzic po parapecie oknem takim z konca w koniec w sliskich kapciach. Ale mama wrocila, rzucila zakupy na chodnik i nim cos zdazylismy to nas sciagnela oboje :frowning: Ja tego nie pamietam, pamietam tylko proby podpalenia domu..w dziurach w scianie zesmy palic probowali.

2 polubienia

Auta, klocki, narzędzia wszelakie. Najlepsze były zabawki zrobione z tych, które wcześniej popsułem. Koledzy mieli mnóstwo żołnierzy, ja żadnego. Wolałem te bardziej „kreatywne” zabawki, albo „prawdziwe” przedmioty.

1 polubienie

Zacny panie Michale, tym razem nie do końca masz rację. A skąd się to wzięło? Tak jak wyczytałem dość dawno temu, są to resztki atawizmu jeszcze z czasów jaskiniowych kiedy to o daną jaskinię trzeba było walczyć z konkurencją nie tylko ludzką ale i zwierzęcą. Żeby przeżyć trzeba było też polować czyli zabijać. Te atawizmy ponoć maleją, nie kastrujmy, zatem czegoś co jest naturalne, a spokojnie czekajmy aż całkiem kiedyś przeminie. Nie bawmy się w skrajne feministki, które chętnie kastrowały by mężczyzn zaraz po ich urodzeniu.
Moim zdaniem, popartym czytaniem tego i owego, zabawy militarne dzieciaków nie przekładają się na ich dorosłe życie. Podam dwa ewidentne przykłady z naszego forum. Pierwszy nieskromnie będzie mój. Bawiłem się rycerzami papierowymi, a to nie różni się od zabaw ołowianymi żołnierzykami. Ba, z korkowcem biegałem po podwórkach i bawiłem się z innymi w wojnę. Nieraz kończyło się to “honorowymi pojedynkami” z powodu kłótni kto kogo pierwszy “zabił”. A potem jakby nigdy nic przechodziło się do gry w klipę albo w piłkę.
Drugim przykładem niech będzie kolega @collins02 który zapodał, że godzinami bawił się owymi żołnierzykami. Jakoś nie wyrósł na wojennego rzeźnika.
Mam znajomego rówieśnika, który w dzieciństwie bawił się lalkami przez pewien okres, a w dorosłym życiu został oficerem i brał udział w misjach na Bałkanach i Iraku. Dziś jest emerytowanym pułkownikiem, a jego hobby to… kolejnictwo.
Odmiennym problemem i to olbrzymim jest indoktrynacja militarno-patriotyczna od dziecka, co dziś widzimy w Rosji ale to nie ma nic wspólnego z naszym tematem.

3 polubienia

Alez kolego @birbant przecież ja w moim poście zaznaczyłem dokładnie to samo. Tez uważam, że NIE należy łączyć tego typu zabaw z późniejszym rozwojem osobowości. Miałem na myśli jedynie aspekt moralno-wychowawczy tego zjawiska, który o dziwo, jakoś nie doczekał się odpowiedniego komentarza.
Ja po prostu ośmieliłem się wyrazić swoje zdziwienie, że zabawa dzieci, a więc coś przyjemnego, beztroskiego, rozrywkowego ma swoje źródło w przemocowych zrachowaniach dorosłych. Czy tak powinno być? Nie wiem, pewnie tego nie zmienimy, ale nadal twierdzę, że tak być nie powinno.

1 polubienie

Ja jeszcze sobie przypomniałem, że oprócz kapsli - czyli namiastki kolarstwa, bawiłem sie z bratem w skoki narciarskie. Ustawiało sie deskę do prasowania opartą pod kątem o ścianę czy stół, w jej połowie przymocowywało się zrobiony z tektury próg i puszczało z góry małe plastikowe samochodziki, które po wybiciu z progu wykonywały piękny lot. Poniżej progu na desce był przypięty centymetr krawiecki, dzięki któremu można było okreslic odległośc skoku.

4 polubienia

Identycznie!
Tyle ze znowu,za pomocą pokolorowanych kapsli.
Tyle ze nikt nie publikowal [jak w przypadku Wyscigu Pokoju] listy startowej i trzeba było uważnie słuchać Mrzygłoda :smiley:

No przeciez w Przeglądzie Sportowym były wyniki. Ale fakt, spisywałem mniej znane nazwiska skoczków bezpośrednio z transmisji w TV.

1 polubienie

No tak.Ale raczej"po".Ale przede wszystkim,aby dostać Przegląd…musiałbym czasem stać jak za mięsem.Od 6 rano…

1 polubienie

My z bratem mieliśmy sporą inwencję w naśladowaniu różnych zawodów sportowych. Mieliśmy w domu piłkarzyki na sprężynki, pamiętam udało mi sie zdobyć w Przeglądzie Sportowym zestawienie wszystkich grup eliminacyjnych do Mundialu 1974. (na wszystkich kontynentach). Mozolnie odgrywaliśmy wszystkie mecze, az do finału włącznie. Pamiętam, że o złoto walczyła Szwajcaria z Kanadą. :slight_smile:
Po olimpiadzie zimowej w Sapporo odgrywaliśmy niemal wszystkie dyscypliny (z wyjątkiem jazdy figurowej). Biegi narciarskie - jako wyścigi kapsli (biathlon z dodatkowym rzucaniem lotkami do tarczy), skoki, - jak w poście powyżej, hokej - w zastępstwie były piłkarzyki. Narciarstwo zjazdowe i saneczkarstwo naśladował tor od kolejki elektrycznej ułożony w spadek z wirażami – wygrywał ten wagonik, który najdalej dojechał. Łyżwiarstwo szybkie było na czas, wiec tu posługiwaliśmy sie kierowanym zdalnie samochodem jeżdżącym po owalnym torze narysowanym kredą na podłodze.
Ech, to były czasy!

3 polubienia

Z tymi torami…Nie wpadlem na to…
Ale wiekszość bardzo podobnie,choćby z uwagi na dostępność materiału :laughing:
No i faktycznie,sposobu na jazde figurową nie znalazłem.Był czas że nauczyłem sie odróżniać większość skoków [po wręcz mozolnym przyglądaniu sie…] ale…Pozostało niewykonalne.
Jeden z kolegów z klasy,dostał w grudniu ruski hokej.Zupelnie jak futbol tylko kręciło sie hokeistami z kijami.Kążek była na delikatnym magnesie…
Póki ktoś nie rozwalił czegoś,wypożyczaliśmy :laughing:Tym bardziej że kolega nie wpadł na to by kasować :innocent:
Co ciekawe…Kiedy wiele lat pózniej,pracowałem w Merimpexie,w czasie przestojów na produkcji [mawiano wtedy że statki z taśmami z Hong Kongu,utknęły w jakiejś cieśninie :roll_eyes:] jeden z dzwiękowców przyniósł…identyczny hokej.No i 12 facetów rzuciło sie na to jak byśmy dalej mieli po 10 lat…

3 polubienia

Ja z kolei nigdy nie bawiłem się w sport. Po prostu biegało się od popołudnia do nocy za piłką, ślizgaliśmy się zimą na zamarzniętych łąkach, goniliśmy się z kolegami. Później jak byliśmy starsi to ścigaliśmy się motorowerami. Nawet zaliczyłem płot bo nie wyrobiłem na zakręcie. Płot był na tyle stary i słaby że większej szkody nie zrobił mi ale zatrzymał mnie. Następne 3 miesiące chodziłem na piechotę.

A w hokeja też graliśmy.

2 polubienia

Ja oczywiście też. Mało że piłka, robiluśmy podwórkowe olimpiady, oprócz zwykłych biegów był np. bieg przez płotki (czyli ławki), rzut oszczepem (kijem), kulą (kamieniem) czy skok w dal.

4 polubienia

W rzucie kiejm,jak to nazwałeś, byłem na serio,w podwórkowy sposób,dobry.Wygrywałem z silniejszymi.Mieliśmy o tyle dobrze że moje pózniejsze liceum no. 2,bylo po drugiej stronie ulicy.I oni zostawiali czasem sprzęt na naszym placu-boisku,do wieczornych godzin.
Za niski byłem na ten sport ale najlepiej czułem sie przy skoku wzwyż.Oraz oczywiscie,moja"korona" czyli 100m.

3 polubienia

Nam się zdarzały biegi po stogach słomy, walka na kije. Jako dzieciak się nie nudziłem. I telefonów komórkowych nie było.

1 polubienie

A w zośkę ziemniakiem z piórami grałeś?

1 polubienie